Jakże często pożądanie
nazywane jest miłością. Wielka szkoda. Co więcej, w wielu sytuacjach w żaden
sposób nie można mówić o złej intencji. A jednak nie zmienia to obiektywnej
rzeczywistości. To, co nazywane jest miłością, tak naprawdę jest tylko
pożądaniem. To wielki błąd, którego lepiej nie popełniać. Jezus wszak
powiedział: „Bo kto ma, temu będzie dodane; a kto nie ma, pozbawią go nawet
tego, co ma” (Mk 4, 25). Kto ma miłość, temu będzie jeszcze miłości dodane. Kto
nie ma miłości tylko pożądanie, pozbawią go nawet tej resztki miłości.
Tak więc sprawa
jest ogromnej wagi! Miłość czy pożądanie? Jakże bezcennym skarbem jest
umiejętność rozpoznania tych przeciwstawnych pragnień. Początkowo stany te mogą
być trudne do rozróżnienia. Najczęściej zawsze mówi się o miłości. Warto jednak
dobrze rozpoznać. To radykalnie dwa odmienne światy przeżyć. Dobrze to
ilustrują dwa pociągi, jadące w przeciwnych kierunkach. Gdy się mijają, są obok
siebie na sąsiednich torach. Są w tym samym miejscu. Za chwilę będą od siebie
jednak już oddalone. W miarę upływu czasu wzajemna odległość będzie w szybkim
tempie wzrastać. Podobnie miłość i pożądanie to całkowicie przeciwstawne
doświadczenia. Cele działania są zupełnie inne. W miłości traktuję drugiego
jako osobę. Szanuję jego prawo do myślenia i wolności. Pragnę ofiarować siebie.
Otwieram się na ewentualną odpowiedź dobra. W żaden jednak sposób nie
przymuszam. Jestem gotów, że dając, nic w zamian nie otrzymam. W pożądaniu, z
drugiego człowieka czynię rzecz, którą zaczynam posiadać i spożywać. Istnieje
nawet pewna głębsza forma pożądania. Jest to „pożądanie pożądania”. Pożądam,
aby drugi tylko i wyłącznie mnie pożądał. Jestem w stanie dać nawet bardzo
dużo, ale nikogo innego już nie dopuszczam. Traktuję drugiego jako swoją
własność, do której nikt inny nie ma już prawa przystępu.
Wyraźnie to
widać, gdy ktoś trzeci udziela dobra „kochanej” przez nas osobie. Gdy jest
miłość, w sercu powstaje radosne uczucie. Wspaniale, że mój przyjaciel został
ubogacony! Gdy jest pożądanie, rodzi się zazdrość i smutek. Z głębi wydobywa
się zdecydowane: „Zostaw. To moje. On jest mój. Ona jest moja”. Tak więc
rodzące się w sercu uczucie jest dobrym znakiem rozpoznawczym. Pomaga określić
istniejący stan. Miłość czy pożądanie? W miłości cieszę się. Jestem radosny
bogactwem mojego przyjaciela. Z kolei gdy widząc obdarowanie popadam w zazdrość
i smutek, to ewidentny dowód pożądania. Złoszczę się, bo mam wrażenie, że ktoś
zabiera mi moją własność. A przecież tylko ja mam do niej prawo. Zaborcze
posiadanie. W człowieku jest głębokie pragnienie wolności. Będąc osobą,
pragniemy być traktowani jak osoby. Dlatego, gdy odczuwamy miłość, chętnie
lgniemy do promieniującej miłością osoby. Czujemy, że nie zostaniemy
potraktowani jako rzecz. Ktoś nie chce wziąć w posiadanie i w konsekwencji
chętnie sami się ofiarowujemy. Gdy odczuwamy pożądanie wobec nas, intuicyjnie
zaczynamy uciekać. Nie chcemy stać się posiadaną rzeczą.
Niezwykłe
prawo. Jakże ważne! Kochając, godzę się na utratę kochanej osoby. W rezultacie
ona sama się ofiarowuje. Pożądając, zaczynam posiadać pozornie kochaną osobę. W
konsekwencji ona ucieka i wszystko tracimy. „Bo kto ma, temu będzie dodane; a
kto nie ma, pozbawią go nawet tego, co ma” (Mk 4, 25). Kto ma miłość w sercu,
temu będzie jeszcze miłości dodane. Kto nie kocha, tylko pożąda, straci nawet
te jeszcze istniejące resztki miłości. Kochać czy pożądać? Wybór przyniesie stosowne
konsekwencje.
31 stycznia 2013 (Mk 4, 21-25)