Samotność w małżeństwie



„Samotność w małżeństwie”. Na początku wspólnej drogi, takie słowa wydają się „dziwaczną sprzecznością”. Wzajemna fascynacja z powodzeniem wypełnia całe życie. Małżeństwo jawi się jako upragnione wcielenie „bycia razem”. Samotne chwile stanowią co najwyżej „kropelkowy dodatek” do głównego strumienia radości współprzebywania.
 Niestety, nieraz już bardzo szybko, sytuacja ulega diametralnej zmianie. Niby ten drugi jest, a jakby go nie było. Nawet z ust małżonków, którym całkiem dużo udało się uzyskać na wspólnej drodze budowania, w pewnej chwili padają zdumiewające na pierwszy rzut oka zdania. Jakie? Warto zacytować: „Im dłużej jestem w małżeństwie, tym bardziej pragnę być eremitą”, szczera do bólu konstatacja męża po wielu latach małżeńskiego stażu.  „Zazdroszczę, że nie mogę być pustelnicą”, przeniknięte nutą tęsknoty słowa długoletniej żony. Te pełne szczerości wyznania dają wiele do myślenia. Poprzez te słowa przedziera się bardzo głęboka prawda o ludzkim życiu.
Doświadczenie małżeńskiej samotności występuje na dwóch fundamentalnych poziomach. Najpierw chodzi o to, że w niektórych przypadkach, tak naprawdę każdy pozostaje zamknięty w swoim świecie. Własne „ja” zdecydowanie króluje. Drugi definiowany jest jako ten/ta, który ma spełniać moje oczekiwania i pragnienia. Odmienny świat przeżyć nie wzbudza zainteresowania. Brak miłości i wspólnych tematów do rozmowy. Zamiast wyboru bycia-z-drugim pojawia się wybór bycia-bez-drugiego. O wiele ciekawszym partnerem od żony lub męża staje się praca, telewizor, komputer, zakupy, koledzy lub koleżanki. W konsekwencji dwie osoby stają się dla siebie dwoma przedmiotami. A człowiek pośród przedmiotów jest samotny. Samotność w małżeństwie jest tym boleśniejsza, że w żaden sposób nie jest dobrowolnym wyborem. Wszak pierwotnym celem było bycie razem. Ponadto, druga osoba fizycznie jest. To intensyfikuje cierpienie, które staje się dotykalnym bólem.
Drogą do przezwyciężania tego rodzaju samotności jest wchodzenie w relację międzyosobową. Osoba, to ktoś obdarzony zdolnością do myślenia, kochania i bycia wolnym. Człowiek nie czuje się samotny, jeśli ma z drugim wspólną płaszczyznę porozumienia. Tak zwyczajnie, jeśli jest o czym razem porozmawiać. Wymiana myśli staje się możliwa dzięki miłości. Ja interesuję się tobą, a ty interesujesz się mną. Mój świat staje się twoim, a twój świat, moim. Przeżywana w duchu miłości wymiana doświadczeń powinna dokonywać się w klimacie pełnej wolności. „Co u ciebie?” jest wtedy codziennym wzajemnym wyborem dwóch miłujących się serc.
Ale nawet, gdy ten rodzaj samotności zostanie przezwyciężony, pozostaje jeszcze głęboka samotność egzystencjalna. Ta samotność dotyczy już każdego małżeństwa. Drugi człowiek nie jest w stanie dać pełnego zaspokojenia. Pozostaje obszar,  który może wypełnić tylko Bóg. Małżeństwo jest rzeczywistością życia doczesnego. Jezus klarownie wyjaśnia: „Gdy bowiem powstaną z martwych, nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, ale będą jak aniołowie w niebie” (Mk 12, 25).
Pustelnicze pragnienia małżonków odzwierciedlają tęsknotę za tym przyszłym stanem w niebie. Tam już nie będzie mężów i żon. Dlatego byłoby wielkim błędem przeżywać małżeństwo jako swoisty cel ostateczny. Konsekwencją są wtedy depresje, a nawet tragedie samobójstw po śmierci współmałżonka. Na każdym etapie trzeba pamiętać,  że śmierć rozdzieli kiedyś tę ziemską relację. Nie oznacza to, że cały trud wspólnego życia traci sens. W wieczności na tyle będziemy z drugim, na ile w doczesności zaistniała wzajemna miłość. Już tu na ziemi głęboka współobecność małżeńska jest proporcjonalna do obecności Boga we wspólnym życiu. Najgłębsza samotność jest przezwyciężana mocą Bożej łaski. Małżeństwo, to zaproszenie do pełnego miłości i mądrości odkrywania Boga i człowieka. To wielkie wyzwanie na drodze samotności.
 5 czerwca 2013 (Mk 12, 18-27)