„Nie wstydź się. Odważnie przyjdź do Pana”…
Grzeszny upadek, jakaś nieczystość, a potem? Nie można pozwolić, aby pożar
wstydu strawił ludzką duszę. Chodzi o to, aby doświadczany ogień jak
najszybciej ugasić. Sami sobie rady nie damy, ale dla Boskiej Wody Żywej, to
żaden problem. Strumienie Ducha Świętego są w stanie ugasić całe połaci
wstydliwych płomieni. Dokonuje się to zawsze, gdy skruszeni przychodzimy do
Pana Jezusa Miłosiernego. Ważne, aby nie ulec pokusie „paraliżującego wstydu”
lub „aroganckiego bezwstydu”.
A czym jest wstyd? Jest to zestaw przeżyć, które
pojawiają się, gdy zyskamy świadomość, że popełniliśmy grzech; myślą, słowem
lub uczynkiem. Ciąg do grzechu może być w danej chwili tak silny, że wszelkie
drogowskazy moralne jakby znikają z pola widzenia. „Nasycająca materia” nie
jest odbierana jako grzeszna, lecz jako dobra, gdyż daje zaspokojenie. Sumienie
zostaje okresowo wyłączone przez doznawane ukojenie. Gdy „czas grzechu”
przeminie, sumienie znów jest dopuszczone do głosu. Pojawia się wtedy wstydliwa
myśl: „Co ja zrobiłem? Jak tak mogłam?”. Odsłania się to, co zaistniało, a
czego nie powinno być. Do tego może dojść sytuacja, gdy drugi człowiek
zaczyna widzieć to, co chcielibyśmy przed nim ukryć. Uczucie wstydu może
dotyczyć odsłonięcia intymnej części ciała, ale o wiele bardziej chodzi o
odsłonięcie słabości duszy. Drugi staje się niejako obserwatorem
niedoskonałości, którą chcielibyśmy ukryć.
Paraliżujący wstyd polega na tym, że człowiek
wprawdzie pokornie uznaje swój grzech, ale potem niejako wchodzi w stan
przygnębienia swą słabością. Wstyd przytłacza i nie pozwala zwrócić się do
Boga. Szatan wtłacza wtedy myśli: „Jesteś nieczysty, jesteś nieczysta, nie
pokazuj się Bogu na oczy”. Do tego dochodzi paraliżujące poczucie, że cały
świat wytyka palcem. Bóg pragnie pomóc, ale niestety człowiek do niego nie
przychodzi.
W przypadku aroganckiego bezwstydu, człowiek
pyszny nie uznaje popełnionego grzechu. Zatwardziałe i obłudne serce
bezwstydnika nieraz nawet dumnie pręży pierś przed Bogiem: „Zobacz mą
czystość”. Bóg patrzy z obrzydzeniem na takie bezwstydne zachowanie pyszałka i
hipokryty. Bardzo ważne! Miarą bezwstydu nie jest wielkość obszaru niepotrzebnie
odsłoniętego ciała, czy też rodzaj popełnionych grzechów, ale ilość pysznych
myśli, słów i zachowań, nasączonych hipokryzją.
Jak w takim razie postępować? Warto zainspirować
się postawą pewnego trędowatego, którego Jezus uzdrowił (por. Mk 1, 40-45).
Trąd jest biblijnym symbolem grzechu i nieczystości. W Ewangelii czytamy:
„Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadając na kolana prosił Go:
„Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Jezus do głębi poruszony takim
zachowaniem, dotknął trędowatego i oczyścił go, jednoznacznie deklarując:
„Chcę, bądź oczyszczony!”. Co z tego wynika?
Otóż gdy pojawi się jakaś grzeszna nieczystość,
najpierw odważnie uznajmy: „Zgrzeszyłem”. Skutkiem tego będzie uczucie wstydu.
Ten wstyd jest motywatorem, aby jak najszybciej udać się do Jezusa i pokornie
paść przed Nim na kolana. „Jestem grzeszny, nieczysty i trędowaty”, oto wzorzec
skruszonego wołania na kolanach. Wreszcie konieczna jest wiara w uzdrawiającą
moc Jezusa, połączona z ufnymi słowami: „Panie, zrób ze mną, co chcesz”.
Gdy tak postępujemy, możemy być pewni, że Jezus z radością uwolni nas od grzesznej nieczystości. Potem już nie ma powodu do wstydu. Oczyszczony człowiek zyskuje pokorny pokój serca, który zastępuje wcześniejsze płomienie wstydu. Jest to możliwe dzięki uzdrawiającej i oczyszczającej mocy Ducha Świętego. Co więcej! Jezus nawet najbardziej wstydliwe zachowanie jest w stanie przekształcić w jeszcze bardziej chwalebne trwałe postępowanie. Serce Boga jest do głębi poruszone przez ludzi, którzy szczerze i ze wstydem uznają swe grzechy. Im bardziej wstydzimy się naszej nieczystości i grzeszności, tym bardziej jesteśmy oczekiwani przez Boga. Bóg pragnie nas oczyszczać w sakramencie pokuty i w innych formach modlitwy, w których otwieramy się na Dar Nieskończonego Bożego Miłosierdzia.
15 lutego 2015 (Mk 1, 40-45)