Ból bycia opuszczonym. Brak upragnionego
wsparcia i umocnienia. Lęk generowany przez poczucie zagubienia. Bycie
zapomnianym i nierozumianym. Udręczenie tak wielkie, że umęczony organizm zdaje
się być u kresu wytrzymałości. Po ludzku, to ciężkie doświadczenia…
A jednak wbrew pozorom takie stany to szczególny
dar na drodze autentycznej wiary. Tak! Kto nie chce pluskać się w brodziku
ludzkich iluzji, ale pragnie wypłynąć na prawdziwy ocean wiary w Boga, ma powód
do radości, gdy każdą komórką swego ciała odczuwa opuszczenie, a nawet
porzucenie. Taki świat wewnętrznych przeżyć nie jest bezsensem, ale unikatową
szansą głębszego wejścia w obszar Bożego sensu. Tylko za pośrednictwem silnego
strumienia pustki Bóg może oczyszczać naszą egzystencję, aby lśniła „wiarą
ewangelizującą”, a nie bezpłodnymi podróbkami (por. Mt 10, 7-13). Wielką pokusą
jest budowanie swego życia na czynniku ludzkim. Ludzka wspólnota jest pięknym
darem, ale gdy staje się najważniejsza, od Boga oddala. Dlatego Bóg powoduje
lub dopuszcza scenariusze w rodzaju: „pustynna grota, samotny bohater akcji,
źródełko i palmy daktylowe; jak okiem sięgnąć, tylko skały i wszechobecny
piasek”.
Pustelnik dobrowolnie odsuwa się od
świata. Jest to rezygnacja z obecności w widzialnej i dotykalnej wspólnocie
ludzi. Codzienność przybiera postać „samotnej przestrzeni”, która
bezlitośnie ogołaca i przypomina o kruchości. Piasek zdaje się oczekiwać, aby
przysypać samotnego wędrowca. Ryzyko jest wielkie. Kto chce przeżyć, ma
tylko jedno rozwiązanie: uwierzyć, że niewidzialny Bóg ma moc realnego
działania. Pustelnik nie chce trwać w iluzji nazywania Bogiem tego, co Bogiem
nie jest. Dlatego staje samotnie pośród murów pustelni, na przemian wyciągając
ręce ku górze i padając twarzą do ziemi. Jeśli pomimo ciśnienia pustki, nie
następuje śmierć, ale wzrost wewnętrznego życia i pokoju, to ewidentnie Bóg
jest i działa. Objawia się sens wiary, która jest ufnym oczekiwaniem na
Miłosierdzie Boga. Pustelnik, świadom swej nędzy, stawia wszystko na jedną
kartę: albo Bóg istnieje i przeżyję, albo Boga nie ma i wtedy zginę…
Zdecydowana większość ludzi „doświadczenie
pustelnicze” przeżywa w świecie. Jest to wieloraka samotność pośród ludzi,
nawet w obrębie własnej rodziny i w małżeństwie. Jeśli taka sytuacja ma
miejsce, to jest to trudny, ale cenny dar. Bóg dopuszcza doświadczenie bycia
opuszczonym i „bez oparcia”, aby pomóc nam wejść na drogę autentycznej wiary.
Jezus zaprasza wtedy, aby na życiowej drodze polegać przede wszystkim na
Nim: „Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani
laski”. Wielką pokusą jest to, że wspólnota ludzka może zająć miejsce Boga. Bóg
jest wtedy całkowicie wyeliminowany, odsunięty na dalszy plan lub sprowadzony
jedynie do roli religijnej przykrywki niereligijnych, czysto ludzkich
priorytetów.
Szczególnym „obszarem pustynnym” mogą być nieporozumienia
międzyludzkie. Ta pozornie uśmiercająca pustynia jest szansą, aby rozkwitło
nowe życie oparte na Bogu. To tłumaczy, dlaczego nawet w najzgodniejszych
relacjach może dojść do ostrych spięć. Dwie osoby, które wchodzą w sytuację
konfliktową, otrzymują „świętą szansę”. Świętość nie jest mdłym bezruchem, ale
wyrazistą ekspresją, inspirowaną przez Ducha Świętego. Nawet wielcy święci
miewają poważne sytuacje konfliktowe. Przykładem tego jest relacja pomiędzy św.
Pawłem i św. Barnabą, dzisiejszym patronem, "człowiekiem dobrym, pełnym
Ducha Świętego i wiary". Wspólnie bardzo dużo dokonali. Ale doszło
pomiędzy nimi do sporu odnośnie udziału w drugiej podroży misyjnej Jana Marka.
Rozdźwięk był tak silny, że drogi ewangelizatorów przybrały odmienny kształt:
Barnaba popłynął z Janem Markiem na Cypr, zaś Paweł wyruszył z Sylasem do
Azji Mniejszej.
To „pustynne doświadczenie” było szlifowaniem
wiary opartej na woli Bożej, odczytywanej w sumieniu. Ostatecznie obydwaj
przyjaciele Jezusa pięknie zakończyli ziemskie zmagania. Zarówno Barnaba, jak i
Paweł przelali krew dla Chrystusa i teraz jako wielcy święci wspólnie wspierają
nas z Nieba.
11 czerwca 2015 (Mt 10, 7-13)