Sens wiary


Wierzysz w Jezusa, Pana i Zbawiciela? Oto pytanie, które w oktawie Bożego Narodzenia nabiera szczególnego sensu. Celem refleksji nie jest jednak moralizatorskie „dzielenie włosa na czworo”. To raczej dołuje niż pomaga. Chodzi o pełniejsze otwarcie „bram swego życia” na Boskiego Zbawiciela. Wszak życie niesie w sobie wiele doświadczeń, w których sami o własnych siłach polegniemy, będziemy „grać twardzieli” lub poważnie się pogubimy. Jezus pragnie nam pomagać w życiu, ale nie ma w sobie „mentalności reklamowego natręta”. Jako Człowiek o Boskiej kulturze w pełni szanuje nasze prawo do wolnego wyboru. 

Wybór i pragnienie Jezusa są niezbędnym fundamentem na drodze wiary. Zarazem pragnienie to może mieć różną zdolność absorpcji „Bożej Obecności”. Woda polana na świeży czarnoziem i na stwardniałą glinę nie zostanie wchłonięta tak samo. Im  w  głębszych warstwach naszego życia Bóg jest obecny, tym bardziej możemy czerpać z Jego Zbawczej mocy. Kto pozbył się iluzji „bycia zbawicielem”, ten w naturalny sposób zwraca się w kierunku Prawdziwego Zbawiciela, tak jak kwiat w stronę słońca. Obrawszy drogę wiary, pamiętajmy jednak  o dwóch niebezpieczeństwach: „wierze pysznej” oraz „wierze zalęknionej”.

Pierwsza pokusa polega na tym, że wiara staje się środkiem do budowania własnego „pysznego ego”. Funkcjonuje tu przekonanie: „Wierzę, więc jestem lepszy”. Posiadane „cnoty moralne”, podejmowane modlitwy lub zdobyta wiedza stają się przyczynkiem do zaprezentowania swej wyższości wobec "bezbożnika" lub „wierzącego mniej”. No cóż, jedni czują się lepsi z tytułu posiadanych pieniędzy lub władzy, zaś u innych powodem poczucia wyższości jest wiara... Wzniecając postawę pychy, szatan powoduje, że „gmach wiary” zaczyna przypominać „wymarły wieżowiec”.  Zarazem jest to anty-ewangelizacja. Wszak najbardziej od Chrystusa odpychają nie ludzie niewierzący, ale ludzie deklarujący się jako „głęboko wierzący”, którzy pysznie demonstrują swą wyższość. Nie można mieszać „pychy żywota” polanej „sosem wiary” ze zdrową „dumą wiary”.

Druga pokusa łączy się z doświadczeniem wstydu i lęku. Człowiek „wewnętrznie wierzy”, ale nie chce z tego powodu ponosić „ludzkich strat”. Przykładem tego są różne dyskusje, w których brak przyznania się do podstawowych ewangelicznych prawd powodowany jest obawą przed byciem wyśmianym. Jakże to zawstydzające wobec faktu, że obecnie wielu chrześcijan w świecie na skutek odważnie wyznanej wiary zostaje zamordowanych. Nieraz lęk przed życiową samotnością lub przed trudnymi konsekwencjami w pracy powoduje zachowania, które jednoznacznie stanowią zaprzeczenie Dekalogu. Wielka szkoda, gdyż w ten sposób człowiek zamyka swe serce na pełnię Jezusowego pokoju i błogosławieństwa.  

Pamiętając o tych pułapkach, warto podążać drogą „ewangelicznej wiary”. Taka wiara charakteryzuje się pokornym i odważnym świadectwem o Jezusie jako Bogu i Zbawicielu.  Aby lepiej zrozumieć taką postawę, warto zaczerpnąć z przykładu ewangelicznej prorokini Anny (por. Łk 2, 36-40). Kobieta została młodą wdową, już po siedmiu latach małżeństwa. W zaistniałej sytuacji postanowiła żyć samotnie, „służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą”.

Anna nie zinterpretowała swej życiowej tragedii jako „przekleństwa”. Nie poddała się beznadziei, ale doświadczone cierpienie potraktowała jako okoliczność sprzyjającą, aby całkowicie powierzyć się Bogu. Nie zbuntowała się wobec Boga, ale poprzez tragedię i ciężkie warunki egzystencjalne jeszcze bardziej Bogu zaufała. Swe wnętrze do głębi otworzyła na Ducha Świętego. Dzięki temu w Bożym Dziecięciu Jezus rozpoznała Zbawiciela. W Nim odnalazła ukoronowanie sensu swego życia, po dziesiątkach lat "Bożej samotności". 

           Trzeba jeszcze podkreślić, że „ewangeliczna wiara” charakteryzuje się nieustannym dążeniem do Bożej Pełni. Nawet Boże Dziecię „rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością”.  Respektowanie „logiki wzrostu” pomaga trwać w „ryzach pokory”. Zarazem zyskujemy duchową moc, aby odważnie zmagać się z życiem i pięknie świadczyć o Jezusie. Z takiej wiary możemy być „pokornie dumni”.    

30 grudnia 2014 (Łk 2, 36-40)