„Jak najszybciej ze sobą
zamieszkać”. Taka myśl przyświeca wielu młodym, którzy wypowiadają zdanie: „Kochamy
się”. „Żyje odizolowany od innych ludzi w swoim świecie”. Taki osąd o pustelnikach
formułują nieraz ludzie szczycący się różnymi znajomościami i stanowiskami w
społeczeństwie. Tego typu stwierdzenia są przejawem pewnego błędnego
utożsamienia. To naprawdę wielki błąd! Na czym polega?
Chodzi o powierzchowną
opinię, wedle której fizyczna bliskość pomiędzy ludźmi oznacza automatycznie
rzeczywistą bliskość . Z kolei oddalenie fizyczne rozumiane jest jako
równoznaczne z oddaleniem serc. W myśl takiego przekonania bycie w jednym
pomieszczeniu utożsamia się z „byciem razem”. Natomiast przebywanie dziesiątek
lub setek kilometrów od siebie jest skazaniem na wzajemne oddalenie od siebie.
Dlatego ludzie, którzy zaczynają darzyć się uczuciem, chcą często jak
najszybciej ze sobą zamieszkać. Wspólny pokój jawi się jako spełnienie
głębokiego pragnienia nieustannego bycia ze sobą. W tej logice pustelnik
postrzegany jest jako będący daleko od ludzkich spraw. Co może wiedzieć o
życiu, jeżeli nie żyje pośród ludzi, w rodzinie, w różnych organizacjach
użytecznych społecznie?
Konkretne fakty życiowe stawiają
pod wielkim znakiem zapytania słuszność takich tez. Oto bowiem często po wielu
latach mieszkania w tym samym domu małżonkowie boleśnie stwierdzają: „Jesteśmy
daleko od siebie. Właściwie to każdy z nas żyje w swoim światku”. Uderzające!
Ludzie chodzą po tych samych metrach kwadratowych podłogi. Są fizycznie bardzo
blisko siebie, a jednak duchowo czują się od siebie bardzo
oddaleni. Z kolei wielu ludzi, przychodząc do pustelnika,
dokonuje zaskakującego odkrycia: „Naprawdę mnie rozumie. Jakbyśmy wieki ze sobą
byli i rozmawiali!”.
W Ewangelii otrzymujemy
bezcenną intuicję. Jezus ostrzega przed iluzją zatrzymania się tylko
na poziomie fizyczności i zewnętrznych relacji. Sugestywnie ukazuje to w
obrazie Pana domu i nawiedzających go gości (por. Łk 13, 22-30). „Przecież
jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś”. Lecz On rzecze:
„Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie
wszyscy dopuszczający się niesprawiedliwości”. „Przyjdą ze wschodu i
zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym”. Ależ
uwrażliwienie na rzeczywistość! Można być fizycznie tuż obok i
tak naprawdę nawet się nie znać. Fizyczna bliskość i zarazem duchowa odległość.
Można być fizycznie daleko od siebie i tak naprawdę blisko siebie. Fizyczna
odległość i jednocześnie duchowa bliskość.
Dochodzimy do istotnego
stwierdzenia. Poziom realnej bliskości pomiędzy ludźmi oraz pomiędzy
człowiekiem i Bogiem zależy od stanu duszy. Głębia wzajemnej bliskości jest
odzwierciedleniem poziomu wzajemnej „sprawiedliwości”. „Sprawiedliwość” oznacza
tu zgodność z Bożymi przykazaniami. Utożsamia się z miłością.
Tak
więc warto uważać na dwie pułapki. Najpierw nie sądźmy, że wspólne bycie jest
czarodziejską różdżką, która pięknie jednoczy. Nawet najgłębsze fizyczne
zjednoczenie w seksie, gdy dokonuje się w stanie grzechu poza małżeństwem, nie
zbliża, ale ostatecznie oddala ludzi. Wspólny seks, a potem rano lub po wielu
miesiącach lub latach, poczucie „obcego człowieka”. Także fizyczne dłuższe rozstania
źle się skończą, jeśli nie ma rzeczywistej więzi miłości.
Gdy
jest wzajemna „sprawiedliwość”, wtedy wspólne mieszkanie rzeczywiście prowadzi
do „wspólnoty ducha”. Radość wspólnego „my”. W pewien sposób, najbardziej
fascynująca jest sytuacja, gdy jest odległość fizyczna, a jednak tworzy się
głęboka jedność duchowa. Ten cud jest możliwy dzięki wzajemnej duchowej
miłości. Kilometry nie oddzielają miłujących się dusz. Najgłębsza
bliskość dokonuje się w Bogu. Im bardziej Bóg jest pomiędzy ludźmi, tym
bardziej ludzie są blisko siebie …
25 sierpnia 2013 (Łk 13,
22-30)