Jak być człowiekiem prawdziwie
duchowym? Na czym polega zdrowa duchowość? Jeśli zadajemy sobie
takie pytania, to bardzo dobrze. Dzięki temu otwieramy się na
doświadczenie życiowego przebudzenia. Ale nie na tym koniec. Gdy już jesteśmy
na drodze wewnętrznego rozwoju, pokorna refleksja chroni nas przed pobłądzeniem
i wylądowaniem na manowcach prawdziwego życia.
W obecnych realiach społeczeństwa konsumpcyjnego
podlegamy wpływowi swoistej zbiorowej hipnozy. Nieświadomie jesteśmy
nasączani światem, który ogranicza się do potrzeb materialnych. Dla części
ludzi życie sprowadza się do rozmów i aktywności w obszarze: „ile
coś kosztuje”, „co i kiedy kupimy”, „gdzie i jaką przyjemność przeżyjemy”. Gdy
pieniędzy jest mniej, wtedy głowę zaprząta nieustanne „główkowanie” jak
powiązać koniec z końcem. Z kolei lepsza sytuacja finansowa skutecznie zniewala
rozmyślaniami nad pomnażaniem majątku. W tym wszystkim duch
pozostaje w stanie głębokiego uśpienia.
Wobec dominującego materializmu, w niektórych
sercach rodzi się zdecydowane wezwanie, aby przekroczyć świat ciała i otworzyć
się na sferę duchową. Wielką rolę odgrywają tu różnorodne konferencje, książki
i rekolekcje, które mają służyć duchowemu przebudzeniu. Wspaniale, ale niestety
nieraz występuje wahnięcie w drugą skrajność. Tym razem ciało staje się
wielkim nieobecnym. Potrzeby materialne ukazywane są jako coś obniżającego
wartościowość osoby ludzkiej. Wieloraki głód ciała jawi się jako coś gorszego i
niższego. Człowiek duchowy przedstawiany jest jako ten, który koncentruje się
na „wyższych” sprawach ducha, pomijając „niższe” kwestie cielesne.
Głód ciała staje się tematem tabu, zaś nieustannie eksploatowany
jest wątek „duszny”. Nie chodzi tu zasadniczo o „treść nauk”, ale o pewien
„sztuczny klimat bycia”. Jest to pokłosie platońskiej wizji człowieka, która
nieustannie kusi ludzi wchodzących na „drogę duchową”. Człowiek jest tu
zredukowany do duszy. Ciało stanowi jedynie „balast”, przypominający
nieproszonego gościa. Trzeba jednak jasno i z mocą powiedzieć, że nie jest to
duchowość chrześcijańska, ale pseudo-duchowość.
Uważne
i głębokie wczytanie się w Ewangelię, pozwala przezwyciężyć pokusę materializmu
i pseudo-duchowości. Jezus na serio bierze pod uwagę, że nie jesteśmy tylko
cielesnymi zwierzętami lub duchowymi aniołami. Człowiek prawdziwie duchowy to
przede wszystkim ten, który jest otwarty na Ducha Świętego. W strumieniu Ducha
Świętego rodzi się mądra wrażliwość na specyficznie ludzki świat głodu, który
objawia się poprzez głód duszy i ciała. Jezus daje nam świetny przykład takiej
sensownej postawy w czasie pierwszego rozmnożenia chlebów (Por. Mk 6,
34-44).
Gdy
pewnego razu dostrzegł wielki tłum ludzi, wtedy ogarnęła go litość i „zaczął
ich nauczać”. Poprzez nauczanie Jezus obdarzał słowem, które pozwalało
zaspokoić głód duszy. Głoszone nauki rodziły w sercach nadzieję i
otwierały oczy na prawdę o życiu wiecznym. Tak, to jest fundamentalna troska
człowieka duchowego: karmić się Słowem Jezusa Chrystusa. Ale najważniejsze, nie
oznacza jedyne. To znaczy? Otóż, gdy nastała już późna pora, uczniowie chcieli
odprawić ludzi, aby sami zorganizowali sobie coś do zjedzenia. Wtedy Jezus
zdecydowanie zareagował: „Wy dajcie im jeść”. Kazał ludziom pozostać i tym
razem konkretnie zatroszczył się o zaspokojenie głodu ciała. Nie zignorował
sfery materialnej, ale potraktował ją poważnie i dosłownie. Co więcej,
najbardziej pierwotną potrzebę ciała ściśle powiązał z Bożym błogosławieństwem.
Owocem tego stał się cud rozmnożenia chleba. Dzięki Jezusowi ludzie mogli
doświadczyć zaspokojenia całego „ludzkiego głodu”, duszy i ciała.
Oto prawdziwa Chrystusowa duchowość. Człowiek
duchowy to ten, który otwiera się na Ducha Świętego i w Jego mocy spotyka się z
Jezusem poprzez świat ciała i duszy. Oto duchowa droga zgodna z wolą Boga Ojca,
który stworzył nas ludźmi…
8 stycznia 2014 (Mk 6, 34-44)