Młodzi ludzie. Całe życie przed nimi. I oto wiele planów nagle runęło w
gruzach. W tragiczny sposób stracili nogi. Zewnętrznie rzecz biorąc, wielkie
podobieństwo przypadków. Obydwaj na wózkach inwalidzkich, bez nóg. Ale
wewnętrznie, bardzo szybko ujawniły się radykalnie odmienne światy przeżywania.
U jednego zaczęła narastać głęboka niezgoda na to, co się dokonało. Im
więcej czasu mijało od tragicznego wypadku, tym sytuacja stawała się coraz
gorsza. Serce zaczął wypełniać bunt i złość na wszystko i na wszystkich.
Świadomość utraconych nóg nacierała z taką natarczywością, że coraz częściej
odskocznią od rzeczywistości stawał się alkohol. Wściekłość otworzyła duszę na
działanie złego ducha. W rezultacie początkowo całkiem normalnie funkcjonujący
człowiek przeobraził się we wcielenie złości i nienawiści. Alkoholowy nałóg
i wpływ demona dzień po dniu zaczęły
dokonywać fizycznych, psychicznych i duchowych zniszczeń. Przekleństwo
istnienia.
Zupełnie inaczej historia życia zaczęła przebiegać u drugiego. Początkowo
ciężki szok po utracie nóg. Przytłaczający nowy obrazek do codziennego
oglądania. Ale potem wszystko zaczęło rozwijać się w całkowicie odmiennym
kierunku niż w poprzednim przypadku. Zwyczajny ból po utracie nóg zaczęła
przenikać wewnętrzna zgoda na zaistniałe wydarzenia. Coraz większy pokój,
że widocznie tak jest najlepiej. Pierwsze głębokie refleksje nad sensem życia.
Utrata nóg otworzyła oczy na zupełnie niedostrzegane wcześniej duchowe
przestrzenie. Wraz z upływem czasu, tragiczne wydarzenie stawało się coraz
bardziej synonimem życiowego błogosławieństwa.
Te dwie ludzkie historie ewidentnie pokazują, że zewnętrzne fakty nie są w
życiu najważniejsze. Istotę stanowi wewnętrzny sposób przeżywania tego, co w
życiu nas spotyka. Gdy doświadczamy trudności, bardzo łatwo popaść w dwie
iluzoryczne pułapki. Pierwsza polega na rezygnacji, braku nadziei, że cokolwiek
może ulec zmianie. Zewnętrzna trudność automatycznie kopiowana jest na stan
wnętrza. W sercu pojawia się bunt. Wiele godzin upływa na nic nie wnoszących
rozmyślaniach nad tym, co by to było, gdyby życie przebiegało inaczej. Druga
pokusa charakteryzuje się tym, że człowiek za wszelką cenę chce zmienić
uciążliwą zewnętrzną sytuację. Nieraz jest to możliwe. Często jednak taki
wysiłek przypomina walenie głową w mur. Mur stoi nadal, a człowiek z rozbitą i
zakrwawioną głową pada. Brak zmiany trudnych zewnętrznych uwarunkowań, błędnie
utożsamiany jest z otrzymaniem wyroku na nieszczęśliwe życie.
W kontekście tych zmagań, najbardziej realistyczne podejście do życia
umożliwia Jezus Chrystus, który woła: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy
utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na
siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a
znajdziecie ukojenie dla dusz waszych” (Mt 11, 28-29).
W świetle tych słów widać wyraźnie, że istoty nie stanowi to, co w życiu
nas spotyka, ale to, jak do tego podejdziemy. We wspomnianych historiach, jeden
człowiek wewnętrznie się zbuntował i wszedł na bezdroża zła i nieszczęścia, zaś
drugi pogodził się z życiem i podjął drogę dobra i szczęścia.
Trzeba podkreślić, że zwłaszcza w trudniejszych doświadczeniach, ludzkie
siły nie wystarczą. Bezcennym darem staje się otwarcie na zbawienną obecność i
pomoc Jezusa Chrystusa. U drugiego wspomnianego człowieka, sensowne podjęcie
tragedii stało się możliwe dzięki odkryciu osoby Jezusa. Głęboki sens tej Bożej
obecności nie polega jednak na „cudownej” zmianie zewnętrznych realiów. Z
reguły wszystko zewnętrznie pozostaje bez zmian. Jednakże podjęcie z Jezusem
życiowego utrudzenia i obciążenia sprawia, że doznajemy wewnętrznego
pokrzepienia i ukojenia duszy.
Gdy człowiek pozostanie sam, zostanie przytłoczony nadmiernym
ciężarem. Wraz z Bogiem, ciężar może być skutecznie podjęty. Nawet największe
ludzkie nieszczęście, mocą Bożej łaski zostaje przeobrażone w błogosławieństwo.
Droga błogosławieństwa i bezdroża przekleństwa. Wybór należy do Ciebie!
29 kwietnia 2013 (Mt 11, 25-30)