Niezwykły miernik. Bez cienia wątpliwości,
pokazuje prawdę. A cóż to za niezwykłe urządzenie? Wyjaśnijmy od razu: nie jest
to żaden mechaniczny bądź elektroniczny system pomiarowy. Chodzi o stan
ludzkiego ducha po doświadczeniu czegoś bolesnego. Sposób reagowania człowieka
w takiej sytuacji odsłania głęboką prawdę o jego duszy.
Aby jak najlepiej uchwycić tę delikatną kwestię,
warto najpierw dostrzec pewien niebezpieczny błąd, który
miłość utożsamia jedynie z czymś, co sprawia dobre samopoczucie.
Jeżeli doświadczymy przyjemnego słowa bądź gestu, wtedy jesteśmy przekonani
o dobroci w sercu naszego dobroczyńcy. I bardzo dobrze. Ale miłość nie
ogranicza się jedynie do tego typu przypadków. Bezcenne światło daje nam jeden
z ewangelicznych epizodów. Niektórzy zastanawiali się nawet, czy jest to
autentyczny fragment ze względu na niekonwencjonalne zachowanie Jezusa. A cóż
takiego uczynił?
Oto w Ewangelii znajdujemy zdanie,
które zwolenników „lukrowanego Boga” wprawia w poważne zakłopotanie: „Wówczas
sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także
baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał”. (J 2,
15) Czy to był jakiś moment słabości w chwili zdenerwowania? Czy
Jezus doświadczył chwilowego spadku formy w głoszeniu Dobrej Nowiny? Nic z tych
rzeczy! Najlepszym wyjaśnieniem zaistniałej sytuacji są słowa samego Jezusa:
„nie róbcie z domu mego Ojca targowiska”.
Tak więc zachowanie Jezusa było umotywowane
troską o to, aby świątynia była prawdziwie miejscem świętym, gdzie oddawana
jest chwała Bogu. Pojawił się jednak problem związany z istniejącą formą kultu
ofiarnego. W ramach ofiary składano zwierzęta i płacono także podatki. Aby
przyjeżdżający z daleka mogli dopełnić tego obowiązku, na terenie świątyni
istniała możliwość zakupu zwierząt oraz wymiany waluty na miejscową. Samo w sobie
było to w pełni właściwe.
Niestety, kult religijny stał się okazją do
robienia interesów handlowych i w konsekwencji na terenie świątyni zapanowała
atmosfera targowiska. Wielu myślało tylko o pieniądzach, a nie o Bogu. W tym
świetle jasno widać, że pojawienie się Jezusa z biczem było przejawem wielkiej
miłości. Jego serce płonęło świętą troską. Nie chciał nikomu zrobić krzywdy,
ale troszczył się o zachowanie świętości domu Ojca. W ten sposób
pomagał ludziom, aby nawrócili się z grzesznego bałwochwalstwa i oddawali
chwałę Bogu. Jednocześnie Jezus proroczo wyjaśnił, że największą
świątynią jest świątynia ludzkiego ciała.
Z tego wydarzenia wypływają rewelacyjne wnioski.
Przede wszystkim autentyczna miłość może wyrażać się nie tylko przez czułe
słowa i gesty, ale także poprzez bolesne ciosy zadane biczem. Jeżeli
otrzymujemy od Jezusa takie bolesne smagnięcia, to trzeba dziękować za ten dar
Jego miłości. Jezus nie uprawia „politycznej poprawności”, ale prawdziwie o nas
się troszczy.
Tak naprawdę możemy powiedzieć, że kochamy Boga
dopiero wtedy, gdy na doświadczony ból odpowiemy z głęboką wdzięcznością serca.
Tak wygląda najbardziej sensowny sposób przyjęcia wielkiego daru Prawdy. W
świątyni naszego ciała jest bowiem jakaś przestrzeń-targowisko, którą trzeba uzdrowić.
Zarazem trzeba dobrze uchwycić istotę tego targowiska. Otóż fakt obecności
zwierząt i bankierów nie był zły, bo w założeniu służył Bogu. Złem stało się
to, że zwierzęta i pieniądze przestały być nakierowane na Boga. Mówiąc inaczej.
Nie należy rozumieć jako targowiska różnych myśli i pragnień, które nam się
zjawiają. Jeśli są poddawane Bogu, to wszystko jest czyste. Brudne targowisko
zaczyna się wtedy, gdy myśli i pragnienia nie są powierzane Bogu i stają się
nieczyste. Wówczas ludzkie wnętrze należy biczem Miłości i Prawdy uzdrowić.
Panie, otwieraj nasze wnętrza na wszelkie
przejawy Twej uzdrawiającej Miłości…
9 listopada 2013 (J 2, 13-22)