Powiedziała prawdę. W
konsekwencji doszło do konfliktu. Nic z tego, o czym mówiła, nie
zostało przyjęte. W odpowiedzi na taką reakcję, utwierdziła się w przekonaniu,
że została „ukrzyżowana” jak Chrystus, Prawda Wcielona. To biblijne odniesienie
było jednak totalnym nadużyciem. Rzeczywistym powodem powstałego napięcia było
raniące „uderzenie między oczy kamieniem prawdy"…
Tak! Osoby dumnie szczycące się mówieniem prawdy
mają często tendencję do pochopnej „sakralizacji” swego postępowania. Zbyt
szybko postrzegają siebie jako szlachetnych ludzi, którzy cierpią
odrzucenie z powodu składanego świadectwa wiary. W rzeczywistości, zamiast
„świętości”, często ma miejsce postawa, która jest sprzeczna z głównymi
zasadami Ewangelii. Jak to rozumieć?
Przede wszystkim, wedle Słowa Jezusa
najważniejsza jest miłość. Nie chodzi o to, aby tylko powiedzieć prawdę, ale
żeby obdarzyć miłością, z pomocą prawdy. Zimna prawda, wyzuta z miłosierdzia,
może psychicznie zmiażdżyć. Oto pierwszy fundamentalny powód,
dla którego niejednokrotnie ludzie odrzucają usłyszaną prawdę. Nie
czują u autora wypowiedzi miłości i podświadomie zakładają pancerz chroniący
przed niebezpiecznym napastnikiem. Tak! Człowiek głoszący prawdę bez miłości to
agresywny i niebezpieczny ideolog, przed którym trzeba się solidnie
zabezpieczyć. Zdrowie fizyczne i psychiczne jest ważniejsze od dowolnego
zestawu „przemądrzałych połajanek”.
Drugim powodem zamykania się na prawdę jest
doświadczenie upokorzenia. „Samozwańczy prorocy” dają często swym słuchaczom
odczuć, że są gorsi i głupsi. Wypowiadana „mądra teza” jest tylko pretekstem do
promowania swej „oświeconej” osoby. Występują także stwierdzenia w rodzaju „to
mi się nie podoba”, „ja się na to nie zgadzam”. Spontanicznie
takie zachowania powodują u słuchacza reakcję obronną i negatywne nastawienie.
Trzeba mieć w sobie bardzo dużo pokory, żeby spokojnie znieść czyjąś
demonstrację pychy oraz egoizmu. Odrzucenie otrzymywanych treści nie jest wtedy
odrzuceniem prawdy, ale pysznej postawy mówiącego. Z tego, że komuś coś się nie
podoba, wcale nie wynika, że mam z tego powodu coś zmieniać w swoich poglądach
i zachowaniach. Argument „mi się nie podoba” nie ma intelektualnej wartości i
jest formą niedopuszczalnego emocjonalnego szantażu.
Nieprzyjęcie prawdy głoszonej „bez miłości” i „z
pychą” można przyrównać do sytuacji, w której kominiarz usiłuje dać tabliczkę
czekolady. Niestety, opakowanie jest całe zabrudzone sadzą i umazane w smole.
Gdy odbiorca nie przyjmuje takiego „daru”, to nie oznacza to negacji walorów
smakowych proponowanej czekolady. Czekolada może nawet byłaby bardzo chętnie
przyjęta. Ale niestety zewnętrzny brud to uniemożliwia. Kominiarz byłby w
błędzie, gdyby myślał, że ktoś gardzi jego smaczną czekoladą. Fakt, czekolada
jest fizycznie nie przyjęta, ale powodem tego jest zabrudzenie odstręczającą
sadzą i smołą.
Jezus głosił Prawdę zawsze z sercem pełnym
pokory i miłości. Dlatego ubodzy otwierali z kolei swoje serca na Jego
nauczanie i działalność. Mistrz swoją osobą stwarzał optymalne warunki, aby
zbawcze przesłanie o Królestwie Bożym mogło być ufnie przyjęte. Można
powiedzieć, że dawał czekoladę czysto opakowaną. Każdy, kto był otwarty na
słodycz Dobrej Nowiny, mógł ją przyjąć. Ale niestety znaleźli się także liczni
faryzeusze i uczeni w Piśmie, którzy mieli zatwardziałe serca. Pomimo
ewidentnych znaków miłości, zamknęli swe serca na Chrystusową Prawdę (Por. J 8,
31-42).
W naszych sytuacjach życiowych też tak może się
wydarzyć. Ale najpierw trzeba maksymalnie uczciwie zbadać, czy problemem nie
jest nasza niewłaściwa postawa. Jeżeli okaże się, że promieniujemy prawdą z
miłością i pokorą, a jednak jesteśmy odrzuceni, to dopiero w takiej sytuacji
jest moralna podstawa, aby utożsamiać swe cierpienie z cierpieniem Jezusowym.
Dopiero wtedy są wystarczające argumenty ku temu, aby postrzegać siebie jako
„męczennika” w walce o Prawdę. Panie, prowadź nas…
9 kwietnia 2014 (J 8, 31-42)