„Być jak najbliżej siebie. Cieszyć się wzajemnie
swą obecnością. Doświadczać coraz pełniej cudu przekształcania się dwóch
obecności w jedną współobecność”. Jakże to głębokie pragnienia ludzkiego
wnętrza! Człowiek w rdzeniu swego istnienia doświadcza potrzeby drugiego
człowieka. Poczucie samotnej samowystarczalności to czerwone światło
alarmowe, że coś jest „nie-halo”! Gdyby ktoś chciał zostać pustelnikiem, aby mieć
święty spokój od ludzi, to jest to raczej pomysł samobójczy. Cały projekt
bardzo szybko się skończy lub nastąpi autodestrukcja organizmu. Pustelnik kocha
ludzi, ale składa ofiarę na rzecz głębszej relacji z Bogiem, w którym duchowo
odnajduje na nowo pozostawiony świat ludzi.
Pojawia się tutaj kwestia odróżnienia dwóch
rodzajów współobecności: fizyczna i duchowa. Pragnienie bycia razem to dobry
objaw zdrowia psychicznego i duchowego. Niestety potocznie pragnienie to
zredukowane jest do fizycznej przestrzeni. Jesteśmy w jednym miejscu, to znaczy
jesteśmy ze sobą. I to niestety może być powodem wielkiego błędu w
interpretacji przeżywanej relacji. Możemy bowiem być tuż obok siebie, a tak
naprawdę przebywać w zupełnie innych światach. Nawet do tego stopnia, że jeden będzie
z Bogiem, a drugi bez Boga. Zamiast upragnionej autentycznej jedności, jedynie
jakiś naskórkowy dotyk dwóch zewnętrzności.
Jezus Chrystus wyraziście pokazuje tę prawdę,
nawiązując do Sądu Ostatecznego: „Powiadam wam: Tej nocy dwóch będzie na jednym
posłaniu: jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony. Dwie będą mleć razem: jedna
będzie wzięta, a druga zostawiona” (Łk 17, 34n). Wypowiedź ta wskazuje
jednoznacznie, że oprócz ciała istnieje także dusza. Rozdzielenie
jest spowodowane odmiennym stanem wnętrz. Jeden na posłaniu jest z Bogiem w
sercu, a drugi bez Boga. Jedna pracuje z Bogiem w duszy, a druga robi to
samo bezbożnie. Tak więc współobecność fizyczna nie utożsamia się ze
współobecnością duchową. Oznacza to, że można być ze sobą fizycznie,
a tak naprawdę nie być ze sobą duchowo. Smutny brak rzeczywistej
jedności i wspólnoty.
Ale jest też jasna i piękna strona.
Otóż można być w różnych fizycznych miejscach i zarazem stanowić
duchową jedność. Fizyczność bowiem jest tylko środkiem do celu, jakim jest
duchowe bycie razem. Ten środek nie zawsze jest konieczny. Budowanie jedności
"bez jednej przestrzeni" możliwe jest z Bogiem. Ja odnoszę
się do Boga w swoim miejscu. Ty odnosisz się do Boga w swoim. W Bogu
dokonuje się nasze duchowe zjednoczenie.
Warto zwrócić uwagę na stan tęsknoty. Tęsknota
jest doświadczeniem braku obecności bliskiej osoby. Cieszę się jej istnieniem.
Zarazem cierpię, że nie ma jej tuż obok. Uruchamia się cały świat myśli, uczuć
i wyobrażeń, który usiłuje symbolicznie zastąpić fizyczną
nieobecność. Można widzieć uśmiech, słyszeć głos, czuć miękki dotyk dłoni.
Tysiące „tęskniących” myśli. Najczęściej cały ten świat traktowany
jest jako „gorszy zastępnik”, wobec upragnionego bycia razem w tym samym
miejscu. Jednak wcale tak nie musi być!
Jeśli na serio potraktujemy modlitwę do
Boga, to wtedy otwiera się wręcz zawrotna perspektywa. Ciśnienie tęsknoty można
wówczas przyrównać do rzecznego strumienia, który zaczyna poruszać turbiny
elektrowni wodnej. Tą elektrownią jest modlitwa tęskniącego w intencji osoby
wyzwalającej tęsknotę. W rezultacie następuje produkcja energii elektrycznej,
która symbolizuje energię miłości. Tęsknota przemieniona poprzez modlitwę w
miłość powoduje tworzenie się coraz głębszej duchowej jedności. Bez konieczności
bycia w jednym miejscu, dokonuje się realne zespolenie dusz. Rodzi
się jedność duchowa. W chwili końca świata, takie osoby, niezależnie od
fizycznej odległości, objawią się jako będące naprawdę przy sobie. Fascynujące
zjednoczenie w Bogu na wieki. Poprzez modlitwę, można tego Niebiańskiego
stanu już nieco smakować na ziemi…
15 listopada 2013 (Łk 17, 26-37)