Wiara daje potężną moc w życiowych zmaganiach.
Gdy wierzymy, pragnienia przeobrażają się stopniowo w rzeczywistość, która daje
nam radość i poczucie spełnienia. Niestety, istnieją dwa poważne
nieporozumienia, które ograniczają lub wręcz uniemożliwiają przyjęcie
Bożych owoców wiary.
Pierwszy błąd polega na pesymistycznym
nastawieniu. Pragnąc dobra, koncentrujemy się na tym, że jednak nastąpi zło.
Ewidentnym przykładem takiej postawy jest modlitwa chorego, który pomimo
„zewnętrznego wołania”, wewnętrznie jest przekonany, że uzdrowienie na pewno
nie nastąpi. Szczególnie szkodliwy jest fakt dominacji negatywnych myśli.
Trzeba pamiętać, że myśli zawsze są wstępem do tego, co potem materialnie
zaistnieje. Gdy w głowie dominuje obraz chorego organu lub chorej sytuacji,
wtedy jedynie pogłębiamy istniejący problem. Zewnętrzny świat niejako
dopasowuje się do tego, co wewnętrznie w sobie nosimy. W rezultacie choroba
ulega intensyfikacji lub jakieś trudności jeszcze bardziej się piętrzą.
Właściwe podejście charakteryzuje się tym, aby
było jak najwięcej myśli, które odmalowują przyszłość w pozytywnych barwach.
Znów na mocy zasady dopasowania rzeczywistości do myśli, widok zdrowego organu
lub dostrzeganie wyobraźnią dobrego klimatu w domu będzie przygotowaniem, aby
ten upragniony stan z czasem zaistniał. Podkreślmy, że nie oznacza to, że myśli
mają moc stwórczą. Pozytywne myśli są tylko niezbędnym wstępem do tego, aby
potem Boża łaska mogła działać. Gdy na pierwszym miejscu są „czarne myśli”,
wtedy stwórczy strumień Bożej łaski jest niejako przyblokowany. To tak, jakby
dawać głodnemu garnek z zupą, a on siedzi niewolniczo wpatrzony w pusty talerz
i z przerażeniem woła: „nie ma zupy, nie będzie zupy, umrę z głodu”…
Jeśli głowy nie podniesie, wtedy rzeczywiście umrze z głodu, tak jak to
sobie wcześniej wmawiał.
Drugie nieporozumienie charakteryzuje się
tym, że wiara jest traktowana jako rodzaj „głębszej wiedzy”. Niejednokrotnie,
gdy ludzie mówią: „wierzę”, tak naprawdę jedynie stwierdzają: „rozumiem”.
Specyfiką rozumienia jest to, że coś przyjmujemy dlatego, że potrafimy to
racjonalnie wytłumaczyć przy pomocy argumentów, które nas przekonują.
Przyjmujemy coś nie dlatego, że ktoś nam to powiedział, ale dlatego, że
otrzymane treści uznajemy za słuszne. Nie można tego nazywać wiarą, lecz jest
to wiedza na dany temat. Wiara ma miejsce dopiero wtedy, gdy przyjmuje jakąś
prawdę na mocy czyjegoś autorytetu. W tej sytuacji pierwsze miejsce zajmuje nie
mój rozum, ale druga osoba, którą obdarzamy zaufaniem. W sercu jest wtedy myśl:
„Nie rozumiem, ale skoro on tak mówi, to ufam, że tak jest i wedle tego
postępuję”.
W Ewangelii jest znamienny epizod, gdy Jezus
oznajmia swym słuchaczom, że spożywanie Jego ciała i picie Jego Krwi gwarantuje
życie wieczne (por. J 6, 54. 60-69). W tamtych realiach, to stwierdzenie w
żaden sposób nie mogło być zrozumiane. W tym kontekście pojawiły się dwie
radykalnie odmienne postawy. Jedni słuchacze orzekli: „Trudna jest ta mowa” i potem
odeszli od Jezusa, „już z Nim nie chodzili”. Taka reakcja jest wyrazistą
ilustracją postawy, gdzie własny rozum dominuje. Nie ma tu wiary. Gdy brak
zrozumienia, wtedy następuje odejście. Dalsza droga przebiega wedle własnych
kryteriów tego, co jest słuszne. Zupełnie inaczej zachowali się Apostołowie (z
wyjątkiem Judasza). Podobnie jak zawiedzeni uczniowie też nie
rozumieli wygłoszonej przez Jezusa prawdy odnośnie Eucharystii. Ale to nie było
najważniejsze. Istotny był egzystencjalny fakt: „A myśmy uwierzyli (…) że Ty
jesteś Świętym Boga”.
Wiara to postawa ufności. Skoro zaufana osoba
coś mówi, to przyjmujemy to, bez konieczności własnego rozumienia. Ważne,
że ona rozumie. Dzięki takiej postawie Apostołowie wytrwali przy
Jezusie i mogli potem ubogacać się darem Eucharystii. Podobnie z nami odnośnie
Eucharystii i każdej innej prawdy, którą Jezus przekazuje nam bezpośrednio w
sumieniu lub pośrednio poprzez ludzi…
23 sierpnia 2015 (J 6, 54. 60-69)