„Szczęśliwy jest człowiek, któremu inni służą.
Szczęśliwy jest pan, który ma swoich niewolników”. Oto przekonanie, mocno
wpisane w wiele współczesnych umysłów. Nie jest to jednak nic nowego. W świecie
przedchrześcijańskim było oczywistością, że świat dzieli się na szczęśliwych
panów i nieszczęśliwych niewolników. Obecnie pogańska hierarchia wartości wraca
z bardzo dużą intensywnością. Poganin nie zna miłującego Boga Ojca. Ale nie
jest też ateistą; ma swoje bożki, którym nabożnie cześć oddaje.
Specyfika idoli (bożków) na tym jednak polega, że są bezwzględnie wymagające.
Bez cienia miłości, domagają się oddanej służby i całkowitej dyspozycyjności.
Bardzo dobrze widać to u ludzi, którzy poświęcili swe życie bożkowi
„pieniądza”, „pracy”, „kariery”, „samorozwoju”. Nieustannie pędzą, harując od
świtu do nocy.
Pojawia się „paradoks rodzinny”. Wielu ludzi, w
swoim przekonaniu, ciężko pracuje dla rodziny. Ale po powrocie do domu,
niejednokrotnie najbliżsi są sprowadzeni do roli "worków
odreagowania". W pracy trudno postawić się „silniejszemu panu”. Słabsi
domownicy stają się optymalnymi osobami, na których można bez lęku odreagować
napięcie i stres. Jeszcze trudniejszy problem polega na tym, że w głębi duszy
jest oczekiwanie, aby być przez domowników obsłużonym. Skoro dotąd z oddaniem
służyłem, to mam prawo oczekiwać, aby teraz mnie obsłużono. Ludzie, którzy
rezygnują z rodziny dla kariery lub pieniędzy, oficjalnie często „szpanują”
swymi sukcesami zawodowymi. Ale gdy na luzie mówią o swych prawdziwych
odczuciach, to często zaczyna płynąć wiązanka słów, których lepiej nie cytować.
Idole dają swym wiernym „porządnie w kość”!...
Tak! Mechanizm jest oczywisty. Człowiek, który
służy bezwzględnemu bożkowi, potem marzy o tym, aby inni jemu służyli. Smutny
jest los poganina. Sytuacja ulega radykalnej zmianie w przypadku autentycznego
chrześcijanina. Chrześcijanin to człowiek, który żyje z Jezusem i
ufnie słucha Jego słowa. Wtedy dokonuje się coś niezwykłego. Przede wszystkim,
Jezus jest miłującym Bogiem, który „umył swym uczniom nogi”. Totalny szok! Bóg
umywa nogi człowiekowi. W ówczesnej kulturze zadaniem niewolnika było obmywanie
nóg swemu panu. Dlatego obmycie nóg jest znakiem pokornego uniżenia
i służby. Diabły, gdy to zobaczyły, to parsknęły szyderczym śmiechem
pychy; w piekielnych czeluściach pogardziły Panem Wszechświata,
który obmywa nogi. Za to wszystkie święte anioły jeszcze głębiej oddały
uwielbienie Bogu, który tak bardzo kocha człowieka, że aż pokornie pada przed
nim na kolana, aby poprzez umycie stóp, miłością go oczyszczać i wypełniać.
Poganin dostaje pogardliwie w kość od swego
bożka. Chrześcijanin natomiast doświadcza daru Chrystusowej miłości. Jezus
służy z radością w sercu. Pokorne uniżenie i służba to droga szczęścia. Dlatego
Jezus tłumaczy uczniom: „Wiedząc to będziecie błogosławieni, gdy według tego
będziecie postępować” (J 13, 17) (dosłownie: „Jeśli to wiecie, szczęśliwi
jesteście, jeżeli czynić będziecie te.”). Droga szczęścia poprzez
pokorną służbę jest jak najbardziej możliwa. Chrześcijanin ma bowiem
doświadczenie nieustannej Bożej „obsługi Miłości”. Nie musi już odreagowywać
„złego ucisku”. Wręcz przeciwnie, spontanicznie pragnie, aby dzielić się z
innymi otrzymaną od Boga miłością służebną. Dlatego na wzór Mistrza
chrześcijanin nie chce już być wobec drugiego panem, ale pragnie być sługą.
Chęć bycia uniżonym sługą, obmywającym stopy, przestaje być moralnym przymusem,
który trzeba „pod karabinem” realizować. Dla świętego to w pełni dobrowolne
pragnienie, płynące z głębi serca.
Poganie kończą jako ludzie uciemiężeni i
nieszczęśliwi. Autentyczni chrześcijanie konkretnie doświadczają prawdy, że
szczęśliwi są ci, którzy służą z pokorą i miłością. Jezus Chrystus, Pan
Wszechświata, raduje się widokiem swych sług. Tych, którzy uniżenie obmywają
nogi, w Duchu Świętym nasyca swym Boskim Szczęściem.
15 maja 2014 (J 13, 16-20)