Czy człowiek może być szczęśliwy?
Pytanie to dotyka najdelikatniejszych strun naszej duszy. Wydobywający się
dźwięk dotyczy motywu istnienia na tym ziemskim padole. Wstąpienie Chrystusa do
Nieba utwierdza w przekonaniu o słuszności pragnienia szczęścia. "A kiedy
ich błogosławił ... został uniesiony do nieba" (Łk 24, 51). Niebo nie jest
tylko wymysłem wybujałej ludzkiej fantazji. Niebo jest rzeczywistością.
Tak! Pragniemy być szczęśliwi. Pragniemy
doświadczać radości istnienia. To nie jest powód do wstydu, ale do
chrześcijańskiej dumy. Istnieją ludzie, którzy niestety już na starcie zabili w
sobie wiarę w istnienie Nieba. Najczęściej ma tu miejsce kontemplacja
doznawanych od innych prawdziwych lub urojonych zranień. Nawet w najlepszej
sytuacji życiowej, ludzie ci znajdują wystarczający powód, aby trwać w
przygnębieniu. Na własne życzenie tworzą sobie piekło. Warto od razu dodać.
Piekło nie jest produktem Bożej Miłości. Bóg nigdy nie wysyła do piekła. To
człowiek sam sobie lub drugiemu tworzy piekło.
Oprócz radykalnego odrzucenia szczęścia
jest jeszcze jedna droga, która niestety prowadzi na manowce. Tym razem
pragnienie szczęścia jak najbardziej otrzymuje prawo do istnienia. Wszystko
jednak zostaje ograniczone do życia doczesnego. Szczęście utożsamia się z
doraźną rozkoszą. „Niebo” nie ma wtedy odniesienia do Boga, lecz stanowi jedynie
symboliczny opis uzyskanego dobrobytu i błogostanu na ziemi. Niebem stają się
minuty seksualnej rozkoszy. Niebem są stany psychiczne uzyskiwane poprzez
alkohol lub narkotyki. Niebem jest relaksacyjny weekend spędzony na łonie
natury, gdzie modlitwa lub Msza święta za bardzo do niczego nie jest potrzebna.
Dramat takiego nieba polega na tym, że
jest po prostu iluzją. Wcześniej lub później dokonuje się tragiczne
przekształcenie. To, co miało dać nasycenie, w rzeczywistości rodzi jeszcze
większy niezaspokojony głód. Doświadczenie iluzorycznego nieba można oczywiście
wciąż powtarzać. Tym bardziej jednak domniemane doraźne niebo przekształci się
w późniejsze trwałe piekło. Sprawa jest jasna! Doczesność nie jest w stanie
zaspokoić głodu szczęścia. Czyżby więc człowiek był jakąś absurdalną pokręconą
konstrukcją, która pragnie niemożliwego?
Żadną miarą! Głód szczęścia jest jak
najbardziej sensowny. Sam Bóg wpisał w naturę człowieka pragnienie Nieba. Niebo
istnieje, ale nie jest nim żadne doczesne dobro samo w sobie. Niebem jest stan
bycia razem z Bogiem, w czym doczesność może tylko pomagać. To zjednoczenie z
Bogiem. W Bogu zaś na zawsze nastąpi nasycenie wszelkich naszych pragnień i
dążeń. Jezus Chrystus wstąpił do Nieba. Wskazał w ten sposób drogę, która
pozwoli uzyskać wieczne zaspokojenie. Rozkosz bez granic i bez końca w Wiecznej
Boskiej Szczęśliwości. Jezus cały czas jest Bogiem i Człowiekiem. Dlatego Jego
Wniebowstąpienie wskazuje niejako na dwa kierunki, które otwierają się przed
każdym z nas. Z jednej strony Boskie wnika w to, co ludzkie. Z drugiej strony
ludzkie zanurza się w tym, co Boskie. Wniebowstąpienie to jedno wielkie niejako
dwuczłonowe zaproszenie. Chodzi o to, aby uwierzyć w realność nieba i otworzyć
się na wnikającą obecność Boga. Jednocześnie potrzeba inicjatywy, aby jako
człowiek zanurzać się w Niebie Bożej obecności.
Pięknym symbolem jest tutaj akt małżeńskiego
zjednoczenia kobiety i mężczyzny. Kobieta otwiera się na wnikającą i
zaspokajającą obecność mężczyzny. Mężczyzna z kolei zanurza się w dającej
nasycenie obecności kobiety. Warto też podkreślić, że Niebo w Bogu nie pojawia
się dopiero na zasadzie swoistego przełącznika nowego stanu w momencie śmierci.
Całe życie doczesne jest zaproszeniem do coraz pełniejszego doświadczania
Wiecznego Szczęścia Nieba. Na tyle w wieczności będziemy smakować rozkoszy
Nieba, na ile teraz w doczesności na ten dar się otworzymy.
Poprzez padół doczesności, zdążajmy do
wiecznej Niebiańskiej Szczęśliwości.
12 maja 2013 (Łk 24, 46-53)