Bóg jest Miłosierdziem. Ufam, że Jego miłosierne
promienie ogarniają także moją nędzną osobę. Umocniony tą prawdą z nowym
zaangażowaniem zacząłem prosić Boga, aby jak najszybciej zabrał mnie z tego
świata. Liczę na wstawiennictwo świętych, zwłaszcza tych, którzy doświadczyli
łaski rychłego odejścia z tego ziemskiego padołu.
Duchowej odwagi i intelektualnego wsparcia
dodaje mi piękna refleksja św. Augustyna, który wskazuje na pewien paradoks.
Otóż wiele osób twierdzi, że wierzy w obietnice Jezusa Chrystusa, a zarazem ci
sami ludzie za wszelką cenę nie chcą umierać i pragną pozostać jak najdłużej w
doczesności. To jakieś głębokie nieporozumienie lub najzwyczajniej w świecie
brak rzeczywistej wiary. Jeżeli bowiem szczerze ufamy Jezusowi, to prostą
konsekwencją powinno być szczere pragnienie, aby jak najszybciej dotrzeć do
Domu Ojca. Wszak jest to niezwykłe miejsce pełnego zjednoczenia z Bogiem i w
Bogu z kochanymi ludźmi.
Kiedyś spotkałem się ze spostrzeżeniem, że
zamiast chcieć umierać, powinienem jeszcze pomęczyć się na ziemi. Moim skromnym
zdaniem, to rozumowanie nijak ma się do chrześcijańskiej prawdy o darmowości
Bożej łaski. Wspomniana koncepcja „o męczeniu się” zakłada pierwszoplanowość
ludzkiego zasługiwania i ma w sobie głęboko skrywaną beznadzieję. Powstały w
historii Kościoła ruch protestancki był m.in. próbą odreagowania na tego
rodzaju poglądy. Wielka szkoda, że tym razem popadnięto w drugą skrajność,
całkowicie negując ludzki trud, a wszytko sprowadzając do czystej łaski.
Potrzeba jednocześnie Bożej łaski i ludzkiego
trudu. Wysiłek człowieka nie polega jednak na stwarzaniu czegoś absolutnie
nowego, ale na przyjęciu Bożej łaski. Pięknie oddaje to sformułowanie, że Bóg
stworzył człowieka bez niego, ale bez niego nie może go zbawić. Dlatego całym
sercem mówię Jezusowi, że pragnę przyjąć wszystko, co mi na Wieczność
przygotował w swej niepojętej Miłości. Byłbym przeszczęśliwy, gdybym już
wkrótce mógł stanąć „twarzą w Twarz” wobec Boga. Nie znaczy to, że czuję się
już doskonały. Wręcz przeciwnie. Widzę bezmiar swej nędzy i słabości. Ale ufam
w Miłosierdzie Boże. Wszak Jezus przyszedł nie po to, aby zbawić sprawiedliwych,
ale grzeszników. Zarazem Bóg doskonale wie, że w mym sercu jest całkowite
pragnienie bycia z Nim na Wieczność.
Mam tylko taką cichutką prośbę, aby przed
śmiercią mieć jeszcze przynajmniej kilka dni, żeby maksymalnie otworzyć się na
Boga. Nawet jeśli te ostatnie dni będą ciężką chorobą, to będę wdzięczny
bezgranicznie za taką piękną łaskę. Tak! Nie pomyliłem się. Cierpienie
ostatnich dni jest wielkim Bożym darem. Pozwala jeszcze lepiej przygotować się
na przejście z tego świata do Wieczności. Odczuwam taką „Bożą zazdrość” wobec
św. Tereski, św. Faustyny i św. Elżbiety, że mogły umierać w cierpieniu,
zarazem mając jasną świadomość kończącego się doczesnego życia. Świętej
Faustynie Bóg objawił nawet konkretny dzień przejścia do Wiecznego Domu. Zarazem
mam nieustannie żywo w pamięci pewien opisany w „Dzienniczku” epizod. Otóż
pewna osoba prosiła św. Faustynę o wybłaganie daru rychłej śmierci dla siebie.
Rzeczywiście w rok po przedstawionej prośbie, owa osoba zmarła.
Tak! Będę jeszcze usilniej prosił o łaskę
rychłej śmierci, aby przejść do Życia. Jednocześnie każdą modlitwę o śmierć
chcę kończyć słowami: „Nie moja, ale Twoja Wola Panie niechaj się dzieje”. Tak!
Najważniejsze jest wypełnienie Bożej Woli. Ale modlitwa błagalna jest
niezbędnym środkiem, aby przygotować swe nędzne serce na przyjęcie Bożych
Planów, z Miłością i Ufnością. Boże, jeżeli mnie miłujesz, zabierz mnie jak
najszybciej z tego świata do Wieczności. Ten moment na pewno nastąpi. „Jezus
nie powiedział mu, że nie umrze” (J 21, 24). Żyję Nadzieją...
7 czerwca 2014 (J 21, 20-25)