Czy marzenia się spełniają? Ostatnio mogliśmy
być świadkami spektakularnej odpowiedzi „na tak”. Sportowiec, Kamil Stoch, w
wieku dwunastu lat, wyraził swe marzenie, aby w przyszłości wystartować na
olimpiadzie i zdobyć złoty medal. I oto dziecięce marzenie jak najdosłowniej
stało się konkretnym faktem. W perspektywie tego wydarzenia, warto głębiej
zatrzymać się nad sensem i sposobem przeżywania marzeń. Można wyróżnić tu trzy
zasadnicze postawy.
Najpierw na horyzoncie pojawiają się
marzyciele-fantaści. W swych głowach noszą wspaniałe scenariusze przyszłych
osiągnięć. Sukcesy innych stają się koronnym dowodem tezy, że
„marzenia się spełniają”. Pojawia się pełne optymizmu spojrzenie w przyszłość.
Tworzenie wspaniałych wizji, wręcz powala bogactwem kreatywności. Niestety,
wielkim problemem fantastów jest całkowite oderwanie od rzeczywistości.
Rdzeniem codzienności nie jest konkretna praca, ale abstrakcyjne bujanie w
obłokach marzeń. Zły duch bardzo łatwo sprowadza takich ludzi na manowce,
mamiąc cudownymi iluzjami światów, które nie istnieją i nigdy nie
zaistnieją.
W opozycji do takiej opcji życiowej stają
twardzi realiści, którzy radykalnie eliminują marzenia ze swego życia. Ostra
negacja marzeń występuje zarówno w codzienności, jak i w sprawach o charakterze
duchowym. Centralne miejsce zajmuje chłodny pragmatyzm. Liczy się przede
wszystkim ciężka praca, a nie marzycielskie bujanie w obłokach. Sumienny
trud i porządna strategia działania to mocne strony tej postawy. Ale
przecież człowiek nie jest robotem. Niebezpieczeństwem jest tu rutyna, nuda,
skąpstwo, zupełny brak romantycznej miłości. Zły duch kusi pychą, która
rozkoszuje się dokonanymi dziełami, i niszczy relacje
międzyludzkie.
W świetle Ewangelii, najsensowniejsze podejście
do życia reprezentują realiści z marzeniami (przypadek wspomnianego mistrza
olimpijskiego). W punkcie wyjścia występuje tu aktywność, która pozwala poznać
swe specyficzne zdolności. Powstałe na tej bazie marzenia są konkretnie
zakotwiczone w teraźniejszej rzeczywistości. Zarazem wskazują na wspaniały cel
do osiągnięcia w przyszłości. W ten sposób powstaje świetne połączenie realizmu
z kreatywnością, która angażuje twórczą wyobraźnię. Ciężka praca staje się
środkiem do rozwijania posiadanych zdolności; zarazem jest to trud
pełen romantycznej pasji istnienia. Właściwie nie jest tu
najważniejszy efekt końcowy, ale właśnie ten realistyczno-marzeniowy styl
bycia. To tworzy grunt pod ewentualny wymarzony sukces. Jeśli przyjdzie, to wspaniale.
W relacjach międzyludzkich występuje tu „twarde stąpanie po ziemi, z głową w
chmurach”. Świetny „przepis na szczęście”.
W optymalnej realizacji tej "drogi z
marzeniami" wielką pomocą może być ewangeliczne spotkanie Syrofenicjanki z
Jezusem (Por. Mk 7, 24-30). Gdy poganka „upadła Mu do nóg”, prosząc o
wyrzucenie złego ducha z córki, usłyszała, że pierwszeństwo w otrzymaniu łask
mają „żydowskie dzieci”, a nie „pogańskie psy”. Ależ próba pokory! Kobieta
jednak genialnie przeszła tę próbę, odpowiadając: „Tak, Panie lecz i szczenięta
pod stołem jadają z okruszyn dzieci”. Wtedy Jezus oświadczył: „Przez
wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę”. Piękny
życiowy drogowskaz! Widać tu świętą potęgę pokory, która uwalnia od
obecności i działania złego ducha. Marzenie błagającej kobiety spełniło się.
Stało się to możliwe dzięki następującym elementom: realistyczne zwrócenie się
do Jezusa, upór i zdeterminowanie w działaniu, pokora w trakcie otrzymanych
prób, wiara w rzecz po ludzku początkowo niemożliwą. Trzeba podkreślić, że
pokora umożliwia zaistnienie głębokiej więzi pomiędzy ludźmi, chroni przed złym
duchem i otwiera na współpracę z Duchem Świętym. Gdy ludzie są pokorni wobec
siebie, pomiędzy nimi rodzi się Bóg. To wielka sprawa umieć upaść sobie do nóg,
aby wzajemnie uwielbić Boga w drugim!
Wiara w Jezusa, odwaga marzeń, zakotwiczenie w
realiach życia, sumienna praca oraz pokora, to bardzo interesujący projekt na
życie. Może warto skorzystać? Panie Jezu, prowadź…
13 lutego 2014 (Mk 7, 24-30)