Usiadł, aby pomedytować nad Słowem Bożym. Po
chwili podeszło małżeństwo z malutkim dzieckiem, prosząc o modlitwę
za nie. Chwilę potem, młoda mama poprosiła o błogosławieństwo dla trzymanej na
rękach uroczej pociechy. Następnie zjawił się tata ze swymi
wspaniałymi dzieciakami, aby pomodlić się za nie. W pewnej chwili ustawiła się
cała kolejka rodziców z dziećmi, aby udzielić błogosławieństwa i pomodlić się
wstawienniczo… W ten sposób, w zwyczajny powszedni dzień, przez prawie godzinę
dokonywało się niezwyczajne promieniowanie Chrystusowego błogosławieństwa.
Można powiedzieć, że po raz kolejny powtórzyła
się scena, która opisana jest w Ewangelii: „Przynoszono do Jezusa dzieci, aby
włożył na nie ręce i pomodlił się za nie”. W tej
ewangelicznej sytuacji uczniowie zaczęli jednak zabraniać, aby nie
podchodzono z dziećmi do Mistrza. Zapewne uznali, że jest to niepotrzebne
„zawracanie głowy” Panu, który cały czas wykorzystuje na realizację poważnej
misji głoszenia Królestwa Bożego. Jezus zareagował jednak negatywnie
wobec takiej postawy swych uczniów, którzy po raz kolejny pokazali, że czegoś
istotnego jeszcze nie zrozumieli. Zawołał: „Dopuście dzieci i
nie przeszkadzajcie im przyjść do Mnie; do takich bowiem należy królestwo
niebieskie”.
Warto z tego epizodu wyciągnąć kilka ważnych
wniosków. Przede wszystkim trzeba uważać, aby nie mieć zbyt wysokiego mniemania
na swój temat. Polega to na tym, że uważamy się za ludzi bardzo przydatnych, a
innych traktujemy jako stwarzających trudności; postrzegamy ich
jako małżeńskich, rodzinnych, kościelnych lub społecznych szkodników.
Nieraz prawda może być dokładnie odwrotna. Uczniowie szorstko odpędzali
dorosłych z dziećmi, którzy prosili o modlitwę. Siebie uważali za przydatnych i
właściwie postępujących; owych ludzi traktowali jako natrętów.
Bardzo się mylili. Reakcja Jezusa pokazała, że to właśnie dzieci i troszczący
się o nie są na dobrej drodze wiodącej do królestwa niebieskiego, zaś uczniowie
zostali zdecydowanie zganieni.
Następnie pojawia się kwestia właściwego
rozumienia królestwa niebieskiego. Uczniowie zapewne uznali, że takie podchodzenie
z malutkimi dziećmi nie ma sensu. Dzieci nie tylko, że przeszkadzają, ale nie
są w stanie zrozumieć i przestrzegać Słowa Bożego. Właściwie dopiero w wieku
trzynastu lat, po odpowiednim przygotowaniu, mogli stać się bar-micwa,
czyli synami przykazania. Wiara została tu utożsamiona z własną
ludzką zdolnością rozumienia Bożych prawd. W tę pokusę wpadają niejednokrotnie
osoby, które już coś o Bogu się dowiedziały. Jezus jasno wytłumaczył, że
najlepszym obrazem człowieka idącego do królestwa niebieskiego nie jest dumny
„uczony”, ale malutkie, pokorne dziecko. Właściwie to były nawet niemowlęta.
Niemowlę nie jest w stanie samodzielnie przeżyć. Całą ufność pokłada w
rodzicach. Takie malutkie dzieci pięknie obrazują prawdę, którą Jezus
wypowiada: „Beze Mnie nic nie możecie uczynić”. Prawda ta dotyczy każdego
człowieka. Do królestwa niebieskiego zdąża tylko ten, kto tak właśnie przeżywa
swe życie.
Wreszcie modlitewne nałożenie rąk przez Jezusa
jednoznacznie pokazuje, że nie jest najważniejsze, co sam człowiek zrobi, ale
co przyjmie od Boga. Dlatego tak ważne, aby prosić o modlitwę i
błogosławieństwo. Wspaniale zaświadczyli o tym wspomniani na początku ludzie.
Prosili o modlitwę i błogosławieństwo nie tylko dla swych dzieci, ale sami
także schylali głowy jak „ewangeliczne dzieci”. Piękne świadectwo takiej
postawy daje nam papież Franciszek, który nieustannie pokornie prosi, aby za
niego się modlić. Ufnie otwiera się na dar Bożego błogosławieństwa ...
17 sierpnia 2013 (Mt 19, 13-15)