Czy to, co było, na zawsze już przeminęło? Czy
głębiny naszego serca ożywia niezmiennie widok tej samej twarzy? Kto pojawił
się? A kogo już nie ma? Co przestało istnieć? A co zaistniało? Jakie plany i
projekty na horyzoncie?... Oto nadszedł ostatni dzień roku. Ten dzień jest
„symbolicznym reprezentantem” mijających dwunastu miesięcy wobec całokształtu
życia. W zależności od dzisiejszych przeżyć, nasze duchowe wnętrze może wiele
zyskać lub stracić.
W życiu człowieka wielkie znaczenie ma symbol.
Jest on konkretnym znakiem, który reprezentuje określoną duchową rzeczywistość.
Nasze samopoczucie zależy od stanów, jakie poszczególne fakty w nas wywołują.
Ta sama data w jednej rodzinie będzie symbolem radosnych narodzin, zaś w
drugiej wywoła bolesne wspomnienia po śmierci bliskiej osoby. To samo zdjęcie
może wyzwolić „świat miłości” lub „świat nienawiści”. Zarazem poszczególne
doświadczenia tworzą pewien ogólny klimat wnętrza. Występuje tu coś bardzo
interesującego. Cały rok składa się z pasma różnych okresów, które miały
wieloraki koloryt. Pierwszoplanowe znaczenie mają jednak pierwsze i ostatnie
przeżycia. To wszystko, co w środku z reguły odchodzi na dalszy plan.
Szkoda „rozdrabiać się” na wspominanie
wszystkich ważnych wydarzeń, zarazem byłoby błędem nie podjąć refleksji nad
przeszłością. Warto skoncentrować się na „największym zwycięstwie” i na
„największej porażce”. Te dwa stany symbolizują dwa zasadnicze obszary naszych
przeżyć w ciągu mijającego roku. W ustaleniu „zwycięstwa” i „porażki”
najlepszym punktem odniesienia jest Słowo Boże. Dla chrześcijan tym Słowem jest
Jezus Chrystus, który jako Bóg zamieszkał pośród ludzi. W Prologu św. Jana
czytamy: „Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami” (por. J 1, 1-18).
W odniesieniu do pozytywnych doświadczeń warto
wzbudzić w sobie akt uwielbienia Bożego Słowa. Św. Jan wyjaśnia nam, że
„wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało”.
Dostrzeżenie Bożego Źródła jest wyrazem pokory. Możemy radować się zaistniałym
dobrem, zarazem nie ulegamy narcystycznej pokusie zachwytu nad sobą.
Jednocześnie modlitwa uwielbienia pozwala utrwalić zaistniałe dobro. To, co
było zgodne ze Słowem, i zostanie zespolone ze Słowem, nie przeminie, ale na
zawsze już będzie trwać w Słowie. Miłość nie przemija…
W aspekcie porażek najlepiej wszystko zanurzyć w
Nieskończonym oceanie Bożego Miłosierdzia. Dzięki temu słabości, błędy i
grzechy zostaną „ukryte w Słowie Boga” i utracą moc negatywnego promieniowania
na przyszłość. Oczywiście jeśli trzeba, niezbędny jest sakrament pokuty. Ale dzisiaj
szczególnie chodzi o wygenerowanie dobrego wspomnienia, które pozostanie na
trwałe w naszej pamięci po minionym roku. Dzięki Bożemu Miłosierdziu „ludzkie
zło” zostanie zneutralizowane. Nawet w przypadku wielkich słabości i bolesnych
przeżyć, dzięki oczyszczonej przeszłości będziemy mogli z Bożą mocą wyruszać ku
przyszłości.
Uwielbienie i Miłosierdzie warto ukoronować aktem Dziękczynienia
Jezusowi, Słowu Wcielonemu. Dzięki temu miniony rok jako całość osadzi się w
naszej trwałej pamięci jako „dobre wspomnienie”. Jednocześnie jest to
najlepsze przygotowanie do rozpoczęcia kolejnego roku. Tym razem zadziała prawo
„pierwszych połączeń”. Kto dobrze rozpocznie rok, ten ma już „połowę sukcesu”
na starcie. W tym duchu, lepiej nie robić dalekosiężnych postanowień, wysoce
ambitnych . Powiedzmy szczerze, takie projekty najczęściej okazują się być
bezowocną iluzją. Czerpiąc z pustelniczej tradycji, najlepiej pokornie ustalić
konkretną małą rzecz, którą jutro wykonamy. To może być, np. postanowienie o kontemplacyjnym
wypiciu herbaty cytrynowej na chwałę Bożego Wcielenia.
Gdy jutro to postanowienie zrealizujemy, już w
pierwszym dniu nowego roku doświadczymy miłego uczucia, że "coś nam się
udało". Zarazem pierwszy dzień roku jest symbolem przyszłości. Tak
więc zwykłe wypicie herbaty może nam pomóc w tym, że w przyszłość spojrzymy z
nadzieją, konkretnie umotywowaną. Dziękując za mijający rok i przygotowując się
do kolejnego roku, kontemplujmy Słowo Wcielone, zwłaszcza w darze Eucharystii.
31 grudnia 2014 (J 1, 1-18)