„Nie muszę chodzić do kościoła. Mogę pomodlić
się w domu”. Stwierdzenia tego typu padają jako argument uzasadniający brak
obecności na Mszy Świętej. Gdyby zatrzymać się na poziomie "częściowej
modlitwy", rozumowanie takie byłoby jak najbardziej słuszne. Wszak Bóg
jest wszechobecny. Nie tylko w domu, ale w każdym dowolnym miejscu możemy
pomodlić się. Zarazem modlitwa w domu ma swój bardzo ważny sens. Jest to
uświęcenie miejsca, gdzie większość czasu przebywamy. Tak więc wspaniale,
jeśli ktoś rzeczywiście w domu się modli.
Ale dla chrześcijanina relacja z Bogiem nie
ogranicza się jedynie do wymiaru duchowego. Jezus, Wcielony Bóg, pragnie
ofiarować człowiekowi całego Siebie. Jest to dar życia, teraz i na wieki,
którego przyjęcie jest możliwe tylko wtedy, gdy spożywamy Ciało i Krew
Chrystusa w fizycznej postaci chleba i wina. Jezus mówi jednoznacznie: „Jeżeli
nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego,
nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma
życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (por. J 6, 52-59). Nie
jest to przymus, ale serdeczne zaproszenie. Skorzystanie z tej propozycji
odpada, gdy zatrzymujemy się jedynie na poziomie indywidualnej modlitwy w domu
lub w innym miejscu. Spożywanie Ciała i Krwi Chrystusa jest możliwe tylko
poprzez uczestniczenie w najcenniejszej modlitwie, którą jest Msza święta. Do
tego dochodzą jeszcze wyjątkowe sytuacje, gdy Komunia Święta udzielana jest w
specjalnym obrzędzie np. osobom chorym.
Msza Święta jest źródłem i szczytem
chrześcijańskiej modlitwy. Pełne spotkanie z Jezusem dokonuje się tylko wtedy,
gdy jest On przyjmowany także w Eucharystii. Nie jest to konsekwencja ludzkich
ustaleń, ale wola samego Jezusa, który pragnie być spożywany w swym Ciele i
Krwi, pod postacią konsekrowanego chleba i wina. Kto rezygnuje z tego
obdarowania, bardzo dużo traci docześnie i podejmuje ryzykowne działanie w
perspektywie wieczności.
Przede wszystkim odrzucona zostaje Miłość, jako
pełne zjednoczenie z Jezusem. Dlatego jest to grzech. To swoiste powiedzenie
Bogu: „Nie chcę być w pełni z Tobą, ewentualnie tylko trochę”. W efekcie
człowiek, pozbawiony mocy Bożej, wystawia się na niszczące działanie wielu form
zła. Człowiek bez Eucharystii, to tak jak rycerz bez tarczy. Miecz
własnego ludzkiego dobra na niewiele może się zdać, gdy szatan zada swe
ciosy. Ale oczywiście najbardziej chodzi o życie wieczne. W wieczności będą już
tylko dwie możliwości: odrzucenie Boga (piekło)lub absolutnie pełne przyjęcie
Boga (Niebo). Czyściec nie jest trwałą kontynuacją „ziemskiej połowiczności”,
ale okresowym oczyszczeniem przed wejściem do Nieba.
Niebo oznacza stan pełnego zjednoczenia z
Bogiem. Kto świadomie i dobrowolnie nie przyjmuje Komunii Świętej stwierdza tym
samym: „Nie chcę iść do Nieba”. Jedyna nadzieja w tym, że w spotkaniu z
Chrystusem twarzą w Twarz człowiek ostatecznie otworzy się na Jego Ciało i Krew.
Ale po co później w czyśćcu w wielkim cierpieniu „wszystko odkręcać”, skoro już
teraz można iść w dobrą stronę?
Dodajmy, że samo mechaniczne przyjęcie Ciała i
Krwi Pańskiej nie wystarczy. Jezus mówi: „Kto (…) trwa we Mnie, a Ja w
nim”. Czyli niezbędna jest postawa „trwania w Jezusie”. Jest to akt
spożywania Komunii Świętej świadomie i z miłością w sercu: „Oto Jezus”. W ten
sposób rodzi się rzeczywiste zjednoczenie pomiędzy przyjmującym i Jezusem.
Kochać drugiego, to przyjmować go w siebie. To czynić z siebie dom, do którego
kochana osoba może wejść i czuć się bardzo dobrze. Jezus tak nas przyjmuje. Ze
swej strony czyńmy podobnie. Wówczas moment śmierci będzie pięknym rozbłyskiem
istniejącej komunii wzajemnego trwania w sobie. Niech Eucharystia staje się
coraz bardziej źródłem i szczytem wszystkich naszych modlitw, słów i
czynów…
24 kwietnia 2015 (J 6, 52-59)