Przyszła do szkoły po długim czasie nieobecności. Na
twarzy miała makijaż. W oczach wychowawczyni ujrzała pełen oburzenia wzrok. Jak
można się tak zachowywać? Gdzie postawa uczniowskiej skromności? Makijaż stał
się dobrą okazją do wydobycia innych wad. Rozmowa z rodzicem. Dziewczyna
wypowiedziała jedynie kilka przytłumionych słów. Potem zapadła cisza. Mur stał
się jeszcze wyższy. Początkowo była cicha nadzieja, że będzie zupełnie inaczej.
Rzeczywistość okazała się radykalnie odmienna od oczekiwań. Wielkie nadzieje
legły w gruzach. Makijaż wywołał burzę, która zakończyła się bardzo
nieprzyjemnie.
Na nowo paraliżujący lęk przed spotkaniem drugiego
człowieka, który ma władzę. Zdrowa młodzieńcza intuicja podpowiada, że to ma
być życiowy pomocnik. Fakty wskazują, że jest inaczej. Lęk przed spotkaniem
kolejnych ludzi. Makijaż znów się pojawi. No właśnie… Czy ten makijaż jest na
pewno wyrazem skrajnego upadku obyczajów i demoralizacją? Dziewczyna nie była w
szkole przez pewien czas nie na skutek własnego widzimisię. Została skierowana
do zakładu psychiatrycznego. To skutek podjętej próby samobójczej. Ale to nie
chora psychika była przyczyną tej tragicznej decyzji. Przyczyną były kolejne
lata domowego piekła. Nie kilka, nie kilkadziesiąt, ale bez wątpienia
przynajmniej kilka tysięcy usłyszanych obraźliwych i poniżających słów od ojca.
Słowa doszczętnie upokarzające i raniące młodą psychikę. Zniszczone zdrowe
poczucie własnej godności i wartości. Nic dziwnego, gdy słyszy się pogardliwe: „Jesteś
beznadziejnym garbatym zerem”, "Ohydna debilko brzydsza od psa"… Co
to oznacza?
Wewnętrzna destrukcja. Nasuwa się tu obraz budynku,
który jeszcze stoi, ale wewnętrznie został zupełnie zdemolowany. Przerażający
wstyd. Jestem rozbita i beznadziejnie słaba. Ale przecież nikt tego nie może
zobaczyć. Trzeba starannie ukryć przeżywany świat cierpienia. Niezwykle dokładnie.
A po co? To proste. Przecież dotąd każda oznaka słabości stawała się powodem
jeszcze bardziej osłabiającego ataku. Tak czyniła potencjalnie najbliższa
osoba. Skoro własny ojciec z premedytacją wykorzystywał słabość, to przecież
zewnętrzny świat będzie jeszcze bardziej bezwzględny. Rozbita psychika. W
oczach głęboki smutek. Na szczęście ciało pokrywa ubranie. Ale pozostaje
jeszcze twarz…
Dziewczyna za bardzo nie zdając sobie sprawy, zaczęła
kłaść na twarz makijaż. Nie do końca uświadomiona próba zakrycia tego, co jest
pod twarzą. Makijaż stał się symbolicznym zakryciem i ochroną słabego świata.
Święta zasłona głębokiego cierpienia. „Założę makijaż. Nikt nie zobaczy mej
zbolałej twarzy, mego pociętego serca…”. A jednak… Po raz kolejny padły pełne
oburzenia i pogardliwe słowa reprezentanta władzy. Nie zrozumiał. Sprofanował.
Przypominają się słowa Jezusa: „Nie dawajcie psom tego co święte i nie
rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami i obróciwszy
się, was nie poszarpały” (Mt 7, 6). W konsekwencji, beznadzieja u dziewczyny
wzrasta. Na nowo rysuje się jedyna droga wyjścia w akcie samobójczym...
Tak! Historia głęboko wzruszająca. Makijaż u pewnej
młodej dziewczyny. Czy to musi być automatycznie wyraz upadku obyczajów? A może
to błagalna prośba o dyskretną pomoc? Powód do oburzenia czy zaproszenie do
troskliwej dobroci? Dziewczyna z
makijażem... Jezus Chrystus pragnie przyjść nawet poprzez makijaż… Boże
dziękuję Ci, że dałeś mi dostrzec Twoją obecność.
25 czerwca 2013 (Mt 7, 6.12-14)