W życiu szczególnie dotykają nas trudne
słowa i zachowania. Łatwo rodzi się wtedy poczucie niezadowolenia. Jakże
mogliśmy być tak boleśnie potraktowani?! Niestety, podtekst naszego rozumowania
często jest powierzchowny. Uważając siebie za porządnych, ubolewamy nad brakiem
adekwatnego traktowania. Nie dostrzegamy związku pomiędzy otrzymanym słowem i
gestem a naszym wcześniejszym postępowaniem. To powierzchowny sposób
postrzegania rzeczywistości. Dlatego warto uświadomić sobie bardzo ważną rzecz,
zwłaszcza w dłużej trwających relacjach z bliskimi.
Otóż ich sposób odnoszenia się do nas
nie zaczyna się od jakiegoś stanu zerowego. To odpowiedź na nasze wcześniejsze
podejście do nich. Dlatego krytyka i chęć zmiany drugiego niewiele mogą wnieść.
Dopiero zmiana mojej postawy może wywołać potem proporcjonalną odpowiedź u
drugiej osoby. Pewien mąż, wracając do domu, spotykał się z ciągłymi
pretensjami i poniżającymi docinkami ze strony żony. W rezultacie odpowiadał
agresją i chłodnym dystansem. Żona nie dostrzegała swych nieustannie
recytowanych litanii żalu. Doświadczając agresji, była święcie przekona o
całkowitej winie męża i nieszczęśliwym małżeństwie. Jakież było jej zdziwienie,
gdy pod wpływem otrzymanych sugestii zmieniła ton i treść wypowiedzi. Wtedy w
miejsce dotychczasowej agresji, u męża pojawiło się dobre słowo i nawet
życzliwa pomoc w codziennych obowiązkach. Człowiek, mający ciągle te same dane
w dowodzie, zaczął być innym człowiekiem. Jak to możliwe? Odpowiedź rysuje się
jasno w świetle mądrości Jezusa Chrystusa: „Odmierzą wam bowiem taka miarą,
jaką wy mierzycie” (Łk 6, 38).
Tak! Ta „zasada odmierzania” wiele
tłumaczy. Uciążliwe zachowanie drugiego to przede wszystkim konkretny
komunikat. Nie potępiaj i nie próbuj zmieniać tego człowieka na siłę. Przyjrzyj
się dokładniej sobie i spróbuj zmieniać własne zachowania. Najprawdopodobniej
tu jest źródło generujące konfliktową sytuację. W większości przypadków drugi
człowiek jest dla nas bezcennym lustrem. Jego postawa wyraziście pokazuje nasze
zachowanie. Sami siebie nie widzimy, tak jak nie możemy bezpośrednio obserwować
własnej twarzy. Tę twarz możemy zobaczyć dopiero w lustrze. Gdy spotyka mnie
coś bolesnego, to warto ujrzeć to jako lustrzany obraz mojego niewłaściwego
zachowania, którego nie dostrzegam. Jeśli dominuje pycha, to bez lustra ciężko
cokolwiek zobaczyć. Koncentracja na sobie zaślepia wobec własnych grzechów.
Zdarza się, że osoby głęboko praktykujące, w sercu są jednak wyznawcami
własnego „ja”. Wówczas nawet setki konferencji i kazań mogą niewiele pomóc, bo
są jedynie materiałem do umoralniania innych. Jedyną realną możliwością
przemiany pozostaje jakieś bolesne doświadczenie ze strony drugiego człowieka.
Potraktowanie „krzywdziciela” jako lustra mych problemów daje realną
szansę wyrwania się z diabelskiego kręgu
iluzorycznej własnej doskonałości.
Wspomniana zasada odmierzania jest
ogromnie ważna w dłuższej życiowej perspektywie. Otrzymamy z powrotem to, co
wcześniej sami daliśmy. Z reguły to wszystko zostanie jeszcze wzmocnione. Co
daliśmy, w przyszłości z powrotem otrzymamy. Jeśli osądzamy i potępiamy, to
tylko kwestia czasu, gdy zostaniemy osądzeni i potępieni. Brak miłosierdzia
zaowocuje zimną bezwzględnością. Nasze potępienie i osąd przeobrażą się w
jeszcze większą dawkę potępiającego tym razem nas osądu. Jednocześnie każde
dobre słowo i gest do nas wrócą jak bumerang; często po wielokroć obficiej od
tego, co daliśmy.
Wreszcie najbardziej chodzi o wieczność,
która nie jest przypadkową loterią. Jeśli osądzamy i potępiamy, to zostaniemy
osądzeni i potępieni. Precyzując, to nie Bóg miłosierny nas potępi, ale na
skutek własnej głupoty sami siebie potępimy. Jeśli jesteśmy pełni miłosierdzia
i współczucia, doświadczymy na wieki chwały Bożego Miłosierdzia. Każde słowo,
każdy gest, każde zachowanie są jak bumerang. To tylko kwestia czasu, gdy ten
bumerang wróci do nas. Dlatego warto podążać za drogowskazem słów Jezusa
Chrystusa: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6, 36).
25
lutego 2013 (Łk 6, 36-38)