W jaki sposób być dobrym rodzicem? Jak najlepiej
pełnić obowiązki szefa? Odpowiedzialny za innych ludzi, co powinien robić, a
czego unikać? Te wszystkie pytania mają jeden wspólny mianownik: jak prawidłowo
sprawować władzę? Oczywiście, wyznawcy „logiki światowej” zbytnio się nad tym
tematem nie rozczulają. Dominuje po prostu zasada „prawa siły”, która za nic ma
„siłę prawa”; o miłości już nawet nie wspominając. Takie „światowe”
zachowanie nie ma oczywiście nic wspólnego z chrześcijańską
postawą. A na czym polega różnica? Jak powinien postępować
człowiek, który po chrześcijańsku podejmuje odpowiedzialność za drugiego
człowieka? Wyrazistą odpowiedź daje nam ewangeliczny dialog Jezusa z Piotrem
(por. J 21, 15-19). Przed podjęciem pasterskiej posługi, Piotr składa wobec
Jezusa potrójne wyznanie miłości: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”.
To bardzo konkretny drogowskaz. Miłość do Jezusa
Chrystusa jest niezbędnym fundamentem, na którym dopiero mogą być budowane
dalsze „piętra” ludzkich relacji. Jest w tym wyrazista duchowa logika.
Chrześcijanin sprawujący władzę ma status pasterza, który realizuje swą misję
jako otrzymaną od Jezusa i w imieniu Jezusa. Jako pasterz powinien być niejako
widzialnym, słyszalnym i dotykalnym znakiem samego Boga.
Zasadniczym celem chrześcijańskiego przełożonego wobec
podwładnego jest bycie „pośrednikiem” Bożej Miłości i Troski. Przełożony musi
ciężko pracować nad uśmiercaniem swej woli, aby być tylko i wyłącznie sługą
Bożej Woli. Teoretyczne uznanie tych zasad daje w praktyce możliwość trzech
różnych interpretacji: dwie błędne i jedna dobra.
W pierwszym przypadku przełożony postrzega swoją
„silniejszą” pozycję jako środek do pozbawionego oporu kierowania podwładnym,
którego uważa za „słabszego”. Miłość pasterska błędnie utożsamiana
jest z autorytatywnym paternalizmem. Nie ma tu miejsca na wsłuchanie się
w potrzeby, spostrzeżenia i oczekiwania powierzonej sobie owieczki. Dominuje
postawa demonstrowania posiadanej władzy i pokazywanie "kto tu
rządzi". Rodzic nie rozmawia z dzieckiem, tylko "rozkazuje".
Przełożony kompletnie nie bierze pod uwagę sugestii podwładnych, ograniczając
się do wydawania poleceń. Panuje klimat, w którym nie ma wzajemnego zaufania i
duchowej bliskości w Bogu.
Druga
sytuacja jest przejawem zupełnie innego problemu. Tym razem człowiek mający
władzę boi się odważnie i zdecydowanie prowadzić swe owieczki.
Dochodzi do sytuacji paradoksalnej. „Silniejszy”, który ma kierować”, zaczyna
być kierowany przez podlegających sobie „słabszych”. Dobrze
ilustrują to sytuacje tzw. bezstresowego wychowania, gdzie dzieci zaczynają
„rządzić” rodzicami. Początkowo może to być sympatyczne, ale z
czasem zaczyna wytwarzać się atmosfera chaosu i zagubienia. „Miłująca
bliskość” nie jest tu wcieleniem Bożej Miłości, ale tak naprawdę
nieodpowiedzialnym egoizmem, zalęknionym o siebie.
Przełożony
sprawujący władzę wedle „Serca Bożego” to człowiek, który odważnie podejmuje misję
„bycia silniejszym”. Z pokorą, otrzymaną „siłę władzy” traktuje
jako „święte narzędzie”, przy pomocy którego troszczy się o
„słabszego”. Służba miłości jest tutaj swoistą syntezą wsłuchania się w Boga i
w człowieka. Owocem tego stają się autonomiczne decyzje, podejmowane zgodnie z
sumieniem. Decyzje takie obrazowo można przedstawić
jako zdrowe rośliny, wyrastające z gleby umiłowania Chrystusa. Nieraz mogą być
to trudne decyzje, ale jeśli są konieczne, nawet za cenę doraźnego bólu trzeba
je podjąć. Niedopuszczalne są sytuacje, gdy jakieś jednostki ewidentnie szkodzą
całej wspólnocie. Obowiązkiem pasterza jest wtedy mądra reakcja, która
uniemożliwi kontynuację tych egoistycznych działań. Stawką jest tutaj dobro
całej wspólnoty. Zarazem mądrość miłości pasterskiej polega na tym,
aby każdemu umożliwić jak najlepsze warunki osobistego rozwoju,
który jednocześnie będzie służył dobru całej wspólnoty. Po chrześcijańsku
sprawować władzę, to całym sercem troszczyć się o to, aby zarówno poszczególne
osoby, jak i cała wspólnota, mogły wcielić w życie wolę Jezusa Chrystusa,
jedynego Pasterza.
6 czerwca 2014 (J 21, 15-19)