Pokazywanie postów oznaczonych etykietą małżeństwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą małżeństwo. Pokaż wszystkie posty

Interpretacja pragnienia



           Kobieta ma naturalne pragnienie mężczyzny. Mężczyzna ma naturalne pragnienie kobiety. Ale w sercu każdego człowieka istnieje jeszcze głębsze pragnienie, które skierowane jest ku Bogu. Bardzo często ta najbardziej fundamentalna tęsknota nie jest jednak wyraziście obecna w świadomości i funkcjonuje raczej jako głód absolutnej doskonałości, miłości, prawdy i piękna. Ten egzystencjalny fakt pozwala lepiej zrozumieć przedziwne zjawisko, które zwłaszcza współcześnie ma miejsce.

Otóż na początku dwie  osoby marzą o tym, aby wstąpić w związek małżeński. Wspólne małżeństwo i rodzina jawią się jako szczyt szczęścia na ziemi. Potem jednak  wzajemna fascynacja ulega zmniejszeniu i przeobraża się w coraz większy trud bycia ze sobą. Na plan pierwszy wysuwają się codzienne obowiązki i przyzwyczajenia na zasadzie „szarego rytuału”. Niestety bywa, że pierwotna „chęć bycia razem” przeobraża się w „niechęć bycia razem” lub  wręcz celem działań staje się jak najszybsze rozstanie. Na szczęście istnieją także małżeństwa, gdzie w miarę upływy czasu wspólne życie staje się coraz bardziej fascynujące.

Fundamentalne wyjaśnienie tych procesów jest ściśle związane z relacją, jaka zachodzi pomiędzy pragnieniem męża/ żony oraz pragnieniem doskonałego Boga.  Na początku jest wzajemna fascynacja sobą. Ale przy błędzie poznawczym, tak naprawdę nie jest to zachwyt drugim człowiekiem, ale „bogiem” postrzeganym jako pewien stan wymarzonej doskonałości. Początkowo poznany człowiek jest traktowany jako swoiste wcielenie tej cudnej boskości. Stąd decyzja, aby wspólnie być. Ale w rzeczywistości nie jest to wybór człowieka, lecz boskich przeżyć, jakie wyzwolił.

Fakt ten ujawnia się, gdy z czasem staje się jasne, że druga osoba wcale nie jest poszukiwanym „bogiem” lub „boskością”. Pragnienie boskiego ideału pozostaje, zaś druga osoba jest coraz bardziej postrzegana i przeżywana jako „niedoskonała obecność” i „życiowa pomyłka”. To generuje coraz intensywniejsze „uciekanie od siebie”. Gdy pojawi się ktoś, kto zostanie zinterpretowany jako od początku wyczekiwana boskość, następuje chęć wejścia w nową relację. Jest to oczywiście iluzja spotkania Boga. Prawda jest taka, że człowiek jest człowiekiem, zaś Bóg jest Bogiem. Rzeczywiste spotkanie Boga ma miejsce tylko wtedy, gdy doskonały Bóg jest odkrywany w niedoskonałym człowieku. Dlatego trudności i poczucie zawodu nie są argumentem, aby opuszczać męża lub  żonę, ale  mobilizacją, aby zacząć na serio odnajdywać nieodkrytego Boga.

W tym świetle przykazanie wierności małżeńskiej nie jest „wrogim przymusem”, ale „przyjacielskim wsparciem”. Można powiedzieć, że sens ślubowania miłości ujawnia się najpełniej nie wtedy, gdy jest łatwo, ale wtedy, gdy są trudności. Złożony ślub jest kotwicą, która pozwala przetrwać „małżeńskiej szalupie”, gdy szaleje diabelska burza, która usiłuje wszystko zniszczyć. „Kto oddala swoją żonę (…) a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo” (por. Mt 19, 3-12). Taka sytuacja jest wielką tragedią, gdyż cudzołożny związek nie prowadzi do Boga, ale od Boga oddala. Jeśli człowiek, który cudzołoży, w sposób zatwardziały twierdzi, że czyni dobrze i definitywnie rezygnuje z nawrócenia, skazuje się na piekło. Jeśli nastąpi uznanie grzechu i pojednanie z Bogiem, wtedy na szczęście droga  do nieba się otworzy, ale w czyśćcu trzeba będzie oczyścić się ze skutków życia w cudzołóstwie.

Istnieją tylko dwie sensowne drogi. W przypadku małżeństwa jest to pokochanie niedoskonałego człowieka, który poprzez „jedność” staje się towarzyszem wspólnego poszukiwania Boga. Wtedy czas nie powoduje oddalania się od siebie, ale coraz głębsze zjednoczenie, w promieniach Doskonałego Boga. Drugi przypadek dotyczy celibatu (niekoniecznie oficjalnie konsekrowanego), który jest podejmowany ze względu na Boga. Jest to stan, gdzie mocą Bożej łaski człowiek rezygnuje z „pośrednictwa męża lub żony”, aby bezpośrednio podjąć najgłębsze pragnienie, jakim jest bycie i zjednoczenie z Bogiem.  Doczesność staje się przedsmakiem Wieczności z Bogiem… 

14 sierpnia 2015 (Mt 19, 3-12)

Chleb czy znak?


Tajemnica relacji małżeńskich... Jedne z nich pięknie się rozwijają, inne kończą się nawet wrogim rozstaniem. Dlaczego tak się dzieje? Wiele światła rzuca odpowiedź na pewne pytanie. Jakie? Co było powodem stanięcia na ślubnym kobiercu? Jaki był motyw poszukiwania drugiej osoby?

Zdarza się, że po solidnych rekolekcjach dla narzeczonych niektóre pary otwierają oczy i czym prędzej rezygnują z pomysłu wspólnej drogi, odkrywając, że w zaślepieniu brnęli do przepaści cierpienia. Oj wielka to łaska w ostatniej chwili uniknąć decyzji, która codzienność zamieniłaby w gehennę wielorakiej przemocy oraz powikłań uczuciowych, prawnych i ekonomicznych. Kto już jest w ważnym małżeństwie, bardzo sensownie uczyni, stawiając sobie cyklicznie pytanie: czego szukam? To cenna prewencja, która może uchronić nawet przed rozwodem. Kto stoi, niechaj baczy, aby nie upadł! A jeśli nie ma jakiegoś fundamentalnego zagrożenia, to dzięki dokonanym odkryciom wspólne życie na ziemi może jeszcze bardziej stawać się przedsmakiem Nieba.  

Cenną intuicję daje ewangeliczny opis zachowania „ludzi z tłumu”, którzy po cudownym rozmnożeniu chleba „szukali Jezusa”. Jezus nie był zachwycony tym poszukiwaniem, wskazując na poważny problem w obszarze motywacji:  „Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości” (por. J 6, 22-29). Oto wyjaśnienie wielu życiowych porażek. Chodzi o to, że celem poszukiwań jest tylko „chleb”. Liczy się jedynie świadomość własnych potrzeb fizycznych. Jezus dokonał cudu rozmnożenia, aby obudzić świadomość Boga. Niestety, nie został zrozumiany. Cud zinterpretowano na poziomie fizycznego zaspokojenia. Dlatego szukano Jezusa, aby ponowił wcześniejszy stan nasycenia.  

Sytuacja ta wiele tłumaczy odnośnie „płomiennych relacji miłosnych”, które z czasem  przekształcają się w rozstanie. Najgorzej, gdy to oznacza rozwód. Celem poszukiwania drugiej osoby było niejednokrotnie zaspokojenie własnych potrzeb fizycznych: seksualnych, emocjonalnych lub typowo finansowych. Emocje mogą czasowo przysłonić prawdziwy obraz sytuacji. Niby „to coś” wygląda na miłość, a tak naprawdę jest egoistycznym pożądaniem. Nie liczy się osoba, ale tylko jej ciało lub pieniądze. Jeśli narzeczeni odkryją taką prawdę i przynajmniej u jednej ze stron nie ma żadnej woli zmian, wtedy lepiej się rozstać, aby uniknąć późniejszego rozwodu lub „martwej koegzystencji”. Jeśli już małżeństwo zaistniało, wtedy gdy dominuje pożądanie, nie pozostaje nic innego, jak odkryć zbawienny dar miłości …
            
  W świecie miłości druga osoba jest poszukiwana dlatego, że jest „znakiem”. W rozumieniu Jezusa „znak” jest tym, co wskazuje na Boga. Taki był sens cudu rozmnożenia chleba. Wedle tej logiki miłość oznacza relację międzyludzką, w której drugi człowiek jest postrzegany jako Boży znak. Czyli osoba jest poszukiwana dlatego, że wskazuje na Boga. Wspaniale ilustrują to przypadki, gdy osoby nawet niewierzące poprzez zaistnienie miłości zbliżają się do Boga. Obecność ukochanej osoby staje się powodem do zaistnienia ewangelicznej wiary. Skoro ona, on istnieje, to znaczy, że Jezus jest i mnie kocha. Pojawia się wtedy modlitwa dziękczynna. Bóg jest uwielbiany, że podarował tak piękną osobę. Tak więc w miłości osoba, będąca celem poszukiwań, jest przeżywana jako znak Boga.

To nie oznacza negacji „chleba”. Bóg udziela niezbędnych łask, aby potrzeby fizyczne mogły być  zaspokojone optymalnie na poszczególnych etapach trwania relacji. Święty paradoks polega na tym, że rezygnacja z pierwszoplanowej roli „chleba” sprawia, że Bóg potem mocą łaski tego „chleba” daje jeszcze więcej, niż normalnie natura pozwala. Małżeństwa, w których żona i mąż są dla siebie ewangelicznym znakiem Boga, świadczą, że przeżywają piękny świat miłości zarówno duchowej, jak i cielesnej. Bóg troszczy się o to, aby wszelkie potrzeby fizyczne, seksualne i materialne były w pełni zaspokojone. Dzięki temu powstaje harmonia: Bóg, osoba-znak, chleb. Niech Duch Święty pomaga nam odkrywać poprzez wszelki „chleb” samego Jezusa, Boży Chleb na wieki…       

20 kwietnia 2015 (J 6, 22-29)