W
sercach nosimy pragnienie modlitwy. Zarazem powstaje wielkie pytanie: jak
najlepiej się modlić? Istnieją dwie zasadnicze odpowiedzi: pogańska i
chrześcijańska. Poganin nie wierzy w istnienie wszechmocnego, miłującego Boga.
Co najwyżej posiada własny panteon bożków. Aby bożek dobrze zrozumiał, o co
człowiekowi chodzi, potrzeba wszystko dokładnie wyjaśnić i doprecyzować. W
punkcie wyjścia istnieje milczące założenie, że bożek nie zna naszego wnętrza.
Wiedzę zdobywa dopiero po uzyskaniu od nas potrzebnych informacji. Im człowiek
coś bardziej i konkretniej chce otrzymać, tym bardziej i dokładniej trzeba
wszystko opisać. Ponadto obok wiedzy pojawia się jeszcze płaszczyzna woli.
Poganin nie doświadcza miłości bożka, który sprawia wrażenie obojętnego.
Modlitewne wołanie utożsamia się z chęcią przekonania do swoich racji. Ideałem
staje się modlitwa asertywna, która sugestywnie wykłada wszystkie racje. To
wszystko prowadzi do wielomówstwa na modlitwie. W ujęciu pogańskim, taka opcja
„zagadywania” staje się koniecznością.
Jezus
ukazuje zupełnie inne rozumienie modlitwy. Ale żeby podjąć myśl Chrystusa,
trzeba właściwie spojrzeć na prawdę o
Bogu. Otóż Bóg jest Miłującym Ojcem, który absolutnie wszystko wie. Dosłownie
jest Nieskończoną Mądrością i Miłością. Prawda ta całkowicie zmienia
postrzeganie modlitwy. Jeżeli Bóg wszystko wie, to nie ma konieczności
informowania o swoich potrzebach. Stajemy wobec miłującego bezgranicznie Ojca.
Traci więc sens wysiłek przekonywania do czegokolwiek. Z faktu niezgłębionej Miłości i Mądrości
wynika, że „wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie”
(Mt 6,8).
Świadomość
tej pięknej prawdy, ma bezpośredni wpływ na kształt modlitwy. Przede wszystkim
znika konieczność zagadywania Boga. Sytuacja ulega całkowitej zmianie w
stosunku do modlitwy pogańskiej. Może słusznie nasunąć się pytanie. Po co w
takim razie się modlić, skoro Bóg już wszystko wie? Chodzi o to, że Bóg kocha
człowieka. A w sercu miłości jest wolność. Bóg nie narzuca się. Z tego wynikają
dwie kwestie. Po pierwsze trzeba rozpoznać, czego Bóg pragnie nam udzielić. Po
drugie nasze wnętrze musi się otworzyć, jeśli chce przyjąć ofiarowywane dary.
Potrzeba autentycznej determinacji. Modlitwa staję się więc czasem wsłuchania w
Boga i ufnego otwarcia na wszelkie Jego propozycje.
Aby ten cel jak najlepiej
zrealizować, Jezus podaje nam wzorcowy przykład modlitwy „Ojcze nasz”. Warto w
tym świętym wzorcu dostrzec trzy świetlane drogowskazy na naszej modlitewnej
drodze. Przede wszystkim zwracamy się do Boga, który jest naszym Ojcem.
Najlepiej uzmysłowić sobie posiadany ideał ojca i potem pamiętać, że Bóg
bezgranicznie nawet ten ideał przekracza. Jest po wielokroć wspanialszy od tego
ideału, który posiadamy. Odczuwanie tej Ojcowskiej obecności właściwie ustawia
naszą modlitwę, która staje się pełnym zaufania dialogiem. Na tym fundamencie,
Jezus zaprasza nas, abyśmy najpierw skoncentrowali się na uwielbieniu Boga. Uwielbienie niejako otwiera
na częstotliwość Bożej łaski. W sercu rodzi się pragnienie, aby odczytać i
podjąć Wolę Bożą.
Podjęcie
tego etapu pozwala przejść do dalszej
części. Tym razem koncentrujemy się na wyrażeniu naszych pragnień i
potrzeb. Sens tutaj polega na tym, aby uświadomić sobie, co i jak Bóg chce nam
udzielać. Zarazem bardzo ważne jest odkrycie wielkiej rangi różnych procesów i
zachowań. Tu uwaga kieruje się szczególnie na zagadnienie przebaczenia. „Lecz
jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych
przewinień” (Mt 6,15). Te słowa trzeba dobrze rozumieć. Bóg zawsze przebacza.
Lecz jeśli człowiek komuś nie przebacza, wtedy zamyka się na Boże przebaczenie.
W rezultacie nie jest w stanie przyjąć otrzymywanej łaski. Niech nasza modlitwa
będzie „Ojcze nasz”.
20 czerwca 2013 (Mt 6, 7-15)