„Mieć coraz więcej”. Ta
zwodnicza myśl może dogłębnie zawładnąć człowiekiem. W pierwszej odsłonie
przybiera często atrakcyjny wygląd. Stwarza wrażenie poważnego zatroskania o
życie. Obiecuje dobrze zabezpieczoną przyszłość, spokojne dni bez trosk,
czerpanie z ulubionych przyjemności. Dlatego tak wielu ludzi z pasją oddaje się
przekuwaniu tej myśli na konkretne gromadzenie różnorakich dóbr. To
mogą być pieniądze, wpływowe stanowiska, nobilitujące relacje, popularność,
różne dziwne kolekcje.
Chciwość ma jednak to do
siebie, że coraz bardziej pochłania człowieka. Im człowiek więcej uzyskuje, tym
jeszcze więcej chce posiadać. Jak słusznie głosi popularne powiedzenie, „Apetyt
rośnie w miarę jedzenia”. Zasadniczo zło nie tkwi w gromadzonych dobrach, ale w
sposobie podejścia do nich. Warto możliwie najszybciej uświadomić sobie ułudę i
destrukcyjny charakter postawy chciwości. "Uważajcie i strzeżcie się
wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego nie jest
zależne od jego mienia" (Łk 12, 15).
Przede wszystkim człowiek
popada w iluzję nieśmiertelności. Jezus uwrażliwia, żeby nie zapomnieć o
śmierci. Choć wielu zgromadziło wielkie fortuny, to w niczym nie uchroniło to
przed odejściem z tego świata. Nawet największe bogactwa materialne nie
zabezpieczą wiecznego życia. Głupcem staje się każdy, kto gromadzi zewnętrzne
dobra, zapominając, że pewnego dnia wszystko to straci. Doczesne bogactwa mają
wartość tylko na tyle, na ile są środkiem do wewnętrznego bogacenia się w
miłości. Jednocześnie tylko Bóg jest Panem życia i śmierci. Człowiek sam siebie
nie zbawi. A ewentualnie im dłużej trwa w takiej iluzji, tym tragiczniej
przeżyje potem swój życiowy błąd.
Następnie chciwość niszczy
obecność Boga w sercu. Doprowadza do praktycznego ateizmu. Bóg staje się co
najwyżej środkiem na drodze do osiągania upragnionych zysków. To tłumaczy,
dlaczego Jezus nie chciał się angażować w różne doczesne spory finansowe,
spadkowe lub polityczne. Ten dystans nie oznaczał w żaden sposób obojętności
wobec konkretnych ludzkich, ziemskich problemów. Wszak w modlitwie „Ojcze nasz”
otrzymaliśmy zaproszenie, aby prosić o chleb powszedni. We wspomnianych sporach
Bóg był jednak traktowany jedynie utylitarnie, do zaspokojenia własnego
interesu. Jakiś doraźny zysk stanowił najważniejszy przedmiot
zainteresowania. Warto pamiętać. Gdy Bóg przestaje być na pierwszym miejscu,
wtedy automatycznie zostaje uśmiercany w duszy człowieka. Chciwość tak mocno
angażuje człowieka, że dusza traci zdolność otwarcia się na Nieskończoność. Coś
skończonego przysłania cały horyzont życiowy. Zauważmy, nawet mała kartka
papieru umieszczona przed oczami wystarczy, aby skutecznie zasłonić cały wielki
horyzont rozciągający się w oddali.
Serce się kraje, gdy ludzie
nieraz dla jakiejś drobnej sumy pieniędzy wchodzą w głębokie konflikty i
wzajemne zagniewanie. Jakże wielka głupota chciwości. W sumie nie ma nawet
doczesnego zysku, a realne staje się niebezpieczeństwo utraty życia na wieki.
Dlatego bardzo mądrze robią ci, którzy w sytuacjach konfliktowych rezygnują
nieraz ze swej słusznej należności, aby zachować wewnętrzny spokój i żywą
obecność Boga w sercu.
Wreszcie chciwość
początkowo obiecuje zaspokojenie. Jeśli człowiek jednak wpadnie w jej wir, coraz
bardziej staje się ofiarą palącego nienasycenia. Ciągle czegoś brakuje. W
rezultacie pęd za zyskiem rodzi głębokie poczucie braku bezpieczeństwa. To
wszystko tak zaczyna pochłaniać, że już nie ma czasu na realnie najważniejsze
sprawy życiowe. Ofiarami takiej chciwości stało się wiele dzieci, które zamiast
ciepła miłości doświadczyły od rodziców jedynie zimnego pieniądza. Cóż po
luksusowym domu, gdy potem narkotyki lub emocjonalne rozbicie niszczą życie i
powodują pasmo niekończących się rodzinnych problemów wielkiego kalibru?
Panie, niech czyste
strumienie Twych łask chronią nas przed brudem chciwości…
4 sierpnia 2013 (Łk 12, 13-21)