Smutek może być radosnym zwiastunem. Kto czasowo
nie doznaje smutku, nie ma szans na prawdziwą radość. Trwała i autentyczna
radość to wielki skarb. Aby go zdobyć, potrzeba jednak wiele cierpliwości
i głębi przeżywania. Warto nie pomylić radosnych namiastek z rzeczywistą
radością. Niestety, często dwie iluzje wyprowadzają ostatecznie na smutne
manowce. Jedna ma posmak typowo „światowy”, zaś druga „pseudo-pobożny”.
Radość „światowa” zawsze zasadza się tylko na
jakimś doczesnym dobru. Radosne emocje są tu konsekwencją posiadania czegoś.
Ale wszystko, co doczesne, jest nietrwałe. Dlatego radość taka z góry skazana
jest na przeobrażenie się w smutek. Jest to rezultat przeżywania stanu utraty i
pustki. Gdy mam, cieszę się; gdy tracę, wpadam w smutek. Kto zaczyna odnosić
sukces, w tej samej chwili wchodzi na drogę, która prowadzi do porażki.
Euforia, motywowana tylko światową radością, jest zapowiedzią jeszcze głębszej
depresji. Wesoła impreza, a potem beznadzieja i pustka.
Radość „pseudo-pobożna” opiera się na złudnym
przekonaniu o swej "wielkiej wierze" w Boga. Twarz takiego wierzącego
promieniuje radosnym zadowoleniem z siebie. Pojawiają się mądre powiedzenia,
niestety brzmiące jak puste slogany. Pozornie wygląda to bardzo pobożnie. Ale
jak dokładniej się przyjrzeć, to w takim uśmiechu jest wiele mdłego lukru i
światowej płytkości. W rzeczywistości radość nie jest tu budowana na żywym
Bogu, ale na pięknym obrazie siebie jako wierzącego w Boga. Na twarzy nie widać
blizn po przeżytych cierpieniach. Nie ma tu dotarcia do głębszych poziomów
ludzkiego przeżywania. Można to przyrównać do przypadku kobiety, która cały
czas była bardzo wesoła, bo nigdy nie doznawała bólu rodzenia drugiego
człowieka. Przy czym poród należy tu rozumieć zarówno w sensie
typowo fizycznym, jak i duchowym. Ludzie, którzy w życiu doznali wiele
cierpienia, z reguły nie ulegają pokusie „przesłodzonych opowieści” o Bożej
miłości i radości.
Tak! Wielka jest pokusa powierzchownej radości,
światowej i pseudo-pobożnej. Ale nie można się poddawać. Warto zdążać do
prawdziwej radości, która nie przemija. Jezus tak mówi o tym głębokim
doświadczeniu duchowym: „Znowu jednak was zobaczę, i rozraduje się serce wasze,
a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać” (por. J 16,
20-23). Rewelacja! Oto gwarancja trwałej radości. Pierwotnym źródłem
tej trwałości jest Jezus, który zawsze JEST. Oczywiście w konkretnym
przypadku, Jezus może być obecny poprzez człowieka, przedmiot, określoną
sytuację. Znakiem czystej Jezusowej radości jest to, że zewnętrzna zmiana nie
powoduje istotnej zmiany we wnętrzu człowieka. Zasadniczy stan radości
niezmiennie trwa: w spotkaniu i w samotności, w obfitości i w ubóstwie, w
sukcesie i w porażce. Ale żeby zyskać tak wielki skarb, trzeba uprzednio
zapłacić wysoką cenę próby smutku. „Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz
zamieni się w radość”.
Jezus wskazuje na smutek kobiety, która doznaje
bólu w trakcie porodu. Potem jednak ten ból przeobraża się w głęboką radość.
Tak oto zostaje przezwyciężona pokusa banalnej płytkości. Człowiek staje się
świadkiem prawdziwej radości, gdy ma za sobą bolesne doświadczenie porodu.
Rodzenie fizyczne bądź duchowe drugiego człowieka jest źródłem wielkiego bólu.
Właściwie to poród duchowy jest często o wiele cięższym doświadczeniem niż bóle
w trakcie fizycznego porodu. Ten ból generuje doraźny smutek. Ale tylko w
bolesnych bruzdach cierpienia mogą popłynąć życiodajne strumienie autentycznej
Boskiej Radości. Taka radosna twarz „po przejściach” jest przedziwnym
arcydziełem. Radość, która jest owocem zwycięstwa nad smutkiem, to wiarygodny
świadek Wieczystej Radości Boga.
30 maja 2014 (J 16, 20-23)