Ból, który paraliżuje ciało. Cierpienie, które
obezwładnia duszę. Chmury przytłaczających myśli. Czerń zdaje się być jedynym
kolorem, realnie istniejącym. Ale bywają też stany, gdy radość wręcz rozpiera
całe ciało. Szczęście daje poczucie nieziemskiej mocy. Głowa pełna jest
górnolotnych myśli i „boskich projektów”.
Te dwie sytuacje pozornie nie mają ze sobą
nic wspólnego. Gdy jednak przyjrzymy się ludzkim historiom, odkryjemy coś
niebywałego. Otóż okazuje się, że często cierpienie i szczęście są to tylko
dwie odmienne drogi, które ostatecznie prowadzą do tego samego, do życiowej
porażki. Jak to możliwe?
Cierpienie ma potężną moc niszczenia człowieka.
Dlatego samo z siebie nie uszlachetnia, ale wyzwala najbardziej upokarzające i
autodestrukcyjne mechanizmy. Gdy sprawa dotyczy bólu serca, które zostało
radykalnie skrzywdzone, kontemplacja doznanej cynicznej pogardy staje się
wielką pokusą. Gdy człowiek pozostanie sam, wówczas skazuje się na pożarcie
przez demony. Tragicznym finałem przeżywanych udręk fizycznych bądź duchowych
staje się beznadziejna przegrana.
Jeśli chodzi o szczęście, na początku przybiera
postać tego, co buduje i pozwala człowiekowi rozkwitać. Gdy jednak człowiek
zacznie wierzyć tylko w swoją szczęśliwą moc, nastąpi proces „odlatywania od
rzeczywistości”. W pewnym momencie demon ze śmiertelną powagą powie: „Jesteś
Bogiem! Już nie podlegasz żadnym regułom. To reguły Tobie
podlegają”. Wiara tym słowom powoduje, że „człowiekowi zaczyna rozum
odbierać”. Sukces ziemski przeobraża się w ziemski upadek. Nieraz demon pozwala
być „na fali” aż do śmierci, aby dopiero wtedy upodlić katastrofalną przegraną
na wieki.
Porażka nie jest przeznaczeniem człowieka.
Człowiek został stworzony do tego, aby odnieść zwycięstwo. Jest to możliwe
jednak tylko dzięki mocy, która pochodzi od Boga. Tę Boską moc możemy
przyjmować poprzez modlitwę. Gdy człowieka wypełnia skrajne cierpienie,
zdecydowana większość modlitw jest jednak ponad siły. Z kolei w
przypadku wielkiego szczęścia, często różne odniesienia do Boga nie
są modlitwami, ale „pobożnym wyrażeniem” czysto ludzkiej euforii. Cóż więc
począć?
Bezcenną odpowiedź daje nam dzisiejsze
wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Różańcowej. To świetna okazja, aby
uświadomić sobie, że istnieje bardzo realistyczna i bezpieczna modlitwa, która
nazywana jest różańcem. Dzisiejsze wspomnienie zostało ustanowione na pamiątkę
zwycięstwa wojsk chrześcijańskich nad armią muzułmańską, pod Lepanto w roku
1571. Pierwotna nazwa wspomnienia brzmiała: „Matki Bożej
Zwycięskiej”. Potem została zmieniona na obecną nazwę. Określenia „Matki Bożej
Zwycięskiej” i „Matki Bożej Różańcowej” stały się synonimiczne. Oznaczają to
samo.
W tym kontekście, możemy odkryć
niesamowitą prawdę, że różaniec jest modlitwą dla ludzi, którzy pragną
zwyciężać. Istotą jest tutaj zwycięstwo wewnętrzne; zwycięstwo przeżywane w
sercu. W zewnętrznych kategoriach świata owoc modlitwy różańcowej może być
postrzegany jako porażka lub sukces. W tym świetle, trzeba pamiętać, że
prawidłowa logika nie jest taka, że najpierw mam wizję zwycięstwa i potem modlę
się o jej spełnienie. To może skończyć się głębokim rozczarowaniem. Zwycięski
charakter modlitwy różańcowej polega na trzech fundamentalnych krokach.
Najpierw przeżywam określony stan życiowy, następnie gorąco modlę się na
różańcu do Jezusa, za wstawiennictwem Maryi. Wreszcie, trzecim
krokiem jest przyjęcie jako zwycięstwa tego, co jest owocem modlitwy. Istotę
stanowi wewnętrzne poczucie zwycięstwa w tym, co z Bożej Opatrzności na zewnątrz
zaistniało.
W szczególny sposób warto pamiętać o
różańcu w wielkim cierpieniu i w szczęściu. Cierpienie przeżywane z
różańcem w ręku pozwala kontemplować Boga (por. Łk 10, 38-42).
Dzięki temu następuje uszlachetnienie i uświęcenie człowieka. Z kolei w przypadku
szczęścia, pokorna forma różańca chroni modlącego się przed „pysznym
odlatywaniem”. „Szczęściarz” jest niejako poprzez różaniec
„temperowany i ociosywany”. Wówczas ziemskie szczęście i sukcesy nie powodują
duchowego upadku, ale przynoszą największe zwycięstwo, jakim jest uwielbianie
Boga w sercu.
Maryjo, Matko Różańcowa, módl się za nami!
7
października 2014 (Łk 10, 38-40)