„Co nagle, to po diable”,
głosi ludowa mądrość. Ileż sytuacji, gdy nieprzemyślany pośpiech w działaniu
doprowadził do opłakanych skutków! Nieraz tragiczny efekt widać jak na dłoni od
razu. Nieraz potrzeba długich lat, aby ujawniły się konsekwencje pochopnych
decyzji. Jednocześnie w wielu przypadkach jak najbardziej słuszne jest
stwierdzenie: „Człowieku, zdecyduj się w końcu!”. Odwlekanie w nieskończoność pewnych
ustaleń prowadzi także do negatywnych rezultatów. Zamiast jasnego kierunku
działania pojawia się apatia oraz życiowe poczucie bezsensu i udręczenia
nieokreślonością.
Te dwa kontrasty „zbyt
szybko” i „za wolno” wskazują na konieczność znalezienia optymalnej chwili
podjęcia decyzji. Ale to nie kryterium czasowe jest absolutnie najważniejsze. W
sumie szybka decyzja może nieraz okazać się strzałem w
dziesiątkę. Zwlekanie jest czasami zbawienne. Cóż więc stanowi ten
genialny punkt odniesienia przy podejmowaniu życiowych decyzji? Co zrobić, żeby
z upływem czasu coraz bardziej cieszyć się z dokonanego wyboru? Jak uniknąć
wejścia na drogę, która później przeobrazi się w nieustanne opłakiwanie swego
życia?
Wyraziste światło daje nam
przykład Jezusa Chrystusa. Po pewnym okresie nauczania, zgromadził wokół siebie
liczne grono uczniów. Doszedł do wniosku, że spośród nich należy wybrać
mniejsze grono apostołów, którzy będą z Nim nieustannie przebywali i staną się
świadkami Dobrej Nowiny. Jezus stanął wobec wielkiej decyzji,
mającej wpływ na owocność misji zbawienia całego świata. I co wtedy zrobił? Św.
Łukasz relacjonuje: „Zdarzyło się, że Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i
całą noc spędził na modlitwie do Boga” (Łk 6, 12).
Oto otrzymujemy odpowiedź
na postawione pytanie. Najistotniejszym kryterium jest Wola Boga. Dlatego Jezus
udał się na górę i w odosobnieniu całą noc poświęcił na modlitewne wsłuchanie
się w Głos Boga Ojca. Bóg wie doskonale, co jest najlepsze na drodze
Miłości i Mądrości. Dlatego trzeba odejść od zniewolenia myślą: „Co ja mam
zrobić?”. Można się wtedy nieźle zapętlić i tak nic z tego dobrego nie będzie.
Prawdziwie wyzwalające jest pytanie: „Co Bóg chce, abym zrobił?”, "Jaką
drogą Bóg pragnie, abym poszła?". Zamiast męczyć się z myślą „Czy
mam wyjść za mąż za niego?”, lepiej trwać na modlitwie z pytaniem: „Boże, za
kogo chcesz, abym wyszła za mąż?”. Od dręczącej wątpliwości „Czy
ożenić się z nią?”, lepiej skoncentrować się na wołaniu: „Boże, z kim mam się
ożenić?”. "Boże, czy w ogóle wyjść za mąż/ożenić się?".
Optymalny czas decyzji jest bardzo ważny: „nie
za szybko”, „nie za wolno”. Ale to tylko niezbędny środek pomocniczy do
najważniejszego celu, jakim jest Wola Boga. Trzeba uważać, aby nie pomieszać
„Woli Boga” z „Moją wolą”! Jezus nie zatrzymał się na swoim pomyśle, ale
poszedł na górę, aby w ciszy usłyszeć Słowo Boga.
Po tej nocnej modlitwie, o
świcie, otrzymawszy potrzebne światło, Jezus przywołał uczniów i „wybrał
spośród nich dwunastu, których nazwał apostołami”. Tak! Realizm Bożej
Woli wyraża się we wskazaniu na konkretne osoby oraz na konkretny program życia
i działania. Jakże ważne z kim coś przeżywamy lub robimy! Jednocześnie znakiem
Bożej inspiracji jest trzeźwe odniesienie aktualnych wyborów do przeszłości i
do przyszłości. Ewangelista wymienia imiona wybranych uczniów oraz precyzuje,
że będą apostołami, czyli „posłanymi” do głoszenia nauki Jezusa Chrystusa.
Ilość „dwunastu” jest pokornym podjęciem wcześniejszej prawdy o dwunastu
pokoleniach Izraela w Starym Testamencie; jednocześnie otwiera się
kolejny etap drogi Ludu Bożego Nowego Testamentu.
Wola Boża objawia się
poprzez trzeźwą odpowiedź na cztery pytania: „z kim?”, w jaki sposób?”, „jaki
związek z przeszłością?”, „ku czemu w przyszłości?”.
Jezu
Chryste, chroń przed "kręceniem się" wokół własnego ja; pomagaj
wpatrywać się w Niebo...
10 września 2013 (Łk 6, 12-19)