Co zrobić, żeby było jak najlepiej? To
jedno z najbardziej nurtujących i absorbujących pytań! Jeśli pojawia się w
umyśle, to bardzo dobrze. Jeśli szczerze poszukujemy w głębinach naszego serca,
to naprawdę powód do radości. Człowiek, który ze łzami w oczach pokornie szuka
najlepszych rozwiązań, nosi w sobie piękne pragnienie. Aby jednak właściwie
zaangażować się na tej życiodajnej drodze, warto uświadomić sobie dwa czyhające
niebezpieczeństwa.
Pierwsze polega na iluzji posiadania doskonałych
odpowiedzi na wszystko; gotowe recepty na życie, dla siebie lub dla innych. Nie
ma tu postawy poszukiwania. Taka zarozumiałość wynika z faktu, że punktem
odniesienia jest „moje ego”. W konsekwencji „własne słowo” utożsamiam z
doskonałą mądrością. Niestety, takie zachowanie prowadzi do duchowej i
intelektualnej śmierci. Zamiera życie wewnętrzne. Kto nie szuka, zatraci nawet
to, co już odnalazł. Na horyzoncie coraz bardziej pozostaje jedynie szkielet
starannie poukładanych kości...
Drugie niebezpieczeństwo początkowo wygląda
radykalnie inaczej, choć efekt końcowy jest podobny. Tym razem pytania zaczynają
wypełniać człowieka z ogromną intensywnością. Umysł zalewa niemalże potok myśli
i wątpliwości. Serce doświadcza naporu uczuć i przeżyć, które przypominają
niekończącą się burzę. Jak zrobić? Wszystko kotłuje się we wnętrzu i zaczyna
ogarniać nieznośnym udręczeniem. W świadomości pojawiają się różne scenariusze
i filmy, obrazujące przebieg analizowanych sytuacji i wydarzeń. Szczere
poszukiwanie zaczyna przeobrażać się w coraz cięższe przytłoczenie. Narasta
lęk, aby na skutek swych zachowań czegoś lub kogoś nie utracić. Powodem tego
nadmiernego udręczenia jest ograniczenie się do czysto ludzkich myśli i słów.
Wnętrze staje się coraz bardziej zaciemnione. Ból głowy i psychiczne
udręczenie…
W
ostatni dzień roku, warto przygotować się do jak najlepszego rozpoczęcia
kolejnego etapu naszej życiowej drogi. Gdzie zaczerpnąć inspirację? Bezcenną
propozycją jest Prolog Ewangelii św. Jana (J 1, 1-18).
Ewangelista zapisał zdanie, które zapewne każdy człowiek, po wielu życiowych
przejściach i cierpieniach, przyjmuje z wielką wdzięcznością i strumieniem
pokornych łez. „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było
Słowo”. Genialny Drogowskaz! Cóż pokazuje? Przede wszystkim jest to zaproszenie
do postawy życiowego poszukiwacza. Dlaczego? Bo najważniejsze jest to, aby
robić, pisać i mówić zgodnie ze Słowem Boga. Trzeba szukać, co Bóg mówi. A Bóg
ma swoje Słowo odnośnie wszystkiego. Najlepiej zrobimy, jeśli nasze ludzkie
słowo w każdej chwili i w każdym miejscu odzwierciedli Słowo Boga. Żyć, to nieustannie
pytać na serio: „Panie, co robić?”. Takie podejście chroni zarówno przed
zarozumiałością, jak i przed zadręczającą niepewnością.
Najgłębszym miejscem rozpoznania Słowa jest
sumienie. Stawiam pytanie, szukam w Piśmie Świętym, następnie podejmuję działanie
zgodnie z tym, co doświadczam w sumieniu. Potem mogę mieć pokój serca. Trzeba
doprecyzować, że rozpoznane w sumieniu Słowo może być z pomocą słowa, które
ktoś zaufany nam przekazał. Uznaję wtedy, że ten człowiek rozpoznaje lepiej
dane treści w Piśmie Świętym niż ja. Dlatego ufnie i uważnie słucham. Jeśli nic
lepszego nie jestem w stanie sam odnaleźć, tę otrzymaną sugestię przyjmuję w
sumieniu.
Pisząc te skromne refleksje, zaczynam zawsze od modlitwy, aby każde słowo jak
najpełniej odzwierciedlało słowo Boże. Świadom swej nędzy, szukam Woli Bożej. W
ten sposób, pragnę przezwyciężać pokusę pogrążania się w zadręczających i
martwych ciemnościach. Wierzę, że pokorne wsłuchiwanie się w Miłującą Mądrość
Bożą, to najlepszy sposób zyskiwania potrzebnego światła dla umysłu i życia dla
serca. Wszak w Prologu czytamy odnośnie Słowa: „W Nim
było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i
ciemność jej nie ogarnęła”. Niech Słowo Boga coraz bardziej mieszka w Twoim i
moim życiu. Niech poprzez "trzymane Słowo", Bóg nam błogosławi...
31 grudnia 2013 (J 1, 1-18)