Zrobić karierę w świecie… Zyskać jak najbardziej
intratną posadę… Oto życiowy cel niektórych ludzi. Niestety, gdy brakuje żywej
relacji z Bogiem, pozycja społeczna staje się głównym środkiem budowania
własnej wartości i zarazem narzędziem do sprawowania władzy nad ludźmi.
Dla człowieka, który na poważnie traktuje tylko
świat doczesny, awans społeczny jest zbawiennym przywilejem i „darem niebios”.
Ale dla prawdziwie wierzącego, którego celem jest życie wieczne, sprawy
wyglądają zupełnie inaczej. Otóż, im Pan Bóg bardziej kocha, tym mniejszą
władzę w tym świecie daje. Jest to zbawienna ochrona przed ogromem niszczących
wpływów dla duszy. Znakiem szczególnej miłości Boga nie jest „bycie kimś”, ale
bycie ubogim w tym świecie. Po grzechu pierworodnym, zagrożenia duchowe są
wprost proporcjonalne do zakresu docześnie posiadanej władzy. Tak więc kto ma
np. skromne stanowisko w pracy, niech dziękuje Bogu za otrzymaną pomoc w drodze
do Nieba. Piękne błogosławieństwo!
Nie jest najważniejsze
królowanie w doczesności, ale wypełnienie powołania w perspektywie wieczności.
Rewelacyjnie pokazuje to pewien ewangeliczny epizod (por. J 6, 1-15).
Otóż gdy Jezus dokonał cudownego rozmnożenia chleba, nakarmione tłumy
były zachwycone: „prawdziwie jest prorokiem, który miał przyjść na świat”. Ale
było to rozumienie bardzo powierzchowne, ograniczone do doraźnych korzyści.
Tłumy uznały, że Jezus byłby świetnym królem. Jako potężny cudotwórca zrzuciłby
jarzmo niewoli rzymskiej i uczynił kraj „mlekiem i miodem płynący”. Ale nic z
tego nie wyszło. Ewangelista zanotował: „Gdy więc Jezus poznał, że mieli
przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się znów na górę”.
Jezus nie uległ pokusie bycia „doczesnym królem”.
Dzięki temu pozostał ubogi i zachował wierność swemu powołaniu do bycia Królem
„nie z tego świata”. Wskazał na perspektywę wiecznego Królestwa Bożego. Gdyby
został obwołany królem, władze rzymskie i żydowskie odebrałyby to jako akt
rewolucyjny. Jezus byłby zabity jako król polityczny. To byłaby totalna
porażka: szybka utrata doczesnej władzy w Izraelu i dyskredytacja duchowej
misji bycia Królem Wszechświata.
Znamienny jest fakt, że odrzucenie doczesnych
korzyści zespoliło się z faktem samotnego odejścia na górę. Jezus miał
potrzebne siły duchowe, gdyż był wewnętrznie zespolony z Bogiem Ojcem.
Jednocześnie fizyczne odsunięcie się, aby trwać samotnie na górze, jest
drogowskazem, który pokazuje, co czynić, aby nie zachłysnąć się doczesnymi
skarbami, lecz zmierzać prosto do Boga.
Epizod ten jest wielką inspiracją dla każdego
chrześcijanina, zwłaszcza dla pustelnika. Pokusa polega na tym, że w
oparciu o wcześniejsze pozytywne wyniki, świat może chcieć zatrzymać dla
siebie, dając jakieś „królewskie propozycje”. Subtelność pułapki tkwi w tym, że
nie ma tu ataku lub złych intencji. Wręcz przeciwnie, ludzie są zadowoleni z
dotychczasowej pracy i w dobrej wierze chcą, aby dalej rozwijać określoną
działalność w świecie. Czyli są jak najbardziej dobre chęci. Ale gdyby
człowiek, wezwany do pustelni, uległ tym dobrym ludzkim zachętom, zmarnowałby
Boże powołanie. Pustelnik lub powołany do bycia pustelnikiem, nie
przyjmuje „światowych propozycji”, lecz jednoznacznie odsuwa się od świata.
Rezygnuje z kolejnych szczebli w hierarchii społecznej, aby jako nikt samotnie
trwać z Bogiem.
W tym względzie jestem niezmiernie wdzięczny
mojemu czcigodnemu patronowi św. Brunonowi Kartuzowi za piękne świadectwo.
Mając wielkie zasługi, otrzymał nawet dwukrotnie propozycję bycia arcybiskupem.
Jednak zdecydowanie odmówił, podejmując życie pustelnicze. Udał się w góry, aby
trwać w samotności z Panem. Teraz ma piękną koronę świętości i na wieki
uczestniczy w odwiecznym królowaniu Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata.
Najważniejsze, aby wypełnić wolę Boga. Jeśli w
sumieniu jesteśmy przekonani, że Bóg zaprasza nas do opuszczenia świata, aby
trwać samotnie z Nim w odosobnieniu, to najlepiej odważnie i ufnie przyjąć to
powołanie. Nikt i nic nie może nas zatrzymać! Błogosławione doczesne umieranie,
które jest Chrystusową drogą do Wiecznego Zmartwychwstania…
17 kwietnia 2015 (J 6, 1-15)