„Kawałki chleba pod poduszką”. Jeszcze długie lata po
wojnie, tak zasypiali niektórzy więźniowie z obozów koncentracyjnych. Lęk przed
głodem wyrył się głęboko w psychice. Włożenie chleba pod poduszkę pozwalało
spokojnie zasnąć. Poczucie bezpieczeństwa, że przynajmniej po przebudzeniu
będzie coś do zjedzenia. Do takich zachowań
trzeba oczywiście podejść z wielką pokorą. To była niewyobrażalna
gehenna. Ale zarazem w tej postawie odsłania się bardzo głęboka prawda o
ludzkiej naturze po grzechu pierworodnym. Jest to dążenie, aby samemu
zabezpieczyć sobie dalsze życie. Niepewność odnośnie przyszłości rodzi poczucie
zagrożenia. Serce zaczyna wtedy wypełniać lęk, generowany w wyobraźni przez
obraz pustki, cierpienia i śmierci. Organizm wysyła komunikat: za wszelką cenę
trzeba stworzyć zaplecze ochronne na przyszłość. W tym celu zaczyna się
gromadzenie różnorakich dóbr, które mają dać poczucie bezpieczeństwa.
Na pierwszym poziomie są to dobra materialne, w formie
oszczędności, nieruchomości lub różnych rzeczy. W tej logice, im więcej
posiadam, tym bardziej jestem bezpieczny.
Gdzieś z głębi promieniuje jednak nieustannie obawa, że to wszystko
można utracić. Nie ma pokoju serca. Pochodną tego są znerwicowane reakcje
niektórych ludzi na wszelkie niepokojące informacje odnośnie funduszy
emerytalnych. Zewnętrzna złość odzwierciedla wewnętrzną panikę, że gromadzone
środki mogą przepaść lub nie wystarczyć. Przerażające widmo pustki, przed którą
właśnie usiłuje się uciec.
Świadomość tej materialnej kruchości wiele osób
kieruje ku dobrom duchowym. I słusznie, wszak sam Jezus uwrażliwia, aby koncentrować się na
dobrach, które nie przemijają. Pojawia się jednak wielkie nieporozumienie w
interpretacji ewangelicznego nauczania. Chodzi o to, że człowiek koncentruje
się na dobrach duchowych, ale traktuje je na zasadzie dóbr materialnych.
Pojawia się swoiste gromadzenie dobrych uczynków, gestów miłości, kolejnych
minut i godzin miłosiernie poświęconych dla innych. Wszystko jest traktowane jako produkt własnej
dobroci. Pyszne samozadowolenie, że jestem dobrym człowiekiem, któremu inni tak
wiele zawdzięczają. Cała maska pryska, gdy ktoś tej dobroci nie uszanuje lub
potraktuje pogardliwie owe dobre uczynki. Wtedy pycha reaguje oburzeniem.
Obraza czcigodnego majestatu. Paniczny lęk, bo ktoś ośmielił się zakwestionować
istnienie skarbów, które sobie na wieczność gromadzę. Został podważony fakt, że
jestem bogatym duchowo człowiekiem. Niesamowite, ale osoby normalnie promieniujące
dobrem, nieraz przeobrażają się wtedy nawet w furiatów. W sumie nie ma co się
dziwić, podświadome widmo pustki wyzwala najgorsze uczucia. Bogacz nie lubi być
potraktowany jak biedak. Warto pamiętać o słowach Jezusa: „Nikt nie jest dobry,
tylko sam Bóg” (Mk 10, 18).
Dochodzimy więc do prostego, ale jakże konkretnego
stwierdzenia. Gromadzenie dóbr materialnych bądź duchowych nie uchroni nas
przed lękiem i nie da głębokiego poczucia bezpieczeństwa. Porażka takiej
postawy polega na poczuciu, że jest się „zabezpieczonym bogatym”. Jezus mówi
zaś wyraźnie: „jakże trudno wejść do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach
pokładają ufność” (Mk 10, 23). Najlepiej więc być ubogim, który jest
przekonany, że nie ma nic. Jako taka uboga nicość wchodzę w relację z Bogiem.
Wszystko, co w doczesności uzyskałem, uznaję, że pochodzi od Boga. Jedynym
zabezpieczeniem staje się ufna relacja miłości z Bogiem, Jednym Właścicielem i
Ubezpieczycielem.
Taka postawa przynosi dwa wielkie owoce.
Póki co, w tym świecie mogę spokojnie zasypiać, nic nie kładąc pod poduszkę.
Wszak Jezus jest ze mną. I co najważniejsze, na Wieczność mam absolutnie pewne
zabezpieczenie. Stanę przed Bożym Absolutem w swej totalnej nicości. A jak
Miłosierny Ojciec zobaczy to moje wielkie ubóstwo, to na pewno ulituje się i na
wieki weźmie do swego Domu.
27 maja 2013 (Mk 10, 17-27)