Warto być pokornym… Pokora umożliwia głęboki
pokój serca. Psychika przestaje być „podminowana” i zestresowana. Znikają
wewnętrzne napięcia, które powodują zewnętrzną agresję. Umysł zyskuje jasność
spojrzenia na rzeczywistość. Nie ma ogłupiających człowieka frustracji i
oburzeń. Serce wypełnia oczywistość, że Boża miłość jest najcenniejszą
wartością. Dusza doświadcza prostej i kojącej radości istnienia. Ciało
otrzymuje cenną ochronę przed niepotrzebnymi bólami i chorobami.
Pokora nie jest rodzajem ciężkiego stalowego
odważnika, który chrześcijanin powinien dźwigać jako obowiązkową cnotę w swym
życiowym plecaku. Wręcz przeciwnie, to serdeczna propozycja ze strony Jezusa,
aby sprawnie i bez zbędnie nakładanych sobie obciążeń podążać życiową drogą.
A jeżeli spotkają nas trudy i ciosy ze strony niektórych ludzi, pokora jest jak
potężny orzeł, będący w stanie przenieść nas nawet ponad wielkimi górami
cierpień i utrudnień.
Tak więc w przypadku pokory nie chodzi jedynie o
jakąś szlachetną cnotę, ale o całościowy styl życia, który ma swe najgłębsze
inspiracje w Ewangelii. I co najważniejsze, promotorem takiego pomysłu na
codzienność jest sam Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg i Człowiek. Boski Mistrz
wskazuje na siebie i mówi: „Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie,
bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych”
(por. Mt 11, 25-30). Starożytni pustelnicy i mnisi bardzo mocno wzięli sobie do
serca te słowa. Gdy poczytamy apoftegmaty, czyli zbiory sentencji Ojców Pustyni,
to od razu dostrzeżemy nieustanną zachętę do pokory, która jest postrzegana
jako uprzywilejowane imię miłości Boga i człowieka.
Mówiąc krótko: nie ma sensu być pysznym!
Dlaczego? Oj powodów jest bardzo dużo. Przede wszystkim człowiek pyszny stawia
się w miejsce Boga. W oczach własnych i innych chce być najmądrzejszy i
najlepszy, jak Bóg. A przecież Bogiem nie jest… Ta sprzeczność generuje
głębokie egzystencjalne napięcie, które przekłada się na chroniczną złość i
gniew: „Ciągle coś nie tak”. Pyszałek, mając się za „wcielenie dobra i prawdy”,
oburza się na innych ludzi, których hurtowo traktuje jako głupszych i gorszych.
W rzeczywistości jest pseudo-mądrym, przed którym Bóg zakrył skarby mądrości.
Człowiek pyszny żyje w nieustannym lęku, choć gra przed sobą i przed innymi
„bardzo odważnego” i ”super-silnego”. Największą tragedią jest to, że
pycha jest jak magnes, który przyciąga szatana i całą plejadę różnych diabłów.
To powoduje odchodzenie od Boga i narastające diabelskie cierpienie… Aż ciarki
przechodzą po plecach…
Zdecydowanie lepiej być pokornym prostaczkiem.
Jezus zaświadcza, że Bóg Ojciec właśnie prostaczkom objawia najcenniejsze „Boże
rzeczy”. Jedną z nich jest błogosławieństwo, jakie umożliwia pokorny styl
życia. W tym celu trzeba każdego dnia od nowa uznawać Boga za kogoś
najważniejszego. Nie tylko słowem, ale całym sercem, duszą i ciałem. To
usuwa głębokie wewnętrzne napięcie. Uznaję bowiem, że jestem słabym
człowiekiem, nie robiąc z siebie „Boga”. Zarazem diabły uciekają, bo nienawidzą
woni pokory. Sens pustelni polega m.in. na tym, aby niestrudzenie walczyć ze
swą pychą i trwać w postawie ufnego uniżenia przed Bogiem; starając się być
pokornym i ubogim prostaczkiem. Wówczas Bóg sam ubogaca. Duch Św. sprawia, że
mogą być zespolone dwa stany pozornie sprzeczne. A jakie?
Otóż
pokora oznacza, że człowiek w sercu godzi się być udręczonym, poniżonym i
uśmierconym. Jednocześnie w sercu jest obecna determinacja, jak super ostrze
noża, aby zrealizować wolę Boga. Doskonałym wzorem takiej postawy jest Jezus
Chrystus na Krzyżu. Był uległy w cierpieniu aż do śmierci, zarazem radykalnie
posłuszny Ojcu. Tak więc pokora nie jest nijakością, ale potężną i wyrazistą
mocą duchową, która pozwala z twardą konsekwencją realizować wolę Bożą.
Jednocześnie serce jest pełne pokoju, cichości i łagodności. Pokora w
Chrystusie, to Boski sposób na życie…
29 kwietnia 2015 (Mt 11, 25-30)