Otrzymała ultimatum... Albo usunie ciążę, albo
„wszystko skończone”. Aborcja miała być „dowodem miłości”. Wybrała pierwsze
rozwiązanie. Lęk przed samotnością okazał się silniejszy. Była przekonana, że w
ten sposób zatrzyma przy sobie „ukochanego”. Jakże bardzo się myliła. W
niedługim czasie po usunięciu ciąży usłyszała: „Pomiędzy nami koniec”. Została
jak samotny rozbitek, z wyrzutami sumienia, które zaczęły nabierać na sile.
Dotarło do niej, że dokonała zabójstwa dziecka i została oszukana. Teraz nie
miała nikogo...
Ten konkretny dramat jest odzwierciedleniem
szerszego zjawiska, które można określić jako „żądanie dowodu miłości”.
Mechanizm ten występuje np. w sytuacjach, gdy jedna osoba usilnie nakłania
drugą do relacji seksualnej. Zgoda ukazywana jest jako konkretny znak
autentyzmu miłości. Z tym łączy się retoryka groźby: „Jak odmówisz, to cię
zostawię lub zniszczę”. Przejawem logiki „dowodu miłości” jest także
materialistyczne myślenie i oczekiwanie: „Jeśli mnie kochasz, to powinieneś
potwierdzić to drogim prezentem”. Oczywiście, jeśli ktoś sam dobrowolnie
ofiaruje "znak dobroci serca", to wpisuje się to pięknie w
perspektywę miłości. Ale żądanie samemu „materialnych dowodów” od drugiego
prowadzi do bolesnego rozstania lub powstaje jakaś chora relacja bez prawdziwej
miłości. Dlaczego tak się dzieje?
Jest to prosta konsekwencja mechanizmu zła w
dwóch wersjach. Nieraz człowiek od samego początku planuje opuszczenie drugiej
osoby, a żądanie aborcji, seksualnej relacji lub pieniędzy, jest tylko
wymogiem, który pozwoli usunąć doraźny problem lub maksymalnie skorzystać
z nadarzającej się okazji. Częściej jednak człowiek na skutek nieprzestrzegania
Dekalogu wpada nieświadomie w macki złego ducha. Potem zły duch robi z
człowieka owładniętego przez zło „samochodzik”, którym zdalnie steruje poprzez
sukcesywnie podsuwane "ciemne myśli". Jak działa „dowodowy
mechanizm”?
Otóż gdy ktoś żąda dowodu miłości, tym samym
okazuje brak zaufania i ślepotę na już otrzymywaną dobroć. Oczekiwanie dowodów
wzmacnia egoizm, który coraz bardziej uniemożliwia lub wręcz niszczy wzajemną
miłość. W przypadku głębszej przewrotności, człowiek chce znaku miłości tyko po
to, aby swą ofiarę wykorzystać i potem z satysfakcją porzucić. W ten sposób
przewrotna osoba poprzez porzucenie demonstruje swą władzę, siłę, wyższość i
pogardę. Jest to ulubiona forma poniżenia drugiego i dowartościowania siebie.
W kontekście tych mechanizmów staje się w pełni
jasne, dlaczego Jezus do faryzeuszy, domagających się od Niego znaku,
odrzekł krótko: „żaden znak nie będzie dany temu plemieniu” (chodzi o „plemię
faryzejskie”). Następnie „zostawiwszy ich”, „odpłynął na drugą stronę” (por. Mk
8, 11-13). W sensie zewnętrznej formy faryzeusze żądali od Jezusa „dowodu
boskiej miłości”. W sercach jednak tak naprawdę byli żądni usłyszeć słowa,
które posłużą jako pretekst do szyderczego odrzucenia Jezusa jako Boga. Dlatego
Mistrz tym razem żadnych znaków nie uczynił, aby nie być nawiną ofiarą
„igraszek diabła”. Znaki miały miejsce tylko wtedy, gdy odbiorcy prezentowali szczerą
postawę dobrej woli i ufnej wiary.
Postawa Jezusa w tym epizodzie jest świetnym
przykładem, jak reagować wobec ludzi o nieczystych intencjach, którzy żądają od
nas znaków miłości. Nie można dawać żadnych „dowodów miłości”, bo i tak nic z
tego dobrego nie będzie. Gdy nie jest to sakramentalna relacja małżeńska,
wzorem Jezusa, lepiej „współpracownika złego ducha” zostawić i „odpłynąć na
drugą stronę”. Nic nie tracimy, a tak naprawdę wiele zyskujemy, nie padając
ofiarą zła. Lepiej od razu wejść w samotność niż przez pewien okres żyć iluzją
bycia z kimś i ostatecznie skończyć jako roztrzaskany samotny rozbitek.
Uczmy się od Jezusa. Nigdy nie spełniajmy żądań,
które są formułowane na zasadzie „daj mi dowód miłości”. Do tego niezbędna jest
odwaga samotności. Wtedy zniewalający szantaż, „bo cię zostawię” traci moc.
Dlatego szatan tak bardzo "złości się" na pustelników… Pamiętajmy! Im
większa ludzka samotność, tym większa szansa na Bożą Obecność…
16 lutego 2015 (Mk 8, 11-13)