Na drugi brzeg...


           Przeprawić się na drugi brzeg rzeki lub jeziora… Znajdujemy się po jednej stronie i naszym celem jest obecność po drugiej stronie. W wodzie możemy utonąć nawet przy pięknej pogodzie. Gdy pomiędzy brzegami jest wielka odległość, niebezpieczeństwo niepomiernie wzrasta. Zwłaszcza wtedy, gdy w pokonywanym obszarze dochodzi do zderzeń zimnych i gorących mas powietrza, może gwałtownie rozszaleć się potężna burza. Człowiek niewiele znaczy wobec żywiołów tego świata…

Przeprawa na drugi brzeg to wyjątkowo wymowna metafora. Jest to wręcz symbol, który poprzez materialny obraz opisuje niematerialną rzeczywistość przechodzenia od jednego stanu do drugiego w ludzkiej duszy. W najgłębszym sensie chodzi o przeprawę, gdzie jednym brzegiem jest doczesność, zaś po drugiej stronie rozpościera się Wieczność. Jest to najbardziej radykalne przejście z jednego świata do absolutnie innego wymiaru, który totalnie przekracza naszą wyobraźnię. Miarą ludzkiej dojrzałości nie jest ilość posiadanych lat, lecz wewnętrzna gotowość na śmierć. Z tym łączy się doświadczenie umierania, które oznacza opuszczanie wszelkich doczesnych punktów oparcia, aby całą swą egzystencję osadzić jedynie na Wiecznym Bogu. Im pełniej ten cel zrealizujemy za życia, tym bardziej moment fizycznej śmierci będzie jedynie „zewnętrzną formalnością”. Należy rozumieć to w ten sposób, że wewnętrzne procesy związane z opuszczaniem doczesności już będą zrealizowane. Gdy człowiek ciężko pracuje i sam solidnie przygotowuje pracę egzaminacyjną, przechodząc przy tym wiele „chwil udręczenia i umierania”, wtedy egzamin, przy uczciwym podejściu egzaminatorów, jest zasadniczo tylko zwykłą formalnością. 

Każdy człowiek jest zaproszony do tego, aby jak najlepiej przygotować się na przeprawę z „brzegu doczesności” na „brzeg wieczności”. Powołanie pustelnicze w szczególny sposób dotyczy tego eschatologicznego doświadczenia. Jezus powołuje pustelnika, aby umarł już w trakcie fizycznego życia. Jest to wezwanie do odejścia od świata, aby samotnie trwać przed Bogiem. Bóg pragnie, aby zostały uśmiercone tysiące iluzorycznych podpór i podpórek, które dają motywację do życia. To wszystko jest nietrwałe i w chwili śmierci zniknie. Zostanie tylko to, co było realnie zbudowane na Bogu.

Ta duchowa podróż jest swoistym przedostawaniem się z brzegu, gdzie jest wielu ludzi, na brzeg, który przypomina krawędź samotnej wyspy. Z samotnością ściśle łączy się milczenie. Różnie może ono być realizowane. Dużo zależy od istniejących realiów codzienności. Ale istotne znaczenie ma myśl, że człowiek umarły nie mówi ustami, lecz w Bogu komunikuje za pośrednictwem energii miłości, która niewidzialnie wydobywa się z serca. Przechodzenie ze świata wypełnionego ludźmi i wszechobecnym mówieniem „kogoś o czymś” do „krainy ciszy, samotności i milczenia” to wielka duchowa podróż, z którą łączy się długie pasmo wielu zagrożeń. Diabeł próbuje różnych podstępnych sztuczek, nieraz bezpardonowo atakując niczym rozszalały sztorm.          

W tych zmaganiach wiele umacniającego światła daje ewangeliczny epizod, gdy Jezus rzekł do swych uczniów: „Przeprawmy się na drugą stronę” (por. Mk 4, 35-41). Uczniowie „zostawili więc tłum, a Jego zabrali tak jak był w łodzi”. Bardzo by jednak mylił się ten, kto by pomyślał, że był to sielski rejs wycieczkowy z Przecudnym Bogiem na pokładzie. Na jeziorze nagle zerwał się gwałtowny wicher, a Jezus spokojnie spał. Uczniowie wpadli w panikę, posądzając Mistrza nawet o obojętność. Ostatecznie wszystko skończyło się szczęśliwie. Jezus uciszył cudownie wicher i „nastała głęboka cisza”. 

Ucząc się z tej lekcji, ważne, aby pamiętać o dwóch fundamentalnych sprawach. Gdy przyjmujemy Jezusowe zaproszenie i posłusznie udajemy się na drugi brzeg, tak jak uczniowie na początku, trzeba być przygotowanym na najpotężniejsze burze. Ale można mieć pokój w sercu, gdyż Jezus jest Osobą Odpowiedzialną i zarazem Wszechmocnym Panem. Skoro zaprosił do wspólnej przeprawy, to wiernie jest razem i w odpowiedniej chwili zawsze przyjdzie z konieczną pomocą… Wierzmy i żeglujmy.

30 stycznia 2016 (Mk 4, 35-41)