Skaliste wzniesienie na pustynnym płaskowyżu...
Miało charakterystyczny wygląd. Zasadniczo wszystkie ściany były strome,
około kilkudziesięciu metrów wysokości. Ale od jednej strony wiatr nawiał
ogromne ilości piasku, który przybrał kształt równi pochyłej, o ponad
dwukilometrowej długości.
Kto był był u dołu wzniesienia i chciał wejść na
szczyt miał dwa rozwiązania. Przy pierwszym wystarczyło sforsować krótki
odcinek, kilkadziesiąt metrów, aby dotrzeć na blisko znajdujący się
wierzchołek. Ale tak naprawdę była to wielka pokusa. Wejście na stromą ścianę
było bowiem niebezpieczne i bardzo łatwo można było spaść. Drugie rozwiązanie
na pierwszy rzut oka nie budziło entuzjazmu. Najpierw trzeba było dotrzeć do
początku równi z nawianym piaskiem. Następnie pozostawała do przebycia długa
trasa polegająca bardzo powolnym wchodzeniu pod górę. Pomimo zniechęcającego
początku i konieczności długiego wchodzenia, tak naprawdę ta wersja była
właściwa. Cierpliwe wznoszenie się, centymetr po centymetrze, dawało gwarancję,
że ostatecznie wierzchołek na pewno zostanie zdobyty. Dodatkowo
takie podejście było w pełni bezpieczne.
Ten pustynny widok jest bardzo dobrą ilustracją
dylematu, przed jakim często w życiu stajemy, zwłaszcza w odniesieniu do bardzo
poważnych praw. Z jednej strony istnieje możliwość uzyskania
„czegoś” szybko, ale w rzeczywistości jest to pokusa. Jeśli jej ulegniemy,
wtedy z dużym prawdopodobieństwem nie dotrzemy do upragnionego celu. Powstają
bowiem trzy zasadnicze „opory”. Oddziałuje zwyczajne prawo bezwładności, w
wymiarze przyrody i relacji międzyludzkich. Uaktywnia się zły duch, który
bardzo łatwo „wślizguje się” we wszelkie pochopne działania. Łaska Boża nie
może działać, gdyż pędzący człowiek nie jest przygotowany, aby pokornie ją
przyjmować.
Z drugiej strony rysuje się perspektywa długofalowych działań, które mogą nawet
sprawiać wrażenie, że upragniony cel nigdy nie zostanie osiągnięty. W tej
wersji potrzebna jest wielka cierpliwość i gotowość do tego, aby bardzo długo
czekać na upragnione dobro, którym chcielibyśmy się cieszyć już teraz. Warto
jednak podejmować tę mądrą drogę, gdyż z dużym prawdopodobieństwem ostatecznie
uzyskamy cel naszych marzeń. Służą temu trzy mechanizmy, które tym razem mają
charakter pozytywny. Na poziomie natury, bez większego bólu, pokonujemy
spokojnie wszelkie opory dzięki powolnemu przyzwyczajeniu się naszego
organizmu i otoczenia. Zły duch zostaje przyblokowany, gdyż nie znosi
„przestrzeni pokornej cierpliwości”. Z kolei z cierpliwością ściśle łączy się
gotowość do wytrwałego oczekiwania. Taka postawa sprawia, że człowiek jest jak
gąbka, która wchłania nadprzyrodzoną „wodę” Ducha Świętego. W rezultacie,
krok po kroku, docieramy ostatecznie do celu i możemy cieszyć się upragnionym
dobrem.
W kontekście opisanego tu procesu, łatwiej możemy zrozumieć pewne wątpliwości,
jakie pojawiły się u Jana Chrzciciela odnośnie Jezusa. Będąc w więzieniu,
prorok wysłał do Niego swych uczniów z zapytaniem: „Czy Ty jesteś Tym, który ma
przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?” (Łk 7, 18-23). Jan Chrzciciel był
świętym człowiekiem, ale miał jeszcze mentalność Starego Testamentu. W jego
rozumowaniu, co można było zaobserwować w trakcie nauczania nad Jordanem,
występowało przekonanie, że nadejście Mesjasza będzie wiązać się z
natychmiastowym sądem i wylaniem gniewu na grzeszników. Dlatego, pełen zatroskania,
z taką determinacją nawoływał do nawrócenia. Okazało się jednak, że Jezus w
niczym nie przypominał Sędziego, który rzuca karzące gromy na grzeszników.
Wręcz przeciwnie, promieniował miłosierdziem, przebaczeniem i dobrocią. To
wzbudziło poważne wątpliwości.
Jan miał w pełni rację odnośnie Sądu, ale nie uwzględnił wielkiego
znaczenia czasu i cierpliwości w Bożej strategii działania. Otóż Jezus był tym,
który miał przyjść jako Mesjasz, ale najpierw pragnął obdarzyć grzeszników
łagodnością i miłosierdziem. Cierpliwość Boga nie jest słabością, ale przejawem
potęgi miłości, aby dać człowiekowi możliwość stopniowego nawrócenia się i
wypełnienia Jego woli. Kto jednak odrzuci Jezusowe miłosierdzie, ten na Sądzie
ostatecznym doświadczy grozy Bożej Sprawiedliwości.
16 grudnia 2015 (Łk 7, 18-23)