Dobre chęci… To bardzo dużo, a zarazem
zdecydowanie za mało, aby dotrzeć do celu. Do tego niezbędna jest właściwa
metoda, czyli droga. Jest to szczególnie ważne, gdy chodzi o autentyczną wiarę,
która pomaga w realiach życiowych. Atrapy na niewiele się zdadzą, co najwyżej
dodatkowo umęczą, a nawet spowodują oddalenie od Boga, własne i innych.
Istnieją trzy niebezpieczne podróbki. Otóż wiara
może być sprowadzona jedynie do znajomości teoretycznych prawd religijnych.
Wtedy umysł jest „meblowany”, a serce sukcesywnie pustoszeje. Podobnie sprawy
wyglądają, gdy wiara jest zredukowana do moralności. Codzienność staje się
nerwowym czuwaniem nad tym, aby powinności i nakazy spełnić, zaś zakazów nie
przekroczyć. To prowadzi z czasem do porzucenia praktyk religijnych lub do
religijnej hipokryzji. Wreszcie wiara bywa też rozumiana jako
"pobożne" działanie, które tak naprawdę jest ucieczką przed wewnętrzną
pustką. Pod płaszczykiem wiary zaspokajane są egoistyczne potrzeby i interesy.
W oczach własnych wygląda to na wiarę, a tak naprawdę jest to wykorzystywanie
Boga i ludzi.
Jezus zachęca, aby wejść na drogę rzeczywistej
wiary. Jest to całościowa postawa życiowa, w której człowiek na serio podejmuje
słowo Jezusa: „Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie
zbawiony” (por. J 10, 1-10). Jak to rozumieć? Przede wszystkim posiadana
wiedza, cnoty moralne, pełnione funkcje i zrealizowane czyny postrzegane są tu
tylko jako środek. Zyskuje on wartość na tyle, na ile prowadzi do Celu-Boga.
Jeśli środek ten służy tylko własnemu „ja”, wtedy zamienia się w neutralną
nicość, a nawet w bezbożną pychę lub krzywdzicielskie narzędzie.
Autentyczna wiara jest pokornym przyjmowaniem
„obfitości Bożego życia”, które na zasadzie łaski jest udzielane przez
Chrystusa. Do tego nie wystarczy prosta myśl, decyzja lub uczynek. Niezbędne
jest nakierowanie całego siebie na Boga, który przychodzi do człowieka poprzez
„Bramę Chrystusa”. Zdrową wiarę można zilustrować obrazkiem, gdzie „ludzkie ja”
oddaje bardzo głęboki pokłon Bogu. Nie jest to bytowe unicestwienie „ja”, gdyż
to spowodowałoby rozpad osobowości i rozdwojenie jaźni. Wiara jest to
ufne ugięcie „karku swego ja” przed „Boskim Ty”. Wtedy Bóg poprzez „Bramę
Chrystusa” sprawia, że stajemy się sobą. Zyskujemy siłę miłości i pokój serca,
mocą Bożej łaski.
Aby ten stan zyskiwać, pomocne jest stosowanie
metody czterech etapów w odniesieniu do różnych sytuacji życiowych. Najpierw
trzeba szczerze przyjąć prawdę. Najbardziej owocne jest uznanie faktów i
zachowań, które mają najbardziej prymitywny charakter i budzą największe
poczucie wstydu. Im grzech zostanie wyraziściej nazwany grzechem, a nie
„rozwadniająco usprawiedliwiony”, tym lepiej. Oczywiście trzeba bezwzględnie
zdekonspirować i przepędzić na „cztery wiatry” przypadki, gdy występek obłudnie
nazywany jest cnotą. Dopiero gdy czuję się wielkim grzesznikiem, ma sens
zwracanie się do Bożego Miłosierdzia. W odpowiedzi na „przedłożone” grzechy,
błędy i słabości, Jezus, Miłosierny Pasterz, udzieli nam „paszy Bożego
Miłosierdzia”.
Ogołoceni i nasyceni Miłosierdziem, jesteśmy
zaproszeni do solidnej refleksji nad poszczególnymi sytuacjami, gdzie
dostrzegliśmy swe braki. Niezbędna jest spokojna refleksja, której celem jest
napisanie przynajmniej „w głowie” swoistego scenariusza, który zobrazuje, jak
prawidłowo zachować się następnym razem w podobnej sytuacji. Bez tego, pomimo
intencji poprawy, nadal będziemy popełniać dawne błędy i tkwić w starych,
grzesznych schematach. Wreszcie ostatni etap polega na wdrażaniu w życie
podjętych ustaleń. Jest to żywa współpraca z Jezusem. Co przebiegnie dobrze,
chwała Panu. Co się znów nie uda, w kolejnej próbie będzie lepiej. Te cztery
kroki trzeba cyklicznie powtarzać, aż do skutku.
Panie Jezu, chroń nas przed złym rozumieniem
wiary, która oddala od Ciebie. Panie, który jesteś Bramą Życia, obdarzaj nas
zdrową wiarą w Ciebie…
27 kwietnia 2015 (J 10, 1-10)