Czemu to pytanie tak bardzo Cię dręczy? Czy warto
podejmować tak wiele trudu, aby poznać prawdę?... Bardzo ciekawe! Wciąż szukamy
sensu tego, co w życiu nas spotyka. Możemy całymi godzinami roztrząsać
intrygujące nas kwestie. Brak zrozumienia wyzwala poczucie, że z czymś
nie dajemy sobie rady. Rodzi się niepokój serca. Można powiedzieć, że nosimy w
sobie duchowy głód prawdy, podobnie jak fizycznie doświadczamy potrzeby
jedzenia.
Niestety, istnieje wielka pułapka, która jest w
stanie skutecznie zdeformować ludzkie poznanie. Niebezpieczeństwo pojawia
się wtedy, gdy własny umysł traktujemy jako „światowe centrum wiedzy
wszelakiej”. Skutkiem takiej postawy jest rozumowanie bardzo powierzchowne,
jednostronne i uwzględniające jedynie własne egoistyczne racje. Największym
dramatem jest brak głębokiego odniesienia do słów Jezusa Chrystusa.
W Ewangelii jest znamienny epizod. Pewnego razu
uczniowie nie zrozumieli, jakie jest znaczenie tego, co Jezus poprzez
przypowieść pragnął im przekazać. W tej sytuacji nie zignorowali zbawiennych
słów. Nie pozostali jedynie na poziomie własnych ludzkich domysłów i dociekań.
Zwrócili się do Jezusa, aby udzielił im niezbędnych wyjaśnień. Wówczas
usłyszeli od Mistrza: „Wam dana jest tajemnica królestwa Bożego, dla tych zaś,
którzy są poza wami, wszystko dzieje się w przypowieściach, aby patrzyli
oczami, a nie widzieli, słuchali uszami, a nie rozumieli, żeby się nie
nawrócili i nie była im wydana tajemnica” (por Mk 4, 1-20). Na pierwszy
rzut oka jest to szokująca odpowiedź. Można odnieść wrażenie, że Jezus
specjalnie posłużył się przypowieścią, aby niektórzy nie zrozumieli tajemnych
prawd. W tym świetle tylko wybrana część otrzymałaby prawo do poznania Bożej
tajemnicy. Pozostali byliby skazani na tkwienie w ciemnościach, które
uniemożliwią zbawienie. Oznaczałoby to podział ludzi na dwie grupy, lepszą i
gorszą: wtajemniczeni wybrańcy i niewtajemniczeni potępieńcy.
Taka interpretacja gnostycka byłaby wielkim
błędem. Otóż chodziło o to, że Jezus nawiązał do wypowiedzi proroka Izajasza,
który przestrzegał oporny lud, nie podejmujący nawrócenia, przed zgubnymi
konsekwencjami ignorowania i odrzucania słowa Bożego. Ostrzeżenie takie można
przyrównać do troski lekarza, który wobec lekceważenia jego porad
oznajmia krnąbrnemu pacjentowi: „Jeśli nie chcesz brać przepisanych leków, aby
wyzdrowieć, to bądź chory”. Celem takiego sformułowania nie jest skazanie
chorego człowieka na trwanie w chorobie, ale usilna zachęta, aby w końcu
otrząsnął się i zaczął stosować udzielone przez lekarza zalecenia. Tak więc
jest to przejaw wielkiej troski. W tym właśnie sensie Jezus wskazał, że ludzie
„poza wami” słuchają, ale potem przy braku rozumienia nie pytają o dalsze
wyjaśnienia. W rezultacie nie poznają „lekarstwa” słowa Bożego i nie są w
stanie zastosować go dla uzdrowienia swego życia. Tak postępują ludzie, którzy
o nic nie pytają Jezusa, tylko o własnych siłach snują swoje „wielkie
mądrości”. Jezus nikogo nie dyskryminuje, ale niektórzy sami zamykają sobie
drogę do głębszego rozumienia Bożych prawd i w rezultacie nie nawracają
się.
Jezus pochwala zachowanie pytających Go uczniów.
Przypowieść choć była prosta, to jednak okazała się niezrozumiała. Dobrze,
że w tej sytuacji uczniowie poprosili o wyjaśnienie. Stawianie pytań nie
jest wadą, ale wielką zaletą. Taka postawa jest znakiem otwartości serca i umysłu.
Kto pyta Jezusa, nie błądzi. Dzięki temu słuchacze uzyskali stosowne
wyjaśnienia i weszli do grona tych, którzy rozumieją tajemnice Królestwa
Bożego. Mogą cieszyć się darem, który dobrowolnie zapragnęli i przyjęli.
Oto konkretna zachęta, abyśmy ufnie zwracali się
do Jezusa z pytaniami, które nas nurtują. Nie możemy ograniczyć się do naszego
malutkiego rozumu. Tylko Jezus poprzez swe słowo może dać nam pełne zrozumienie
naszego życia i tego, co dzieje się w otaczającym nas świecie. Chodzi o to, aby
stale pogłębiać rozumienie Pisma Świętego, które karmi nas Bożą Prawdą. Ufnie
szukajmy i pytajmy...
28 stycznia 2015 (Mk 4, 1-20)