Nasze życie jest drogą…
Nieustannie gdzieś zdążamy, czegoś szukamy, kogoś wypatrujemy. Próbujemy jak
najlepiej rozwiązywać problemy, które nieraz są wielką udręką. W tym wszystkim
jest wiele niepokoju i lęku odnośnie dokonywanych wyborów i podejmowanych
decyzji. Tak wiele skrzyżowań i rozwidleń. Nawet gdy człowiek usiłuje sam być
„sterem, żeglarzem, okrętem”, w najgłębszych pokładach swego istnienia nosi
pragnienie Doskonałego Przewodnika. Jest to tęsknota za Kimś, kto poda
rękę, na znak ciepłej bliskości, i poprowadzi bezpieczną drogą do wymarzonego
Pięknego Celu. Gdy nie ma doświadczenia takiej Obecności, wówczas powstaje
egzystencjalna trwoga, która objawia się na dwa sposoby: życiowe zabieganie lub
życiowy bezwład.
Bieg ma pewien wydźwięk
atawizmu. Jest to pozostałość po dawnych przodkach, którzy wciąż wędrowali z
miejsca na miejsce i musieli nieustannie gonić za pożywieniem. Zarazem bieg
stanowił zbawienną konieczność, aby uciec przed śmiertelnymi zagrożeniami.
Można powiedzieć, że tendencja do biegu jest jedną z pierwotnych cech
człowieka. Cecha ta wysuwa się na plan pierwszy i zaczyna dominować, gdy w
sercu brakuje doświadczenia troskliwej Bożej Miłości. Zabieganie staje
się wtedy własną drogą samo-zbawienia. Jest to trwożliwe poszukiwanie
„pokarmów” oraz środków bezpieczeństwa. Nikt „Boski” nie pomoże, więc co rusz trzeba
kogoś niszczyć lub przed kimś uciekać. Bieg symbolizuje też ludzką
niecierpliwość. Współczesny świat pędzi, gdyż odszedł od Boga. Efektem tego
jest powrót do pierwotnych mechanizmów, sprzed Objawienia.
Życiowy
bezwład może mieć dwie przyczyny. Człowiek zatrzymuje się wystraszony, gdy
dostrzegł, że idzie błędną drogą. Ewentualnie, trzeba zdecydować o dalszej
trasie na rozwidleniu różnych ścieżek, a kompletnie nie wiadomo, która z nich
jest prawidłowa. Nieraz po wydarzeniu, jak grom z jasnego nieba, przerażenie
odnośnie przyszłości jest tak wielkie, że jedyną odpowiedzią osamotnionego
człowieka jest paraliż. Powodem bezwładu może być także iluzja uzyskania stanu
doskonałości. Mówimy: „spoczął na laurach”. Rdzeniem tej pokusy jest stanięcie
w miejscu i rezygnacja z dalszej drogi. Takie zatrzymanie się jest równoznaczne
z początkiem schodzenia na bezdroża. Niektórzy w ten sposób, po wejściu na
wysoką górę, bezmyślnie usiedli na krawędzi i spadli w przepaść…
Warto odczytać głęboki sens
tęsknoty za Przewodnikiem. Gdy uważnie będziemy nasłuchiwać głosu sumienia,
wtedy z pomocą Ewangelii usłyszymy słowa Jezusa: „Niech się nie trwoży serce
wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. (…) Ja jestem drogą i prawdą, i
życiem” (por. J 14, 1-6). Nasza natura jest tak ukształtowana, aby poprzez
wszelkie tęsknoty przyjąć Jezusa. Wiara w Jego obecność zmienia radykalnie
spojrzenie na życiową drogę. Jezus jest jednocześnie Bogiem i Człowiekiem. Jest
w stanie doskonale prowadzić nas ziemską drogą zgodnie z Boskim Planem. Dzięki
temu znika konieczność biegu i groźba paraliżu.
Nauka Jezusa pozwala
dokonywać właściwych wyborów i decyzji. Otrzymujemy pełną gwarancję, że
jesteśmy w przestrzeni Prawdy i Życia, czego finałem będzie dotarcie do Domu
Ojca. Tak więc możemy bezpiecznie „iść do przodu”, w sensie doczesnego
szczęścia i wiecznego. Co więcej, Jezus nie tylko ukazuje pewną optymalną
drogę, ale sam jest Drogą. To znaczy jest Boską Osobą, która przypomina Święty
Górski Tunel. Przemieszczając się w Jego Wnętrzu, przebijemy się nawet przez
najpotężniejsze skały i dotrzemy po drugiej stronie do pięknie
oświetlonego mieszkania w Domu Ojca. Gdy człowiek jest z Jezusem, wtedy może
spokojnie iść. Zarazem postoje na drodze nabierają nowego wymiaru. To już nie
jest strach zagubionego człowieka, ale radość ufnego serca, które wypełnia się
pięknem kontemplowanej rzeczywistości.
Najświętsza Maryjo Panno, w
tym pierwszym majowym dniu, pomóż nam odkrywać Jezusa jako
Drogę. Maryjo, niech z pomocą Twego wstawiennictwa nasze życie staje
się coraz bardziej pielgrzymką „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie”
do pięknego mieszkania w Domu Ojca…
1 maja 2015 (J 14, 1-6)