„Wieczne niezadowolenie. Co by nie zrobić, zawsze jest źle”. Oto sposób zachowania niektórych ludzi. Taka reakcja budzi niejednokrotnie irytację lub podłamanie u tych, którzy na różne sposoby starają się jak najlepiej zaspokoić czyjeś oczekiwania. Jest to smutne i przykre doświadczenie. Dobra wola i podejmowany trud nie spotykają się z pozytywną odpowiedzią, ale zawsze jest negatywna ocena i szereg bezpodstawnych zarzutów. Zwłaszcza u osób wrażliwych powstaje bolesne pytanie: Co robię źle, że zawsze jest nie tak, jak trzeba? Towarzyszy temu szczera chęć naprawy tego, co zostało poddane krytyce, wedle wyrażonych pretensji. Taki tok rozumowania prowadzi jednak najczęściej do całkowitej dezorientacji.
Oto bowiem okazuje się, że wzięcie
pod uwagę „zaleceń” wcale nie powoduje zadowolenia, gdyż później i tak
znajdywane są argumenty, że „jest źle zrobione”. Co więcej, wcześniejsze wady
po ich usunięciu mogą być potem przedstawiane jako zalety, z kolei uprzednio
sugerowane zalety, gdy pojawią się, zostaną potraktowane jako wady. Raz zupa
jest zła, bo jest za mało słona. Gdy zostanie bardziej posolona, będzie też
zła, tym razem z powodu przesolenia. W takim kontekście u osób wrażliwych,
wciąż krytykowanych, zdarza się nawet chroniczne poczucie winy. W głowie
powstaje myśl: Musi być we mnie „coś złego”, skoro ciągle owoce mojej pracy są
określane jako „złe”.
W takich trudnych przypadkach trzeba raczej postawić diagnozę, że problem
nie jest w jakości wykonywanych rzeczy, ani tym bardziej w „wykonawcy”, ale w
osobie, która nieustannie prezentuje swe niezadowolenie. Tak więc nie ma
sensu „stawać na głowie”, aby komuś dogodzić poprzez „zrobienie ideału”, gdyż
tak naprawdę jakość wykonania nie ma większego wpływu na wydaną ocenę, która z
założenia będzie i tak zawsze negatywna.
Tego typu przypadek opisany jest w Ewangelii. Niektórzy ludzie negatywnie
oceniali ascetyczne postępowanie Jana Chrzciciela. Dlatego, że „nie jadł chleba
i nie pił wina” wydano werdykt potępiający: „Zły duch go opętał” (por. Łk 7,
31-35). Wobec takiego zarzutu wydaje się, że osoba, która normalnie
odżywia się powinna otrzymać pozytywną notę, wręcz pochwałę. Nic z tych rzeczy.
Jezus, na skutek tego, że „je i pije”, został określony także pejoratywnie:
„Oto żarłok i pijak”. Bardzo ważny jest sposób zachowania Jezusa wobec takiej
trudności. Otóż w żaden sposób nie obwinia On siebie i nie widzi powodu, aby
zmieniać swe postępowanie i nauczanie w celu zyskania pochlebnej opinii. Dalej
zachowuje się zgodnie z tym, co w sercu odczytuje jako najlepsze wypełnianie
woli Boga Ojca. Jednocześnie Mistrz jasno wskazuje, że trudność tkwi w
„krytykantach”, których przyrównuje do rozkapryszonych dzieci: „Przygrywaliśmy
wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie płakali”. Zapewne chodziło o
to, że owym dzieciom nie pasowała zarówno wesoła zabawa „w wesele”, jak i
smutna „w pogrzeb”.
Nie ulegając pokusie niewłaściwego poczucia winy, warto uświadomić sobie
przynajmniej trzy możliwe powody „ciężkiego” zachowania ludzi „wiecznie”
wyrażających swe niezadowolenie. Przede wszystkim zewnętrzna krytyka jest
odzwierciedleniem wewnętrznego zgnuśnienia. Wewnętrzne „jest mi źle” jest
wyrażane zewnętrznie w postaci: „jesteś zły”, „robisz źle”. Z tym łączy się
postawa, którą można nazwać „infantylnym rozkapryszeniem”. Są to zachcianki
połączone z czerpaniem przyjemności z tego, że komuś można czegoś odmówić lub
coś odrzucić. Jest jeszcze jedna poważna przyczyna, która ściśle łączy się z
pychą lub z kompleksami. Jednym z przejawów tych słabości jest swoista metoda
wartościowania: „moje” jest zawsze dobre, zaś „twoje” jest zawsze złe. Jest to
próba ciągłego potwierdzania swej wartości poprzez nieustanne ukazywanie czyjeś
bezwartościowości.
Starajmy się brać przykład z Jana Chrzciciela, który choć był
wielkim prorokiem, nie skrytykował „nowości” Jezusa, ale potrafił pokornie
przyjąć głoszoną przez Niego Dobrą Nowinę…
16 września 2015 (Łk 7, 31-35)