Na drodze życia religijnego człowiek
podejmuje różnego rodzaju modlitwy i posty. Nieraz ilość i wielkość wyrzeczeń
traktowane są jako wyznacznik poziomu wiary. Człowiek, który więcej modli się i
pości, zaczyna wyciągać automatycznie wniosek, że posiada głębszą wiarę.
Praktyka ascetyczna staje się wyznacznikiem duchowej wartości, celem samym w sobie.
Jezus Chrystus pokazuje, że jest to bardzo powierzchowne i błędne spojrzenie.
Człowiek nie staje się bardziej wartościowy proporcjonalnie do poziomu
wyrzeczeń. Wartość ta zależy od poziomu zbliżenia się do Boga.
Modlitwa i post są środkami, które mają
pomagać w przyjęciu Jezusa Chrystusa. Dlatego każdy wierzący musi zadawać sobie
pytanie, co wynika z podejmowanych trudów? Wielkie niebezpieczeństwo polega na
powierzchowności. Smutna iluzja bycia głęboko wierzącym. Na czym ona polega?
Otóż człowiek pragnący poprawić swoje życie zaczyna podejmować różne praktyki o
charakterze zewnętrznym. Nieraz jest to wielki wysiłek i w swoim przekonaniu
taki człowiek staje się lepszym. Ułuda polega na tym, że zmianie podlega
jedynie pewna powierzchniowa warstwa człowieka. Obrazowo można to przyrównać do
przyszywania nowego materiału praktyk do starego ubrania życia lub do wlewania
nowego wina praktyk do starych bukłaków życia. Coś nowego rzeczywiście się
pojawiło. Ale ta zmiana jest tylko powierzchowna. W głębi człowiek pozostaje w
starym dotychczasowym świecie. Nowa łata szybko spowoduje oberwanie i w
konsekwencji zniszczone miejsce jest jeszcze większe. Podobnie nowe wino
rozsadzi stary bukłak i w rezultacie wino i bukłak będą zniszczone.
Powierzchowne zmiany przynoszą gorsze efekty od sytuacji, gdyby w ogóle żadnej
przemiany nie było. To większe zło polega na tym, że człowiek jest przekonany,
że zaczął żyć wedle nowych wartości, że jest bardziej wierzący. Na przykład
ktoś prowadzący zewnętrznie życie bez Boga, wchodzi na drogę przemiany. Zaczyna
podejmować praktyki religijne, chodzi na Msze, opowiada o Bogu, podejmuje
posty. Ale w rzeczywistości są to tylko pewne zewnętrzne formy. W głębi nadal
obecny jest dawny sposób życia. Człowiek zmienił się tylko zewnętrznie, a wewnętrznie
pozostaje dawnym człowiekiem. Kiedyś występował egoizm, brak miłości i
wrażliwości na drugiego człowieka bez odniesienia do Boga. Po przemianie
pojawiają się modlitwy, słowa o konieczności miłowania Boga i człowieka. Są to
jedynie pewne zewnętrzne formy, w głębi nadal występuje egoizm i brak miłości.
Paradoksalnie słowa o miłości wypowiadane są bez miłości.
Dodatkowo w nowej sytuacji pojawia się
często ukrywana postawa pychy, „bycia lepszym wierzącym”. Mamy więc ostatecznie
efekt gorszy od początkowego. Nie dość, że w głębi nie zaszła zmiana, to
jeszcze powiększyła się postawa pychy. Próba wlewania nowego wina miłości do
bukłaku starego człowieka powoduje jeszcze większą stratę. Boża miłość nie
zostaje realnie przyjęta, jednocześnie stary człowiek staje się jeszcze
bardziej zniszczony. To niezwykle bolesne spotykać ludzi, którzy powołują się
na miłość Boga, a emanują postawą egoizmu i skoncentrowania na sobie.
Oczywiście, najczęściej w swym zaślepieniu tego nie widzą. Są przekonani, że
kochają bo praktykują, podejmują wyrzeczenia, poszczą. Ale niestety podejmowane
wtedy posty i praktyki religijne wcale nie prowadzą ku lepszemu, ale jeszcze
pogarszają sytuację. Najbardziej wyrazistym tego znakiem jest pycha.
Dlatego Jezus jednoznacznie wskazuje, że
wprowadzanie nowego ma sens tylko w połączeniu z całościową przemianą. Nowe
wino trzeba wlewać do nowego bukłaka. Wtedy dokonuje się rzeczywista przemiana
wnętrza. Jeżeli po nawróceniu człowiek podejmuje posty z pokorą, w poczuciu
swej nędzy, to taka postawa jest znakiem autentycznej głębokiej przemiany.
Jeśli mówię o miłości Boga w postawie upokorzenia i współczucia, to znaczy, że
zaczyna się dokonywać rzeczywiście coś nowego. Wtedy zewnętrzne praktyki
zaczynają autentycznie odzwierciedlać wewnętrzną centralną obecność Jezusa.
21
stycznia 2013 (Mk 2, 18-22)