„Zakupy świąteczne i
prezenty”. „Przekierowanie pragnień”. Te dwa zjawiska mają ze sobą wiele wspólnego.
W głębi duszy najbardziej pragniemy Boga. Niestety, nasze pragnienia mogą być
przesterowane tak, że "coś" doczesnego stanie się
"boskie", najważniejsze. W tym kontekście Adwent, to czas
wielkiej walki duchowej. Orszaki piekielne usiłują dać jak najwięcej
„atrakcyjno-wesołych podróbek”, które mają na celu zneutralizować
zbliżające się „zagrożenie” w postaci „oryginału Radości Bożego Narodzenia”.
W naszych „realiach
adwentowych” bardzo popularnym zastępnikiem są wielorakie zakupy związane z
czasem „Wesołych Świąt”. Często znika nawet określenie „Boże Narodzenie”, aby
usunąć „niebezpieczne skojarzenia”, pod płaszczykiem tolerancji. W rezultacie
nawet przez wielu chrześcijan Adwent zostaje zdefiniowany jako:
„Czas świątecznych zakupów i radosnego oczekiwania na miłe prezenty”. Oto
„praktyczna definicja” „handlowej logiki adwentowej”. Im bliżej świąt,
tym Pan Jezus coraz bardziej znika z „horyzontu spraw poważnych”. Świąteczne
zakupy i prezenty skutecznie dają wielu duszyczkom pozorne zaspokojenie
pragnień. W rezultacie Boże Dziecię przestaje być oczekiwane i finałem
Adwentu są „Wesołe Święta”, już bez Bożego Narodzenia…
Odpowiedzią na
„konsumpcyjny pęd” jest inna skrajna tendencja. Tym razem zwłaszcza kupowanie
prezentów zostaje poddane krytyce totalnej. Wedle tej „pobożnej koncepcji”,
autentyczny chrześcijanin powinien myśleć o duchowych prawdach, a nie
zajmować się takimi błahostkami, jak świąteczne zakupy lub prezenty. Wszak
Adwent i Boże Narodzenie to „uczta duchowa”. „Cielesna przekąska” w postaci
„pogańskich zakupów i prezentów” staje się powodem załamywania rąk. Choć taka
argumentacja wygląda pobożnie, to jednak jest duchowo błędna i antropologicznie
niebezpieczna. Dlaczego?
Kupowanie nie jest czymś
złym. Zakupy jako rzeczy stworzone same w sobie są dobre; mogą nawet pomóc w
przyjęciu Bożego Dziecięcia. Istotą diabelskiej zasadzki w Adwencie jest to, że
zwłaszcza prezenty zostają potraktowane jako najważniejsze.
Świetny drogowskaz odnośnie
kwestii „materialno-świątecznych” znajdujemy w postawie samego Jezusa. Pewnego
razu Mistrz nauczał lud i dokonał wielu uzdrowień. W ten sposób starał się
wyjaśnić, że to właśnie On jest obiecanym Zbawicielem. Nie ograniczył się
jednak do zaspokojenia duchowych pragnień swych słuchaczy. Z realistyczną
troską stwierdził: „nie mają co jeść. Nie chcę ich puścić zgłodniałych” (por.
Mt 15, 29-37). Dlatego wziął siedem chlebów, przyniesionych przez
uczniów, i dokonał cudownego rozmnożenia. W rezultacie, dzięki Jezusowi tłum
doświadczył także zaspokojenia cielesnego głodu. Te kilka chlebów miało
strategiczne znaczenie. To było malutkie dobro, ale z jego pomocą Jezus dokonał
wielkiego dobra. Co więcej, „fizyczny chleb” stał się środkiem do uwielbienia
Jezusa, Boga i Człowieka.
Oto cenna intuicja.
Świąteczne zakupy i prezenty warto potraktować jak owe „siedem chlebów”
przyniesionych Jezusowi. Z jednej strony są ważne, bez nich nie będzie
„cudu rozmnożenia”. Z drugiej strony nie mogą być celem ostatecznym, bo wtedy
okażą się tylko iluzją zaspokojenia wobec „tłumu potrzeb i pragnień”. Dla
ucznia Jezusa świąteczny prezent ma status środka, który powinien pomóc w
przyjęciu Bożego Narodzenia. Jeśli np. dziecko dostanie skromny prezent i
zarazem otrzyma piękne wyjaśnienie, że ten dar jest możliwy dzięki Jezusowi
(ewentualnie poprzez św. Mikołaja), to mamy sytuację prawdziwie
optymalną. Przede wszystkim, sięgamy wtedy do źródeł; wszak „cały
świąteczny ruch” ma miejsce dzięki narodzeniu się Bożej Dzieciny w Betlejem!
Idąc dalej, „Jezus bez prezentu” będzie dla dziecka smutnym abstraktem.
„Prezent bez Jezusa” będzie pogaństwem, z całym szacunkiem dla pogan. „Jezus z
prezentem” najlepiej odzwierciedla „ewangeliczną logikę cudu rozmnożenia”.
Dzięki zdrowej chrześcijańskiej interpretacji natury prezentu, obdarowany
całym sobą będzie mógł doświadczyć Jezusa jako Dobrego Zbawiciela.
Poprzez „chlebki prezentu” każdy obdarowany łatwiej „poczuje” prawdę, że Jezus
jest Bogiem i Człowiekiem, który troszczy się zarówno o potrzeby duchowe,
jak i cielesne człowieka.
3 grudnia 2014 (Mt 15, 29-37)