Pokój serca… Pokój, który wypełnia najgłębsze
pokłady duszy… W takim stanie człowiek doświadcza ukojenia. Nikt i nic nie jest
w stanie wyprowadzić z wewnętrznej równowagi. Nawet dotkliwe
trudności nie wywołują gniewliwej burzy i emocjonalnej złości. Zarazem nie
oznacza to braku ludzkiej wrażliwości. Wręcz przeciwnie, zdolność empatii
wzrasta niepomiernie. Jest to możliwe dzięki Bożemu Miłosierdziu, które nawet
najbardziej gwałtowne i przeciwstawne strumienie „od zewnątrz” przemienia w
łagodny strumień, delikatnie uspokajający „od wewnątrz”. Trwanie w pokoju serca
jest darem Jezusa Miłosiernego, który jako Zmartwychwstały Pan przychodzi i z
miłością mówi: „Pokój wam!” (por. J 20, 19-31). Warto dzisiaj, w Niedzielę
Miłosierdzia Bożego, zgłębiać tę prawdę. Jezus pragnie w Duchu Świętym obdarzać
Miłosierdziem, które otrzymuje od Boga Ojca. Owocem Bożego Miłosierdzia jest
wewnętrzny pokój, który obrazowo można przyrównać do niezmąconej ciszy
oceanicznych głębin.
Bóg, jak Słońce, emanuje miłosiernymi
promieniami, ale to nie oznacza, że człowiek automatycznie doświadczy w sobie
Bożego Miłosierdzia i pokoju. Istnieją dwa ekrany, a nieraz nawet totalne
izolatory. Wtedy wołanie o Miłosierdzie staje się bezowocne. Pierwszy błąd
polega na tym, że człowiek usiłuje zasłużyć na Boże Miłosierdzie, które postrzegane
jest jako nagroda za uprzedni trud i wyrzeczenia. Ma miejsce swoisty dialog z
Bogiem: „Ja staram się, a Ty mi należycie odpłać”. Gdy pojawi się grzech,
pierwszoplanowy akcent pada na potrzebę odpokutowania, które interpretowane
jest jako swoiste samooczyszczenie się przed Bogiem. Niestety, taka postawa
uniemożliwia zadziałanie Bożego Miłosierdzia. Skutkiem tego jest brak pokoju
sumienia, które wciąż jest torpedowane przez poczucie winy lub pojawiają się
pretensje wobec Boga za brak należytego „wynagrodzenia”. Trzeba pamiętać,
że Boże Miłosierdzie jest darem absolutnie bezinteresownym.
Nawet najbardziej gigantyczne pokuty nie mają mocy, aby wysłużyć choć
skraweczek Miłosierdzia.
Drugi błąd związany jest z problemem
uznania swej grzeszności. Człowiek postrzega siebie jako kogoś
doskonałego i dobrego. Wyraziście pokazują to niektóre spowiedzi, gdzie
penitent nie wymienienia grzechów, ale na różne sposoby zapewnia o byciu dobrym
człowiekiem, który nikomu nic złego nie zrobił. Jest to zaślepiająca pycha.
Nie zapominajmy! Szatan jest przekonany, że jest kimś doskonale dobrym. Nie
widzi swego zła, ale jest zafascynowany swą dobrocią i na całego gorszy się, że
Bóg tak bardzo krzywdzi ludzi… Brak uznania swych grzechów uniemożliwia
przyjęcie w siebie Bożego Miłosierdzia, które spływa po człowieku jak woda po
kamieniu. Grzech nie zostaje odpuszczony, gdyż nie został pokornie uznany i
wyznany Bogu. Taki stan przekłada się na brak wewnętrznego pokoju. Nieuznane
zło doskwiera, generuje oskarżenia, powoduje złość i niezadowolenie.
Istnieje tylko jedna droga, która niezawodnie
prowadzi do zdrojów Bożego Miłosierdzia i pokoju serca. Na tej drodze są trzy
proste zasady. Przede wszystkim trzeba spojrzeć na Boże Miłosierdzie jako na
dar absolutnie bezinteresowny. Bóg obdarza swą miłością, bo „JEST i ja jestem”.
W tym sensie nie jest konieczny jakikolwiek bagaż zasług, wystarczy uwierzyć,
że tak właśnie jest. Następnie druga sprawa, dla człowieka pokornego niezwykle
łatwa. Otóż bez żadnych karkołomnych usprawiedliwień wystarczy uznawać i
wyznawać swe grzechy i błędy, zarazem mając szczere pragnienie odchodzenia od
zła. Wreszcie konieczny jest trud, ale nie w sensie zasług, lecz aby przyjąć
otrzymane od Boga dary Miłosierdzia. Można to przyrównać do żniw, gdy ciężka praca
służy zebraniu już obecnych na polu plonów.
Jeśli idziemy taką drogą, możemy być pewni, że
otrzymamy Ducha Świętego, który unicestwi grzechy, wypełni Miłosierdziem i
nasyci uszczęśliwiającym pokojem. Warto te prawdy, pełne nadziei, przyjąć „na
wiarę”, bez dowodów. Chrystus Zmartwychwstały i Miłosierny obiecuje:
„błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Objawem wchłoniętego w
siebie Bożego Miłosierdzia jest uszczęśliwiający pokój serca. Jezu, ufam
Tobie!... Św. Faustyno, módl się za nami...
12 kwietnia 2015 (J 20, 19-31)