„Ból istnienia. Dlaczego w ogóle istnieję? Wszak
nie składałem żadnego wniosku o zaistnienie!”. Dogłębnie odważne pytania, w
sercach wielu… Bóg dał człowiekowi wolność. Z żelazną konsekwencją dopuszcza
nawet mrożące krew w żyłach zdarzenia i wydarzenia. Tak wiele widać i słychać.
Ale o wiele więcej dramatów i tragedii pozostaje starannie
ukrytych. „Pobożne” zdjęcia szczęśliwych ludzi, które tak naprawdę
przedstawiają szczęśliwe maski nieszczęśliwych twarzy. Wprawne oko wszystko
dostrzeże. Niektóre opowieści o darze życia; tak przesłodzone, że aż
przyprawiają o mdłości. Naprawdę nie wiadomo: śmiać się czy płakać?
Tak, Bóg radykalnie na serio traktuje wolność. I
Chwała Bogu za to! W ten sposób nie czyni z nas żałośnie podskakujących
marionetek. Ale w życiu każdego człowieka istnieje jeden absolutny
wyjątek. Nikt nie pojawił się w świecie jako konsekwencja własnego wyboru.
Żyjemy tylko i wyłącznie na mocy absolutnie arbitralnej decyzji Boga. W swych
odwiecznych planach Bóg uznał: „ten oto człowiek będzie istniał” i „stworzył
go”; bez żadnej zgody ze strony stworzonego.
Bóg nie mógł poprosić o taką zgodę, gdyż po prostu
danego konkretnego człowieka jeszcze nie było. Bóg, który kocha
wolność, jest w pewien sposób „zmuszony stworzyć bez pytania”. U
najpierwotniejszych źródeł nie mamy możliwości wyboru własnego życia. Pozostaje
jedynie przyjęcie obiektywnego faktu: „zaistniałem”. Ale takie stwierdzenie w
żaden sposób nie jest tożsame ze zdaniem: „otrzymałem dar życia”. Jeśli ktoś
zmusza do wdzięcznego przyjęcia życia, staje się wtedy okrutnym ideologiem,
który w głębi swego serca tak naprawdę nienawidzi życia. Kompletne
niezrozumienie Boga. Bóg już chwilę po stworzeniu daje człowiekowi prawo do
nazwania swego życia „darem” lub „nie-darem”. Bóg nie jest tyranem,
narzucającym bezlitośnie swe dekrety. W głębi serca mogę powiedzieć : „chcę
żyć”, „nie chcę żyć”, a nawet radykalne do szpiku kości: „nienawidzę swojego
życia”.
I tu rzecz przedziwna! Często ci, którzy bez
sztucznego słodzenia wykrzyczeli radykalny ból swego istnienia, stają się potem
autentycznymi przyjaciółmi Boga i z ujmującą czystością mówią: „dziękuję za dar
życia; twojego, mojego”. Z kolei dogłębnie przerażający
jest mechanizm wewnętrznego zakłamania, który polega na głoszeniu
wartości życia, przy jednoczesnym zabijaniu innych. Wtedy, nawet gdyby ktoś
namiętnie wołał: „Życie jest darem!”, tak naprawdę krzyczy na całe gardło: „Nienawidzę
swojego życia”. Głęboko ukryta złość i agresja wobec siebie uzewnętrznia się
wtedy w akcie zła wobec drugiego. Człowiek, który naprawdę mówi „chcę żyć”, ma
w sercu pokój; nie pojawia się u niego opresyjność pod pozorem miłości
życia.
Niezmiennie jednak pozostaje pytanie: dlaczego
Bóg, dogłębnie szanujący wolność, nie daje szansy na samounicestwienie? Po
stworzeniu istniałaby wówczas możliwość absolutnego wyboru. Kto chce żyć,
wciska przycisk „chcę żyć na zawsze” i pozostaje na wieki. Kto nie chce żyć,
wciska przycisk „samounicestwienie” i znika na wieki; zamiana w nicość. Takiej
opcji nie ma…
Ewangeliczna scena Przemienienia Jezusa na Górze
Tabor rodzi ufną Nadzieję, że widocznie tak jest najlepiej (Por. Mt 17, 1-9)…
Aż serce drży w śmiertelno-życiowym wpatrzeniu i wsłuchaniu. Ewangelia
relacjonuje wyjście Jezusa wraz z uczniami na górę wysoką: „Tam przemienił się
wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe
jak światło”. Uczniom dodał otuchy: „Wstańcie, nie lękajcie się”.
Ważne! To wydarzenie Przemienienia miało miejsce po uprzedniej zapowiedzi
tragedii cierpienia i śmierci na drodze do Zmartwychwstania. Elektryzujący styk
z bezmiarem życiowych tortur serc cokolwiek czujących...
Przemienienie Jezusa to rzeczywiste ponadczasowe
wydarzenie, które skłania do poważnego rozważenia możliwości wypowiedzenia słów
„chcę żyć”. Jezu ufam Tobie!... Miłość?...
16 marca 2014 (Mt 17, 1-9)