Wciąż od nowa
stajemy w obliczu rzeczy, które trzeba wykonać. Nieraz pojawiają się poważne
problemy do rozwiązania. Powstaje wewnętrzne napięcie, że coś nie zostało
jeszcze zrobione. Bóg doskonale wie, jakie braki i trudności zaistniały. Rodzi
się pytanie, jak dostrzec i przyjąć pomoc, której pragnie udzielić?
Wiele daje do
myślenia ewangeliczna sytuacja w Kanie Galilejskiej. W trakcie uczty weselnej
zabrakło wina. Jezus oczywiście dostrzegł to, a jednak początkowo sam nie
wyszedł z inicjatywą, aby coś zaradzić. To Maryja jako pierwsza stwierdziła:
„Nie mają wina” (J 2, 3). Dopiero po tych słowach Jezus przeszedł do działania.
Ujawniła się tu moc wstawiennicza Maryi u Boga. Zarazem wielka mądrość sposobu
tego wstawiennictwa. Z jednej strony nie milczała, nie pozostała bezczynna. Z
drugiej strony nie sformułowała jakiegoś natarczywego nakazu. Dokonała jedynie słownego
opisu sytuacji, wskazując jednocześnie na problem do podjęcia. Z tym
zachowaniem ściśle łączy się niejako dalsza część tej zrównoważonej mądrości.
Gdy Jezus podjął temat, wtedy padło Maryjne: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam
powie” (J 2, 5). Sercem tego sformułowania jest ufne wskazanie na wolę Jezusa
Chrystusa. Nie chciała czegoś swojego. Była gotowa przyjąć to wszystko, co
później Jezus uczyni. W rezultacie problem został szczęśliwie rozwiązany.
Potrzebne wino znalazło się, nawet jeszcze lepsze od tego, które było na początku.
To ewangeliczne
wydarzenie niesie w sobie wiele cennych treści odnośnie
relacji kobieta-mężczyzna, w obliczu jakiejś sprawy do zrobienia. Jezus
zwraca się do Maryi (tłumaczenie własne, dosłowne): "Co mi i tobie,
kobieto?" (J 2, 4). Oczywiście każdy przypadek jest niepowtarzalny, ale
istnieją pewne ogólne kierunki postępowania. Najpierw warto zauważyć, że
mężczyzna często zdaje sobie sprawę, że coś trzeba zrobić. Potrzebuje jednak
zachęty. Tu pojawia się rola do spełnienia dla kobiety. Źle, jeśli czeka w
milczeniu, aż w końcu może mężczyzna sam weźmie się do roboty. Często skończy
się to raczej na zdenerwowaniu i noszeniu ukrytej pretensji. Błędem jest także
kategoryczne nakazywanie, zwłaszcza krzykiem. Wtedy tym bardziej coś nie będzie
zrobione, chyba że mężczyzna jest słaby i posłucha z lęku lub dla świętego spokoju.
Maryja pokazuje
właściwą drogę. Mądra reakcja kobiety polega na dyskretnym wskazaniu problemu z
ewentualną sugestią. Wtedy mężczyzna z dużo większym prawdopodobieństwem
podejmie temat i przejmując inicjatywę, daną rzecz wykona lub zajmie się
określonym problemem. Jednak sztuka wypośrodkowania „nie za mało, nie za dużo”
jeszcze nie wystarczy. U kobiety powinna się ona ściśle łączyć z Maryjnym
nastawieniem na wykonanie woli Jezusa. „Zrób wszystko, cokolwiek On ci powie”.
W tym miejscu często pojawia się problem manipulacji, która może być wyrażona w
sformułowaniu: „Zrób wszystko, cokolwiek JA ci powiem”. Tym razem to moje
„ja” staje w centrum. Dążę do zrealizowania mojej woli. Mężczyzna jest wtedy
traktowany jako środek do zrealizowania określonego celu. Pojawiają cię
różnorakie argumenty, włącznie z odgrywaniem roli nieszczęśliwej ofiary. „Takie
branie na płacz” stanowi wysublimowaną presję emocjonalną, żeby osiągnąć swój
cel. Ostatecznie zawsze chodzi o to, aby moje oczekiwania zostały spełnione.
Oczywiście mężczyzna może też chcieć manipulować kobietą. Jest to postawa
radykalnie „antymaryjna”, która staje się powodem wielu niepotrzebnych
konfliktów. Manipulacja jest zawsze porażką. Często bowiem nieczystość intencji
zostaje inteligentnie rozszyfrowana, a jeśli nawet nie, to niestety występuje
nieprawda.
Maryja zachęca tak
bardzo realistycznie. W życiu sensowne jest tylko nastawienie na zrobienie
tego, co obiektywnie jest konieczne. Nie jest to już dążenie do wypełnienia
„mojej woli”, ale Woli Bożej. Tym razem na pierwszym miejscu nie stawiam swoich
egoistycznych oczekiwań czy nieraz wręcz zachcianek, ale Wolę Jezusa Chrystusa.
Warto czerpać z wielkiej mocy wstawienniczej Maryi u Boga w przeżywanych
problemach. Warto uczyć się od Maryi mądrości i czystości oczekiwań.
20 stycznia 2013 (J 2, 1-12)