Człowiek… potrzebuje wsparcia. Gdy dziecko wzrasta w klimacie miłości i dowartościowania, otrzymuje solidne wyposażenie na całe życie. Nawet mocne uderzenia nie złamią, bo we wnętrzu nieustannie brzmią słowa rodziców: „Jesteśmy z Ciebie dumni”, „Przed Tobą wspaniała przyszłość”. W rdzeniu istnienia powstaje wtedy głębokie poczucie swej wartościowej tożsamości oraz zdolność wytrwałego dążenia do celu. „Dobre słowa” z dzieciństwa są jak „wiatr w żagle”, który pozwala odważnie płynąć po „oceanie życia”. Gdy dziecko wsparcia nie otrzymuje, a nawet ma wciąż „podcinane skrzydła”, sprawy przybierają zupełnie inny obrót. Zdania w rodzaju: „Nic z ciebie nie będzie”, „Na pewno ci się nie uda”, są jak przekleństwo. Jego skutkiem jest życiowe zagubienie, niepewność w dążeniu do celu i poczucie „bycia gorszym”. „Złe słowa” z przeszłości są jak złowrogi wicher, który co rusz spada i niszczy próby życia. Brak wspierającej obecności wywołuje poczucie pustki i bezsensu wszelkich podejmowanych inicjatyw. Już na samym początku powstaje myśl: „Nic z tego nie będzie, co najwyżej śmiech ze wszystkich stron”.
Świadomość istnienia kogoś, kto
serdecznie wspiera, jest bezcenna. Na początku chodzi raczej o oparcie w
postaci widzialnej obecności rodziców. Z czasem mogą to być inne bliskie osoby,
ale nadal duże znaczenie odgrywa fizyczna obecność, doświadczana poprzez
słyszalne słowa i gesty otuchy. Gdyby jednak wszystko miało pozostać jedynie na
poziomie „historii i przestrzeni”, byłaby to jakaś okrutna niesprawiedliwość
losu, czyniąca jednych „szczęściarzami ze wsparciem”, zaś innych
„osamotnionymi pechowcami bez wsparcia”. Na szczęście, nawet najgorszy
punkt startu może być przeobrażony w dalszą wspaniałą kontynuację.
Błogosławione rozwiązanie polega na tym, aby
uznać ewentualny brak wsparcia i ufnie otworzyć swe serce na nadprzyrodzoną
pomoc ze strony Miłosiernego Boga. Jest to super-realne wsparcie, które pozwala
nawet najgorszą przeszłość przekształcić w dobrą teraźniejszość i w jeszcze lepszą
przyszłość. Bardzo ważne! Wspierające promieniowanie nie dochodzi z widzialnej
czasoprzestrzeni, ale jest „strumieniem łaski”, która płynie od Boga Ojca spoza
dotykalnego i słyszalnego świata.
Ten duchowy proces ukazuje modlitwa , którą
Jezus w Wieczerniku zanosi do Ojca: „Ja za nimi proszę (…). Już nie jestem na
świecie, ale oni są jeszcze na świecie” (por. J 17, 1-11). Apostołowie
pozostają sami na świecie, pozbawieni oparcia, jakie dotąd dawała im widzialna
obecność Jezusa. Koniec tej formy obecności nie jest jednak „złym
opuszczeniem”. Wręcz przeciwnie, będąc u Ojca, Jezus udziela w Duchu Świętym
jeszcze bardziej intensywnej pomocy wierzącym w Niego. Znaczy to, że pozostając
w świecie, będąc nawet tłamszonym, możemy oprzeć się na niewidzialnej,
duchowej obecności Jezusa. Brak Jego fizycznej obecności w świecie nie oznacza
bezowocnej nieobecności. Fizyczna nieobecność umożliwia jeszcze bardziej owocną
duchową obecność i wsparcie.
Dobrze obrazuje to sytuacja po konklawe, gdy
Karol Wojtyła został papieżem Janem Pawłem II. Fizycznie opuścił „świat
Ojczyzny”, aby zamieszkać w innym miejscu, zgodnym z wolą Boga Ojca. Nie
oznaczało to jednak szkodliwego zniknięcia. Wręcz przeciwnie, święty Papież
stał się jeszcze bardziej obecny duchowo. Będąc „na stolicy Piotrowej”, służył
potężnym wsparciem, bez porównania większym niż wcześniej.
Warto odkrywać „oparcie”, jakie daje Boża
obecność. Choć jest niewidzialna, to działa jak najbardziej realnie. Podobnie z
ludzkim wsparciem, które wcale nie musi być fizycznie słyszalne i dotykalne,
aby dodawać sił do życia. Poprzez modlitwę, miłość, pamięć i troskę możemy
pomagać sobie w sensie duchowym; poprzez duchową łączność. Nie jest konieczne,
aby człowiek udzielający wsparcia był fizycznie w naszym codziennym świecie.
Najważniejszy jest fakt realnej współobecności, współcierpienia i
współprzeżywania w Chrystusie. Wówczas otrzymujemy konkretną moc i łaski, które
niezależnie od przeszłości pozwalają nam dzielnie i owocnie zdążać ku pięknej
przyszłości, doczesnej i Wiecznej …
19 maja 2015 (J 17, 1-11)