Modlitwa przypomina górską wspinaczkę. Najpierw
pojawia się pytanie, jakie góry uczynić celem wyprawy. Potem daje o sobie znać
obawa i zmartwienie. Obrany szczyt wydaje się wysoki, odległy i nie
do zdobycia. Gdy jednak odważnie wyruszymy w drogę, następuje wyzwolenie sił i
optymizm wraca. W trakcie wyprawy nadzieja zostaje poddana próbie. W kryzysowych
chwilach przed oczami staje nawet widmo powrotu. Kto jednak z determinacją
kontynuuje górskie zmaganie, po wielu trudach ostatecznie dociera na
szczyt. To, co na początku wydawało się niemożliwe, na końcu staje
się dotykalną rzeczywistością. Ciało i dusza mogą nasycać się górskim wiatrem,
który daje poczucie zaspokojenia i pełni istnienia.
Warto pamiętać o tej górskiej metaforze w
naszych modlitewnych zmaganiach. Istnieje bardzo dużo podobieństw. Przede
wszystkim u początku modlitewnego wołania powstaje pytanie, czy jest ono
skierowane we właściwym kierunku. Czy prawidłowo obieramy życiowy szczyt, w
stronę którego chcemy zdążać? Uwyraźnia się tutaj relacja pomiędzy modlitwą i
pragnieniem. Nieraz pragniemy tego, co dla nas lub dla kogoś wcale nie jest potrzebne,
a wręcz szkodliwe. Dobrze u początku wziąć pod uwagę taką ewentualność. Nie
znaczy to, że należy jakieś piękne pragnienia usuwać. Dobrze mieć jak
najwspanialsze pragnienia. Ważne jednak, aby uwzględnić fakt, że
naszym przeznaczeniem może być inny szczyt niż ten, który pierwotnie
upatrzyliśmy sobie.
Następnie mocno daje o sobie znać pokusa
zwątpienia. Obrany cel wydaje się tak nierealny, że rozum usiłuje wyperswadować
konieczność rezygnacji. Takie zwątpienie byłoby wielkim błędem.
Trzeba tym bardziej gorąco modlić się. Wszak zwracamy się do Boga, który jest
nieskończony. Modlitwa jest uprzywilejowanym środkiem, aby doświadczyć na sobie
prawdy, że marzenia się spełniają.
Wreszcie trzecia pokusa łączy się z postawą
zniechęcenia. Po odbyciu pewnej drogi, daje o sobie znać dotkliwe zmęczenie.
Najczęściej w trakcie wchodzenia na górę szczyt nie jest widoczny. Podobnie z
modlitwą. Brak dostrzegania namacalnych rezultatów powoduje zwątpienie. Ale nie
można się poddać. Jeśli jesteśmy w sercu do czegoś przekonani, to trzeba
wytrwale modlić się. Im wspanialszy jest cel, do którego zdążamy, tym bardziej
potrzebna jest wytrwałość. Bóg szanuje wolność człowieka. Doświadczenie oporu i
czasowego braku pożądanego efektu jest próbą, która weryfikuje, czy rzeczywiście
coś jest dla nas wielkim skarbem. Jednocześnie w fakcie, że Bóg nie udziela od
razu tego, o co prosimy, jest wielka pedagogiczna mądrość. Dzięki oczekiwaniu w
człowieku narasta pragnienie i serce otrzymuje bezcenną pomoc, aby mogło jak
najszerzej otworzyć się i jak najpełniej przyjąć ofiarowany nam przez
Opatrzność wielki dar. Wartość rzeczy mierzy się poziomem trudu, jaki był
potrzebny do ich zdobycia. Modlitwa szczególnie domaga się intensyfikacji
wtedy, gdy człowieka ogarnia osłabienie oraz chęć rezygnacji i odwrotu.
W tych modlitewnych zmaganiach, Jezus
Chrystus kieruje do nas rewelacyjne słowa zachęty: „I Ja wam
powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a
otworzą wam” (por. Łk 11, 5-13). Oto konkretny modlitewny drogowskaz. Jezus
zaprasza nas do odważnego wyrażania doświadczanych pragnień, do pokornego
poszukiwania i wreszcie do pełnej determinacji wytrwałości. Poprzez taką
modlitwę dokonuje się niejako synchronizacja i uzgodnienie naszego pragnienia z
Bożym pragnieniem dla nas. W rezultacie, tylko kwestią czasu pozostaje, kiedy z
pełnym przekonaniem będziemy mogli powiedzieć, że poprzez modlitwę:
otrzymaliśmy, znaleźliśmy i zostało nam otworzone.
Największym owocem modlitwy jest obecność Ducha
Świętego. Duch Święty sprawia, że człowiek ma poczucie bycia spełnionym i
nasyconym. Bóg daje pragnienia po to, aby samemu je najdoskonalej zaspokoić.
Dlatego Jezus z mocą obiecuje: „Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go
proszą”. Przyjdź Duchu Święty, przyjdź Duchu Święty!
9 października 2014 (Łk 11, 5-13)