„Chciałem dobrze. Jestem w porządku”. Czy dobra
intencja wystarczy? Kolosalnym błędem jest zachowanie spokoju sumienia tylko w
oparciu o dobre chęci. Oczywiście, gdy jest zła wola, to sprawa jest jasna, że
mamy do czynienia ze złym zachowaniem. Ale dobra wola nie oznacza od razu, że
cała droga postępowania jest właściwa. To dopiero fundament i potem konieczne
jest spełnienie dalszych warunków, aby cała budowla została właściwie
skonstruowana.
Gdy widzę spragnionego człowieka i w dobrej
wierze podaję mu butelkę z płynem, to może okazać się, że wyrządziłem wielką
krzywdę. Najpiękniejsze intencje nie ochronią przed tragedią, jeśli okaże się,
że ów płyn nie był czystą wodą, ale trującym rozpuszczalnikiem.
Tak, można mieć dobrą intencję, pokój serca i
jednocześnie być narzędziem w ręku diabła. Spektakularnie obrazuje to jedno ze
ewangelicznych spotkań. Gdy Jezus oznajmił, że wiele będzie cierpiał i zostanie
zabity, wtedy Piotr gwałtownie zareagował. Z jak najlepszą intencją w
sercu, pełen troski o swego Mistrza zawołał: „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie
przyjdzie to nigdy na Ciebie”. Po takiej reakcji można byłoby spodziewać się ze
strony Jezusa słów pełnych wdzięczności. Jakże wzruszające zatroskanie o to,
aby nic złego się nie stało. Ale, o dziwo, nic z tych rzeczy! Wręcz przeciwnie,
w odpowiedzi, Mesjasz ostro potraktował swego ucznia. Padło mocne zdanie:
„Zejdź Mi z oczu szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale
o tym , co ludzkie”. Piotr, choć chciał dobrze, to zrobił coś bardzo złego.
Chciał uniemożliwić Jezusowi przeprowadzenie odwiecznego planu Boga Ojca. Ten
zbawczy projekt polegał zaś na tym, że Zmartwychwstanie dokona się dopiero po
uprzednim pokornym przyjęciu cierpienia i śmierci. Stwierdzenie
szatanie nie było przesadą, bo słowa Piotra stanowiły uderzenie w wolę Boga
Ojca.
Szatan może namawiać do czegoś, co od razu jawi
się jako niewłaściwe. Na przykład, żeby pobić drugiego człowieka. O wiele
bardziej niebezpieczny jest jednak inny rodzaj pokusy. Chodzi o zachowanie podobne
do tego, jakie zaprezentował Piotr. Otóż człowiek ma wtedy dobrą wolę i
prezentuje w swoim mniemaniu autentyczne zatroskanie o drugiego człowieka. Z
reguły taka troska odzwierciedla Miłość Bożą. Nieraz jednak stanowi szatańską
pokusę. Na plan pierwszy wysuwa się bowiem ludzkie rozumienie dobroci.
Najczęściej pomieszane jest to z chęcią egoistycznego zachowania kogoś dla
siebie. Boży plan zostaje odsunięty na dalszy plan. Takie zaborcze zatroskanie
może powodować niszczenie Bożego zamiaru. Wspomagany człowiek otrzymuje wtedy
coś dobrego, ale zarazem zostaje sprowadzany na złą drogę, na której coraz
bardziej odchodzi od Boga. W takiej sytuacji, „dobroczyńca” często ma pokój
serca, przekonany o swej dobrej intencji i realizowanej dobroci. Niestety,
prawda jest taka, że stanowi narzędzie w ręku szatana.
Jezus
powiedział Piotrowi zdecydowane „nie”. To najlepszy wzorzec. Nawet największa
dobroć nie może być przyjęta, jeśli czujemy w sumieniu, że przeciwstawia się
Woli Bożej. Jednocześnie każdy „dobroczyńca” powinien wtedy pokornie
zrezygnować ze swych „ludzkich propozycji”. Zarazem rezygnacja nie
powinna być jakąkolwiek formą obrażenia się. Chodzi o ufne uznanie wyższości
Bożego planu nad własną propozycją. Konkretnym przejawem miłości staje się
kontynuacja troski, ale zgodnie z oczekiwaniami wspieranej osoby.
Nawiązując do podanego
wcześniej przykładu, jeśli ktoś odmówi trującego rozpuszczalnika, który
proponuję, to dalej już nie podaję tej trucizny. Zarazem nie staję się
obojętny. Znakiem Bożej miłości jest to, że jeszcze bardziej angażuję się, aby
podawać wskazaną czystą wodę…
8 sierpnia 2013 (Mt 16, 13-23)