Piękna chwila wiary


Poranne przebudzenie... Perspektywa kolejnego dnia. Przytłaczający bezsens, okruchy sensu, a może głęboki sens? Wszystkie opcje wchodzą w rachubę. Najważniejsze, aby szczerze uświadomić sobie stan swego ducha „tu i teraz”. Bez żadnej autocenzury i bez śladów samooceny. Proste uznanie tego, jakie jest obecne samopoczucie. Bóg nie oczekuje, abyśmy odegrali rolę, która odzwierciedla stworzone przez siebie lub wtłoczone przez kogoś ideały i powinności. Miłość, w pierwszym geście powitania,  zawsze pokornie przyjmuje to, co po prostu jest. Bóg jest nieskończoną Miłością. Tak więc możemy bezstresowo wyrazić wszystko, co wypełnia nasze wnętrze. Czasami wystarczy jedno słowo, które doskonale odzwierciedla obecność w duszy „promienia słońca” lub „zardzewiałego ostrza”…

Oto piękno wiary chrześcijańskiej, która jest ufnym zanurzaniem aktualnej chwili swego istnienia w Chrystusie.  Jest to „elektryzujący styk”, w trakcie którego dokonuje się wzajemne przenikanie ludzkiego życia i Boskiego Życia. Chrystus jest jednocześnie Bogiem i Człowiekiem. Dlatego jest doskonałym Pośrednikiem.

Tak rozumiany akt wiary sprawia, że wypowiedziane u progu dnia „słowo serca” dociera do głębin Bożego Serca. Bóg przyjmuje wszystko z absolutnym współczuciem, do żywego wzruszony autentyzmem otrzymanego przekazu. Im szczerzej odsłonimy swe najbardziej ukryte tajniki, tym bardziej Bóg odczuje w sobie treść wyrażonego wołania. W odpowiedzi otrzymamy niewidzialny strumień Bożej energii. Duch Święty sprawi, że dotrze ona do odsłoniętych obszarów, ożywiając, wzmacniając i napromieniowując, adekwatnie do aktualnych potrzeb. Pamiętajmy, że mamy do czynienia z Boską Nieskończonością. A to niesie z sobą niebywałe konsekwencje. Wszak wiemy, że liczba będąca nawet totalną „maleńkością” przemnożona przez nieskończoność staje się „nieskończoną wielkością”.

Odnosząc to do świata duchowych praw wiary, warto uświadomić sobie, że „ułamek chwili” wystarczy, aby Bóg wypełnił człowieka ogromem swej Miłującej Obecności. Dlatego tak ważne, aby po przebudzeniu przeżyć „moment” kontaktu z Bogiem. Istotny nie jest czas trwania, ale intensywność autentyzmu wyrażenia tego, co najbardziej raduje, bądź gnębi. W praktyce taka „boska chwila wiary” potrzebuje jednak pewnego czasu przygotowania i potem zatrzymania się z tym, co się dokonało.  Bez tego nie zyskamy w miarę jasnej świadomości tego, co w nas jest. Jednocześnie od razu "biegnąc dalej”, raczej zadepczemy to, co właśnie otrzymaliśmy. Warto potraktować na serio błogosławieństwo, jakie można otrzymać poprzez „poranną chwilę wiary”. Jezus mówi wyraźnie: „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony”.

Słowa o „przyjęcie chrztu” łączą się oczywiście z sakramentem chrztu świętego. Ale samo „zaliczenie” jednorazowego zewnętrznego rytuału w praktyce życia może niewiele pomóc. Jest to niezbędny fundament, który dopiero otwiera wspaniałą perspektywę dalszego budowania. Budowanie zaś polega na tym, aby wciąż od nowa odkrywać znaczenie „przyjęcia chrztu”. W pierwotnym sensie duchowym oznacza to zanurzanie, obmywanie swojego życia w Bogu, który jest Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Prawda ta może być różnie podejmowana.

Kto o poranku choć przez chwilę z wiarą zanurzy swe życie w Bogu, doświadczy zbawiennych skutków, które będą promieniować w ciągu całego dnia. Warto podkreślić takie owoce, jak: odporność na działanie różnych ludzkich trucizn, ochrona przed atakami złego ducha oraz posługiwanie się „nowym językiem” miłości, prawdy, dobra i piękna. Szczególnym darem jest pokorne i rozsądne działanie w „Imię Jezusa”, a nie wedle swych egoistycznych zachcianek. Kto rezygnuje z żywej wiary, ten dokonuje samopotępienia. Bóg pragnie wypełnić swą kojącą Obecnością, ale człowiek, trwając w iluzji samowystarczalności, niszczy sam siebie. Najgorzej, że skutkiem odrzucenia Boga jest także cierpienie niewinnych. Dlatego jeśli pragniemy żyć i innym dawać życie, miejmy odwagę czerpać z bezcennego skarbu porannej „chwili wiary”. „Zanurzanie” siebie i innych w Bogu, to droga prowadząca do zbawienia…

25 kwietnia 2015 (Mk 16, 15-20)