„Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka”. To
powiedzenie jest wielką życiową przestrogą. Kto krzywdzi innych, poniesie za to
karę; ze strony silniejszego padnie ofiarą krzywdy, jaką sam wcześniej czynił.
Co więcej, często doznane zło będzie jeszcze większe od pierwotnie
wyrządzonego.
Ta prawidłowość najczęściej jest początkowo
ignorowana przez krzywdziciela, który trwa w postawie pysznego zaślepienia.
Przykładem tego jest zachowanie pewnej kobiety. Rozbiła czyjeś małżeństwo. A
następnie po wielu latach sama została z wielką pogardą porzucona i poniżona.
Na swej skórze boleśnie doznała tego, co sama wcześniej zafundowała swej
ofierze. Podobnie rzecz wygląda, gdy człowiek opętany przez żądzę władzy
zaczyna działać jak cyborg, robot o wyglądzie człowieka. „Po trupach” idzie do
celu, nie licząc się z cierpieniem, jakie wyrządza. Każdy, kto usiłuje
przeciwstawić się, zostaje „zagryziony” i „poniesiony” jako kolejna ofiara.
Pewien człowiek w ten sposób zaszedł bardzo wysoko w strukturze decydentów.
Zapewne popadł w totalną iluzję, że ma nieograniczoną władzę. Ale oto pewnego
dnia na zasadzie swoistej gilotyny został nagle „ścięty” przez silniejszego.
Otrzymał cios w stopniu o wiele bardziej brutalnym od tych, które sam zadawał.
Dlaczego tak się dzieje?
Niestety, na początku wielkie znaczenie odgrywa
pyszny egoizm, który w zaślepieniu patrzy jedynie na własne potrzeby.
Skrzywdzony człowiek doznaje wielkiego cierpienia, ale przez krzywdzącego jest
traktowany jako obojętna rzecz, pozbawiona uczuć. Jeszcze gorzej, jeśli
dochodzi do swoistych tortur, gdy poszkodowanej osobie ból jest zadawany
świadomie i z premedytacją, aby wyeksponować swą atrakcyjność i władzę, kosztem
poniżenia drugiego. W pierwszym etapie niszczycielskiego procesu krzywdziciel
ma poczucie siły. Dumnie prezentuje swą zdolność zawładnięcia lub manipulowania
upatrzonym człowiekiem. Trwanie zła w czasie daje złudne poczucie bycia
niezwyciężonym. Szatan utwierdza wtedy w przekonaniu o posiadaniu „boskiej
niezniszczalności”. Jest to naiwna iluzja „bycia najsilniejszym i
najwspanialszym na świecie”. W wymiarze duchowym krzywdziciel coraz
bardziej odchodzi od Boga i zarazem jest w coraz większym stopniu w szponach
szatana. Jednocześnie każda kropla przelanej krwi woła do Boga. W pewnym
momencie krzywdziciel zostaje pokonany i wyeliminowany.
Na skutek odrzucenia Boga, „poniesiony wilk”
zostaje sam. Na zewnątrz nieraz odgrywa wciąż silnego, ale wewnątrz doznaje
potężnego cierpienia na skutek zranionej pychy. Jego boskie ego, na którym
budował, zostało zmiażdżone. To powoduje „cierpienie piekielne”. Do tego
dochodzi pogarda demonów, które wcześniej „wspierały”. Ostatecznie los
„poniesionego wilka” jest gorszy od wcześniej „noszonych” przez niego ofiar.
Jedyna nadzieja w tym, że za życia nastąpi jeszcze nawrócenie i przyjęcie
Bożego Miłosierdzia. Daj Boże taką łaskę, ale do tego potrzebne są szczera
skrucha i wejście na drogę pokory.
W tym kontekście warto tak dogłębnie zapamiętać
słowa Jezusa: „Taką samą miarą, jaką wy mierzycie, odmierzą wam i jeszcze wam
dołożą” (Mk 4, 21-25). Jeśli kogoś skrzywdzimy i będziemy trwać na drodze zła,
sami doznamy jeszcze większej krzywdy. Dlatego lepiej nie wchodzić na taką
drogę. A jeżeli już tak się stało, to lepiej czym prędzej nawrócić się, aby w
mocy Bożego Miłosierdzia zminimalizować dotychczasowe złe skutki i uniknąć
negatywnej eskalacji zabójczego zła.
O wiele rozsądniej i lepiej jest angażować
całe swe serce w to, aby czynić ludziom dobro. Wtedy wspomniana przez Jezusa
prawidłowość też zadziała, ale tym razem w „uszczęśliwiającym kierunku”. W
odpowiedzi na dobro, które uczyniliśmy, otrzymamy „dobro zwrotne” znacznie większe
od tego, które sami wcześniej ofiarowaliśmy. Przy czym istotą jest ogólny
proces, a nie konkretne zachowanie obdarowanych ludzi. Nieraz „nadmiarowa
odpowiedź dobra” przychodzi ze strony kogoś wcześniej zupełnie nieznanego. Ale
najbardziej fascynujące jest to, że poprzez każdy promyk szczerego dobra
przyjmujemy „nieskończony nadmiar” Bożego Miłosierdzia. Panie Jezu, prowadź nas
drogą uszczęśliwiającej miłości…
29 stycznia 2015 (Mk 4, 21-25)