Komunia Święta… Czyli Jezus Chrystus, który
prawdziwie zmartwychwstał… Istnieje doskonała tożsamość pomiędzy opisywanym w
Ewangelii Zmartwychwstałym Panem oraz Najświętszym Ciałem i Krwią Pańską.
Przyjęcie Komunii Świętej lub adoracja Najświętszego Sakramentu oznaczają
realne spotkanie z żywą Osobą, która jest jednocześnie Bogiem i Człowiekiem. Zmysły
dostrzegają jedynie kawałek chleba, kilka kropli wina. Cała nadzieja w postawie
wiary…
Ale z tym nie ma lekko. Bardzo łatwo popaść w
stan, który raczej nie odzwierciedla spotkania ze Zmartwychwstałym Chrystusem.
Najgorzej, gdy ma miejsce swoisty „mechanicyzm konsumpcji”. Ale nawet postawa
przyjęcia „świętego pokarmu” nie oznacza jeszcze, że ma miejsce rozpoznanie
Miłości Wcielonej.
Wielką pomocą w uchwyceniu istoty problemu jest
zachowanie dwóch uczniów, którzy byli w drodze do Emaus. Gdy pełni smutku i
rozczarowania rozmawiali ze sobą, dołączył do nich sam Jezus. Nie potraktowali
Go jak niewidoczne powietrze lub martwą rzecz. Wywiązała się nawet poważna
dyskusja z Jezusem. Niestety, oczy uczniów „były niejako na uwięzi, tak że Go
nie poznali” (por. Łk 24, 13-35). Co więcej, nawet w trakcie prowadzonej
rozmowy nie zaszła żadna istotna przemiana w ich sercu. W późniejszym czasie,
po rozpoznaniu Jezusa, uczniowie ze zdziwieniem pytali samych siebie: „Czy
serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam
wyjaśniał?”.
Sytuacja ta jest zachętą, aby dokładniej
przyjrzeć się temu, jak przyjmujemy Komunię Świętą. Istnieje poważne
niebezpieczeństwo, że nasze oczy pozostają „na uwięzi”, zaś serce „nie pała”
miłością. Nawet nabożne przyjmowanie Komunii Świętej nie oznacza jeszcze, że
dokonało się rozpoznanie Zmartwychwstałego Chrystusa. Uczniowie z Emaus
uszanowali obecność nieznajomego człowieka, ale ten szlachetny akt nie był
tożsamy z odkryciem i umiłowaniem Jezusa, prawdziwego Boga i Człowieka, który
zwyciężył śmierć.
Powstają dwa wielkie wyzwania, na poziomie
rozumu i serca. Przede wszystkim niezbędna jest żywa świadomość, że w Komunii
Świętej przychodzi zmartwychwstały Chrystus. W tym celu bardzo pomocna
jest codzienna medytacja, która powoduje sukcesywne przeobrażanie umysłu.
Wnętrze jest wtedy coraz bardziej wypełniane słowem Bożym, co umożliwia
wzrastanie wrażliwości na obecność Boga. Jednocześnie serce otrzymuje „pokarm
poznania”, który wyzwala doświadczenie miłości. Gdy umysł i serce są
zaangażowane, przyjęcie Komunii Świętej staje się spotkaniem, w trakcie którego
nasze „oczy są otwarte”, zaś „serce głęboko poznaje”. Przeżywamy wówczas
najważniejsze wydarzenie dnia. Wszak otrzymujemy „audiencję Miłości” u samego
Pana Wszechświata.
Po przyjęciu Komunii Świętej warto w ciszy serca
zatrzymać się wobec Misterium Obecności. Ale to zdecydowanie nie wystarczy, aby
całym sobą przyjmować Zmartwychwstałego. Do tego niezbędne jest codzienne
„ćwiczenie się” w pokornym uniżeniu przed Bogiem, który jest w tajemnicy
Eucharystii. Wielką pomocą jest codzienne wielokrotne padanie w ciągu dnia na
twarz przed Jezusem Eucharystycznym, który obecny jest w tabernakulum. Sama
duchowa medytacja nie wystarczy. Całe ciało musi „mocno poczuć”, że ma przed
sobą Ciało Boga.
Każdy z nas może w domu podobnie modlić się.
Wystarczy w trakcie modlitwy uświadomić sobie wybrane miejsce, gdzie jest
tabernakulum (znana kaplica lub kościół). Następnie padamy pokornie przed
Jezusem, który mieszka w tym wybranym tabernakulum. Nie ma żadnej istotnej
różnicy, czy jesteśmy w odległości kilkudziesięciu metrów, czy tysięcy
kilometrów. Bardzo ciekawe. Kartuzi, najbardziej kontemplacyjny zakon
chrześcijański, nie mają w swych celach Najświętszego Sakramentu. To kwestia
ich tradycji i dobrowolnego wyboru. Akcentują fakt, że poprzez wiarę mogą w
celi jak najbardziej kontemplować Jezusa, który w zamieszkuje w Eucharystii w
tabernakulum klasztornego kościoła.
Medytacja umysłu, kontemplacja serca, adoracyjne
pokłony, to bardzo owocna metoda, aby w Komunii Świętej coraz pełniej odkrywać
Chrystusa Zmartwychwstałego. Oby Aniołowie widząc nas, mogli radośnie zawołać:
„otworzyły się im oczy i poznali Go”…
8 kwietnia 2015 (Łk 24, 13-35)